Podlasie i Polesie z Klubem Globtrotera
Nie przepadam za zorganizowanymi wycieczkami. Z takiej formy zwiedzania korzystałam „za młodu” i nie mam najlepszych wspomnień. Kojarzą mi się z dużymi grupami, kilometrowymi ogonkami do toalety, pogonią za przewodnikiem, koniecznością powrotu do autokaru, gdy jeszcze mam ochotę połazić, zobaczyć coś, pstryknąć zdjęcie. Oczywiście, nie zawsze było źle. Trafiałam na doskonale zorganizowane wycieczki, ale mimo to wolę zwiedzać sama – moja niezależna natura słabo poddaje się wycieczkowym rygorom.
Od lat zwiedzam więc Polskę wedle własnego uznania, co oprócz zalet ma i wady. Nie zobaczę miejsc, do których nie dociera państwowa albo prywatna komunikacja, a takich jest niestety coraz więcej. Od czasu do czasu muszę więc poskromić moją niezależną naturę i dołączyć do wycieczki. I tak, w styczniu 2020 roku wybrałam się z Klubem Globtrotera na Podlasie zobaczyć, jak wygląda prawosławne Święto Jordanu. Spodobało mi się: grupa niewielka, autokar wygodny, regionalne jedzonko smaczne, nalewka na zakończenie wycieczki przepyszna, no i przewodniczka dająca dużo swobody. Nie czułam się „przywiązana” do grupy – bardzo sympatycznych – globtroterów, dlatego postanowiłam zwiedzać z nimi Polskę.
Ten artykuł pozostawię otwarty, będę dopisywała do niego kolejne wycieczki na Podlasie i Polesie z Klubem Globtrotera.
Nie trzeba czytać całego tekstu, można przeskoczyć do:
Na Podlasiu i Polesiu
Polesie i Podlasie
Kim byli unici (Ortel Książęcy Drugi)
Ortel Królewski
Połoski
Kodeń
Jabłeczna
Sławatycze
Hanna
Studzianka
Polska Amazonia i Kraina Otwartych Okiennic
Narwiański Park Narodowy
Kurowo
Waniewo i Śliwno
Puchły
Wojszki
Trześcianka
Soce
Skaryszewo
Rudka
Święto Jordanu
Odrynki
Narew
Dubicze Cerkiewne
Kleszczele
W czerwcu 2021 roku wybrałam się z Klubem Globtrotera na wschodnie krańce Polski, tam gdzie Bug oddziela nas od Białorusi, a Podlasie sąsiaduje z Polesiem.
Polesie wydaje się niedoceniane turystycznie i niejednokrotnie bywa mylone z Podlasiem. Tymczasem Podlasie to historyczna kraina położona wzdłuż środkowego Bugu i górnej Narwi, obejmująca część województwa podlaskiego, północne krańce województwa lubelskiego i wschodni skrawek województwa mazowieckiego, a Polesie to kraina geograficzna i historyczna leżąca głównie w Białorusi i Ukrainie oraz częściowo w Polsce, na wschodnich terenach województwa lubelskiego. Obie krainy mają w nazwie las. Na Podlasiu ludzie osiedlili się na skraju wielkiego lasu, czyli Puszczy Białowieskiej, a na Polesiu zajęli tereny po wykarczowanych lasach.
Podlasie i Polesie są obszarami granicznymi, a co za tym idzie – wielokulturowymi. Od stuleci żyją tu ludzie różnych wyznań i narodowości: Polacy, Białorusini, Ukraińcy i Tatarzy. W wielu wioskach obok siebie stoją kościoły i cerkwie, a dawniej także meczety i synagogi. Właśnie świątynie były głównymi bohaterami naszej wycieczki.
Kim byli unici (Ortel Książęcy Drugi)
W tekście często pojawiać się będą pojęcia unitów i cerkwi unickich. Należy się więc kilka słów wyjaśnienia. W 1596 roku na synodzie w Brześciu Litewskim połączono w Rzeczpospolitej kościół prawosławny z kościołem rzymskokatolickim. Niektórzy duchowni i wyznawcy prawosławia uznali zwierzchnictwo papieża i przyjęli dogmaty katolickie, zachowując jednak własną liturgię, kalendarz juliański, hierarchię, małżeństwa księży oraz dużą samodzielność w administracji kościelnej. Nazwano ich unitami.
Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Ortelu Książęcym Drugim.
Tego kościoła nie było w planie wycieczki,
ale niechcący stanął nam na drodze, więc go zwiedziliśmy.
Niech posłuży jako ilustracja tekstu o unitach.
Gdy Polska utraciła niepodległość, większość cerkwi unickich znalazła się w granicach Rosji. Jej kolejni władcy starali się nawrócić unitów na prawosławie. Niszczyli ikony uznane za niekanoniczne, unickie księgi i przedmioty liturgiczne, usuwali przydrożne krzyże i figury jako „typowo łacińskie”. Przebudowywali cerkwie, nadając im cechy świątyń wznoszonych w Rosji. I oczywiście prześladowali unitów. W 1875 roku car Aleksander II ostatecznie skasował unię i włączył kościół unicki do prawosławia.
Na początku XVII stulecia we wsi istniała parafia unicka.
W roku 1797 na jej potrzeby Radziwiłłowie wznieśli drewnianą cerkiew,
która 1875 roku została zamieniona na cerkiew prawosławną.
W roku 1905 car Mikołaj II wydał akt tolerancyjny, który pozwalał na wolny wybór wyznania w Imperium Rosyjskim. Na jego mocy unici mogli przejść na katolicyzm lub prawosławie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wiele cerkwi – pierwotnie unickich – zaczęło pełnić funkcje kościołów katolickich.
Obecną świątynię zbudowano w latach 1876–1879.
Poświęcił ją przełożony monasteru świętego Onufrego w Jabłecznej,
archimandryta Narcyz (Silwiestrow).
W roku 1919 cerkiew przejął kościół katolicki.
Ortel Królewski
Przy dawnym trakcie królewskim z Wilna do Krakowa, nad rzeką Zielawą, leży wieś Ortel Królewski, której początki sięgają XV wieku. Dość dziwnie brzmiąca nazwa miejscowości pochodzi od niemieckiego słowa urtheil i oznacza cząstkę ziemi przyznaną komuś wyrokiem sądowym. W średniowiecznym prawie polskim wortelami nazywano wyroki sądów miejskich. W pierwszej połowie XVI wieku w dokumentach nazwa Ortel występuje naprzemiennie z Wortel.
Przez wieki Ortel Królewski zamieszkiwała ludność prawosławna, potem unicka. W czasie prześladowań unitów wieś bardzo ucierpiała. Władze carskie obłożyły ją karami, a mieszkańców wyjątkowo szykanowały. Ci, którzy nie chcieli przejść na prawosławie, byli bici, więzieni, zsyłani w głąb Rosji. Taki los spotkał między innymi ostatniego unickiego proboszcza Ortelu księdza Jakuba Rzypowskiego. Po wydaniu przez cara Mikołaja II aktu tolerancyjnego wielu mieszkańców wsi przystąpiło do kościoła katolickiego, zaledwie jedna trzecia pozostała przy prawosławiu.
Ozdobą i najcenniejszym zabytkiem wsi jest drewniany kościół pw. Matki Bożej Różańcowej, nie bez powodu zwany „Perłą Podlasia”. Zachwyca formą, zdobieniami i wyposażeniem wnętrza.
Kościół zajął drugie miejsce w plebiscycie portalu NaszeMiasto.pl na dziesięć najbardziej niezwykłych budowli województwa lubelskiego – „Perła w Koronie 2009”. W 2011 roku, w konkursie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Lublinie, parafia otrzymała „Laur Konserwatorski” za remont i konserwację świątyni.
Prawdopodobnie już w połowie XVII wieku w Ortelu zbudowano drewnianą cerkiew unicką pw. Protekcji Najświętszej Matki. Jej pozostałością jest część obecnego prezbiterium. Świątynia, która dziś stoi we wsi, została wzniesiona w 1706 roku jako cerkiew unicka pw. świętych Dawida i Romana. Nad drzwiami zachował się cerkiewnosłowiański napis: „Za staraniem prezbitera tej cerkwi Teodora Bieleckiego przez cieślę Nazara”.
W roku 1875 świątynia stała się cerkwią prawosławną, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości została przejęta przez kościół katolicki. Parafia rzymskokatolicka pw. Matki Bożej Różańcowej została erygowana przez księdza biskupa Henryka Przeździeckiego 12 grudnia 1922 roku.
Kościół został zbudowany na planie czterech prostokątów, z bali modrzewiowych, związanych ze sobą w jaskółczy ogon. Jest oszalowany i kryty gontem. Kruchtę wieńczy wieża, po części ażurowa, zdobiona grzebieniami i zwieńczona czterospadowym daszkiem, nad którym góruje cebulasta kopuła.
Wewnątrz znajdują się barokowy ołtarz główny, rokokowe ołtarze boczne, drewniany krucyfiks z przełomu XVIII i XIX wieku oraz starocerkiewne malowidła na łuku tęczowym pochodzące z początków XVIII stulecia.
Obok kościoła stoi nietypowa dzwonnica, wsparta na konarach wiekowego dębu.
W niewielkich Połoskach stoi drewniany, zabytkowy kościół pw. Trójcy Świętej.
Na początku XVIII wieku we wsi była cerkiew unicka. W 1875 roku przejęli ją wyznawcy prawosławia i kilka lat później rozebrali. Na jej miejscu w 1891 roku postawili własną – prawosławną. Stoi do dziś i jest przykładem skomplikowanych stosunków wyznaniowych na naszych wschodnich ziemiach.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości świątynię przejął kościół katolicki, ale już w 1923 roku w Połoskach powstała parafia obrządku wschodniosłowiańskiego (neounicka), jedna z kilkunastu w diecezji siedleckiej. Stało się tak na prośbę byłych unitów, którzy po 1905 roku nie przeszli na obrządek łaciński, ale nie chcieli też wyznawać prawosławia.
Podczas drugiej wojny światowej świątynia została przejęta przez Ukraińców i do 1947 roku pełniła funkcję cerkwi prawosławnej. Po wywiezieniu ludności ukraińskiej w ramach akcji „Wisła” przeszła na własność kościoła rzymskokatolickiego.
Kościół w Połoskach jest budowlą drewnianą o konstrukcji zrębowej, na ceglanej podmurówce. Elewację frontową poprzedza ganek z dwuspadowym daszkiem. Nad kruchtą wznosi się czworoboczna wieża, ozdobiona gzymsem i zwieńczona ostrosłupowym hełmem z krzyżem na gałce. Znacznie mniejsza, ośmioboczna wieżyczka znajduje się nad nawą.
Wewnątrz jest pochodzący z drugiej połowy XVIII wieku ołtarz oraz współczesne ołtarze boczne, naśladujące estetykę barokową. W kościele przechowywane są też osiemnastowieczna monstrancja, dziewiętnastowieczny krucyfiks i pochodząca z tego samego okresu ikona Ukrzyżowania. Niestety, nie udało nam się zajrzeć do środka.
Kodeń – dawniej miasto, teraz wieś położona tuż nad Bugiem, przy granicy z Białorusią. Słynie z sanktuarium maryjnego i Kalwarii Kodeńskiej. Spędziliśmy tam sporo czasu, bo kalwaria leży w pięknym, rozległym parku, który trudno opuścić.
Pierwotnie nazwa miejscowości brzmiała Todeń. Józef Ignacy Kraszewski w Obrazkach z życia i podróży opisał jej legendarne pochodzenie. Litewski książę Mendog zatrzymał się tu na nocleg w pościgu za wrogiem. Kazał obudzić się o świcie. Zgodnie z poleceniem sługa obudził go słowami: „To deń”. Tego dnia Mendog odniósł zwycięstwo, a okolicę nazwał Todeń.
Dzisiejszy Kodeń.
Pierwszymi znanymi właścicielami Kodnia byli w końcu XV stulecia bracia Ruszczycowie, którzy założyli nad Bugiem młyny wodne i osadę. Na przełomie XV i XVI wieku ich dobra kupił Iwan (Jan) Sapieha. Tak rozpoczął się kilkusetletni okres panowania magnackiego rodu Sapiehów na tych ziemiach. Iwan Sapieha był zręcznym dworzaninem. W roku 1511 uzyskał od króla Zygmunta Starego zgodę na założenie miasta na prawie magdeburskim i zbudowanie zamku. Postawił go na nadbużańskich łąkach i otoczył fosą. Gdy Sapiehowie opuścili Kodeń, nikt w nim nie mieszkał i zamek stopniowo popadał w ruinę. Tuż przed drugą wojną światową rozebrano go na polecenie przeora oblatów, sprawujących pieczę nad sanktuarium i kalwarią. Dziś pozostały jedynie resztki dawnego parteru.
Około 1540 roku syn Iwana, Paweł Sapieha, niedaleko zamku zbudował zachowaną do dziś murowaną cerkiew gotycką pw. świętego Mikołaja. Za czasów fundatora służyła rodzinie i służbie jako kaplica dworska. W świątyni mieści się tablica nagrobna protoplasty rodu Iwana Sapiehy oraz krzyż z wizerunkiem Jezusa Uśmiechniętego. Nabożeństwa odprawiano tu do 1805 roku. Po drugiej wojnie światowej kaplica stała się kościołem filialnym parafii świętej Anny, pw. Świętego Ducha. Stanowi część drogi krzyżowej Kalwarii Kodeńskiej i jest jedynym na ziemiach polskich przykładem murowanej cerkwi gotyckiej z wczesnorenesansowym portalem.
Podobnie jak ojciec Paweł Sapieha był doskonałym gospodarzem. Niewiele jednak brakowało, a jego ród utraciłby dobra kodeńskie. Starosta brzeski i kanonik wileński Walerian oskarżył Sapiehów o nieprawne osiedlenie się na tych terenach. Ponieważ dokumenty świadczące o legalności praw Sapiehów do Kodnia zaginęły, w 1542 roku król Zygmunt August nakazał Pawłowi opuszczenie włości i przekazał je staroście brzeskiemu. Dopiero bezpośrednia interwencja u króla sprawiła, że w 1547 roku wydano korzystne dla Sapiehów orzeczenie. Za całym spiskiem stała królowa Bona.
Dzisiejszy Kodeń. W głębi kopuły cerkwi prawosławnej pw. Świętego Ducha
zbudowanej w latach 2000–2007.
Zarówno Iwan, jak i Paweł byli wyznawcami prawosławia. Syn Pawła, Mikołaj, przeszedł na katolicyzm. Pod koniec XVI wieku zbudował w Kodniu pierwszy drewniany kościół pw. świętej Anny. Jego syn, również Mikołaj, był katolikiem tak gorliwym, że zyskał sobie przydomek Pius (Pobożny). W 1629 roku zlecił znanemu mistrzowi murarskiemu z Lublina, Janowi Cangerlemu, wzniesienie nowego kościoła.
Klasztor oblatów.
Podczas budowy Sapieha poważnie zachorował. Udał się więc na pielgrzymkę do Rzymu, by tam modlić się o powrót do zdrowia. Został przyjęty przez papieża Urbana VIII w prywatnej kaplicy papieskiej, gdzie zdrowie odzyskał. Uznał, że stało się tak za sprawą wiszącego w kaplicy wizerunku Maryi, zwanego też obrazem Matki Bożej Gregoriańskiej lub Matki Bożej z Guadalupe. Sapieha zapragnął zabrać obraz do Kodnia, ale papież nie wyraził zgody. Sapieha ukradł go więc i umknął do Polski. Papież wpadł w gniew. Za ten zuchwały czyn ukarał Sapiehę ekskomuniką, jednak po kilku latach cofnął klątwę i zgodził się, by obraz pozostał w Kodniu. Umieszczono go w kaplicy zamkowej, czyli dawnej cerkwi.
Niebawem obraz zasłynął cudami. Do Kodnia zaczęły ciągnąć pielgrzymki wiernych, chcących pokłonić się Matce Bożej Kodeńskiej, zwanej też Królową Podlasia. Na kanwie tych wydarzeń Zofia Kossak-Szczucka oparła swą powieść Błogosławiona wina.
Miejsce dla skruszonych grzeszników.
W 1636 roku ukończono budowę kościoła pw. świętej Anny i uroczyście wprowadzono do niego cudowny obraz, który do dziś znajduje się w ołtarzu głównym. Jego znaczenie wzrosło w 1723 roku, gdy został koronowany, jako trzeci na ziemiach Rzeczpospolitej, po wizerunkach Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Trockiej.
Piękna barokowa fasada pochodzi z początku XVIII wieku.
Obraz przedstawia Maryję w szatach królewskich z Dzieciątkiem Jezus na lewej ręce i berłem w prawej dłoni. Według legendy namalował go w VI wieku święty Augustyn z Canterbury na wzór figury Maryi wykonanej przez świętego Łukasza Ewangelistę. Według znawców sztuki wyszedł on ze szkoły hiszpańskiego malarstwa barokowego z początków XVII wieku.
Większość wyposażenia bazyliki jest nowa (pochodzi z lat 1932–1947), gdyż poprzednie uległo rozproszeniu po 1875 roku. Z dawnego wystroju pozostał, odnaleziony w Opinogórze, ołtarz główny, który wrócił do Kodnia w 1928 roku. Fundator kościoła, na własną prośbę, został pochowany pod bezimienną płytą z czerwonego granitu w kruchcie świątyni, aby deptały po nim stopy wszystkich wchodzących.
Zachwyca bogactwo renesansowej sztukaterii pokrywającej sklepienie.
Kodeń pozostał w rękach Sapiehów do XVIII wieku. Miasto wielokrotnie stawało się celem ataków Tatarów i Kozaków, a także Szwedów podczas „potopu”. Po Sapiehach właścicielami Kodnia zostali Braniccy. Dla rozwoju miasta przysłużyła się zwłaszcza Elżbieta Sapieżyna z domu Branicka, kochanka króla Stanisława Augusta. Sprowadziła z Niemiec sukienników, którzy zaczęli wyrabiać tu cienkie płótna i bieliznę stołową według holenderskich wzorów. Mieszkała w willi zwanej Placencja, otoczonej pięknym ogrodem w stylu włoskim.
W wyniku rozbiorów Kodeń znalazł się pod zaborem rosyjskim. W roku 1869, za czynny udział mieszkańców w powstaniu styczniowym, car pozbawił go praw miejskich i zlikwidował parafię rzymskokatolicką. W latach 1875–1917 kościół pw. świętej Anny był w rękach kościoła prawosławnego, a cudowny obraz został wywieziony na Jasną Górę. Do Kodnia powrócił po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w 1927 roku.
Na ołtarzu świętego Szczepana znajdują się relikwie świętego Feliksa, papieża i męczennika.
Kodeńskim sanktuarium opiekują się Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, którzy od 1927 roku prowadzą tutejszą parafię. Częścią sanktuarium jest Kalwaria Kodeńska, znajdująca się na terenie dawnej rezydencji Sapiehów. Do zagospodarowania terenu przystąpiono około 1930 roku. Kalwarię i całe otoczenie zaprojektował profesor Marian Kiersnowski.
Stacje drogi krzyżowej rozmieszczone zostały na wale otaczającym dawną zbrojownię, świątynię dworską i zamek. Wewnątrz każdej umieszczono drewniane figury, zaprojektowane w latach 70. XX wieku przez Tadeusza Niewiadomskiego z Białej Podlaskiej. W sumie znajduje się w nich prawie sto postaci.
W lipcu 2005 roku poświęcony został ogród zielny Matki Bożej, zwany zielnym labiryntem. Jego projektantką była architekt zieleni i krajobrazu Halina Gołda-Krajewska z Wrocławia. Swoim kształtem ogród nawiązuje do rozwijających się płatków róży, co przypominać ma różaniec i podkreślać charakter miejsca, związany z kultem Maryi. Bramę do labiryntu stanowią dwie tablice z tekstem dziesięciorga przykazań. Za bramą jest fontanna oczyszczenia z napisem: „Oczyść mnie Panie z grzechów moich i spuść na mnie strumień twojej łaski”. Kodeński ogród jest trzecim ogrodem w kształcie róży w Europie.
Dziewiętnastowieczna kaplica odpustowa.
Zrekonstruowana studnia ogrodowa Sapiehów.
Sanktuarium i sąsiadująca z nim kalwaria to niejedyne zabytki Kodnia. Przy ulicy Sławatyckiej stoi murowana brama unicka. Pochodzi z początku XIX wieku. Pełniła dwie funkcje. Była dzwonnicą i bramą wiodącą na teren kościelny, gdzie stała cerkiew unicka pw. świętego Michała Archanioła. Świątynia spłonęła w drugiej połowie XIX wieku. Brama ma trzy łukowe przejścia. W jej górnej części widać drewniany uchwyt, na którym wisiał dzwon. Na szczycie bramy zachował się metalowy krzyż.
Prawosławni mieszkańcy Kodnia modlą się w cerkwi pw. Świętego Ducha. Świątynię wzniesiono w pobliżu miejsca, gdzie niegdyś stała cerkiew pw. świętego Michała Archanioła. Budowę obiektu rozpoczęto na początku XXI wieku dzięki finansowemu wsparciu braci Greckiego Kościoła Prawosławnego. Kościół wzniesiono na planie prostokąta z kwadratową wieżą, zakończoną kopułą. Na środku dachu znajduje się okrągła wieżyczka z oknami, pozłacaną kopułą i krzyżem. Wewnątrz świątynię zdobią ikonostas i polichromie autorstwa Mikołaja Końskiego z Łucka. 20 maja 2007 roku odbyła się uroczysta konsekracja cerkwi.
Jabłeczna to wieś nad Bugiem, tuż obok granicy polsko-białoruskiej. Dwa kilometry na wschód, otoczony polami i nadbużańskimi łąkami, leży prawosławny zespół klasztorny pw. świętego Onufrego. Cicho tam i spokojne.
Monaster powstał pod koniec XV wieku, o czym świadczy przechowywany tu rękopiśmienny egzemplarz Ewangelii z 1498 roku, wykonany specjalnie dla klasztoru. Zgodnie z ludowym przekazem monaster został zbudowany w miejscu, gdzie pojawiła się ikona świętego Onufrego, przyniesiona wodami Bugu. Uznano to za znak jego szczególnego błogosławieństwa. Onufry był pustelnikiem żyjącym w IV wieku w Egipcie. W odosobnieniu przebywał sześćdziesiąt trzy lata. Tradycja głosi, że jedzenie dostarczali mu aniołowie, a gdy zmarł pogrzebem zajęły się dzikie zwierzęta.
Brama głowna monasteru ozdobiona wizerunkiem Chrystusa Pantokratora.
Chociaż nie ma na to jednoznacznych dowodów, za fundatorów monasteru uchodzą marszałek wielki litewski Jan Zabrzeziński i jego żona Anna, przedstawiciele możnego rodu władającego okolicznymi ziemiami. Kolejnymi właścicielami majątku w Jabłecznej, a jednocześnie materialnymi patronami monasteru, byli Boguszowie, Prońscy i Leszczyńscy. W wyniku ich nadań klasztor otrzymał ponad 1400 hektarów ziemi po obu stronach Bugu. Warto też wspomnieć, że monaster w Jabłecznej przez stulecia leżał na prawym, wschodnim brzegu Bugu. Dopiero w drugiej połowie XIX wieku w wyniku regulacji rzeki znalazł się po „naszej” stronie.
Klasztor – jako jeden z nielicznych na Polesiu – nie przystąpił do unii brzeskiej, przyjętej w 1596 roku. Trwał przy prawosławiu, stając się jego głównym ośrodkiem i gorącym orędownikiem. Leszczyńscy wspierali klasztor w oporze przeciw unitom. W połowie XVII stulecia na ich wezwanie do Jabłecznej przybył energiczny mnich Makary Korniłowicz, który wybudował nową cerkiew i rozbudował klasztor.
Po trzecim rozbiorze Polski w 1796 roku tereny, na których leży monaster, znalazły się pod panowaniem Austrii. Klasztor został objęty jurysdykcją biskupa prawosławnego Bukowiny, a następnie, po przyłączeniu Królestwa Polskiego do Rosji, przeszedł pod jurysdykcję biskupa mińskiego. W latach 1838–1840 w miejscu dawnej drewnianej zabudowy wzniesiono budynki murowane: klasycystyczną cerkiew, bramę-dzwonnicę, klasztor i ogrodzenie.
Cerkiew zbudowano na planie krzyża greckiego. Jej wnętrze pokryte jest polichromią o tematyce biblijnej, pochodzącą z początków XX wieku. W eklektycznym ikonostasie znajdują się ikony otoczone szczególnym kultem: piętnastowieczna, słynąca łaskami ikona świętego Onufrego i cudowna ikona Bogurodzicy. W 1990 roku obie zostały skradzione. Odzyskano je cztery lata później, po opłaceniu okupu w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów.
Na przełomie XIX i XX wieku postawiono dom namiestnika klasztoru, przywodzący na myśl rosyjskie budownictwo ludowe. Zbudowano go z grubych drewnianych bali, na ceglanej podmurówce. Domek zdobią okna w malowanych ramach i ganek na czterech słupach, które dołem łączy ażurowa balustrada. Daszek ganku zakończony jest pozłacaną kopułką z krzyżem.
Okres największego rozkwitu monasteru w Jabłecznej przypada na drugą połowę XIX wieku. W 1875 roku w Królestwie Polskim skasowano postanowienia unii brzeskiej. Klasztor stał się wówczas ośrodkiem krzewienia prawosławia na Polesiu. Stosując się do carskich zaleceń, mnisi prowadzili wszechstronną działalność społeczną i charytatywną oraz oświatowo-religijną. Jej celem było przekonanie dawnych unitów, a nawet katolików, do prawosławia.
W 1889 roku przy monasterze otwarto szkołę dla psalmistów, która wykształciła wielu znakomitych dyrygentów chórów cerkiewnych. Kilka lat później w Jabłecznej wybudowano piętrowy budynek z przeznaczeniem na szkołę parafialną. Kształcono w niej nauczycieli prawideł gramatycznych i katechetów parafialnych szkółek przycerkiewnych.
Po 1905 roku, po wydaniu ukazu tolerancyjnego, na mocy którego unici zyskali wolność wyboru wiary – katolicyzmu lub prawosławia, klasztor nasilił działalność agitacyjną.
Doceniając wysiłki mnichów, władze cerkiewne i państwowe hojnie finansowały klasztor, co umożliwiło jego dalszą rozbudowę. W 1900 roku na terenie obecnej Białorusi założono pustelnię, a kilka lat później powiększono cerkiew, zbudowano dwie drewniane kaplice i otworzono szkołę gospodarstwa wiejskiego dla ludności prawosławnej.
W latach międzywojennych klasztor pełnił funkcje religijne wśród nielicznych już wyznawców prawosławia na Polesiu. Majątek monasteru został skonfiskowany, a budynki, w których mieściły się szkoły, przeszły na rzecz Skarbu Państwa. Władze polskie zredukowały liczbę mnichów do czterech (w 1913 roku było ich aż osiemdziesięciu). Monaster zubożał, lecz postawa duchowa i wiara braci zakonnych pozostały silne. Dalej prowadzili działalność charytatywną i edukacyjną.
Władze polskie starały się polonizować prawosławnych mieszkańców Nadbuża, między innymi paląc cerkwie. Doprowadziło to do napięć między miejscowymi katolikami i prawosławnymi oraz wrogości do Polski i Polaków. Chociaż klasztor w Jabłecznej nie ucierpiał, w październiku 1939 roku w monasterze odprawiono nabożeństwo, podczas którego sprawowano „pogrzeb Polski” zakończony spaleniem kukły ubranej w biało-czerwone szaty i wrzuceniem jej do Bugu na wicznu zahubu.
Na cmentarzu przyklasztornym zachowały się nagrobki z początku XX wieku.
W sierpniu 1942 roku Niemcy podpalili monaster. Spłonęły budynki mieszkalne i gospodarcze oraz biblioteka i archiwum. Przetrwała jedynie zdewastowana świątynia. Zakończenie wojny nie przyniosło upragnionego spokoju. Monaster, położony na odludziu nad Bugiem, pozbawiony jakiejkolwiek ochrony, często stawał się celem ataków grasujących w okolicy band.
W 1944 roku monaster był jedynym męskim klasztorem prawosławnym w Polsce. Podczas wysiedleń Ukraińców w latach 1945–1947 nowe polskie władze próbowały go zlikwidować i pozbyć się mnichów. Odebrano im ziemię i zabudowania klasztorne, które trafiły w ręce miejscowego PGR-u.
Sytuacja monasteru poprawiła się w 1956 roku, kiedy do okolicznych wsi wróciła część wysiedlonej ludności ukraińskiej. Prawdziwe odrodzenie życia monastycznego nastąpiło w latach 70. XX wieku, gdy przełożonym klasztoru został archimandryta Sawa (Michał Hrycuniak), późniejszy metropolita warszawski i całej Polski.
Dziś Jabłeczna jest drugim pod względem znaczenia – po Grabarce – sanktuarium prawosławnym w Polsce. Uroczyście obchodzi się tu święto patrona klasztoru świętego Onufrego.
Za murem klasztornym znajdują się dwie drewniane kaplice z początku XX wieku. Pierwsza, pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, stoi na pagórku, naprzeciwko bramy głównej monasteru. Pokryta jest blaszanym dachem z pięcioma kopułami i krzyżami. W kaplicy mieści się tylko prezbiterium z ołtarzem, przeznaczonym dla celebransów. Funkcję nawy głównej pełni teren przed kaplicą, na którym gromadzą się wierni w czasie nabożeństwa.
Druga kaplica, pw. Świętego Ducha, stoi na sztucznym nasypie nad samym Bugiem, około dwóch kilometrów na wschód od monasteru. Jej ozdobą jest misterna architektura kilkupoziomowego dachu.
Na łąkach wokół klasztoru rośnie kilkadziesiąt starych, potężnych dębów o obwodach pni od trzystu do prawie ośmiuset centymetrów. Na jednym z nich wiszą kapliczki i krzyże.
Sławatycze to wieś nad Bugiem, w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Nazwa miejscowości zapewne wywodzi się od wschodniosłowiańskiego imienia Sławat, ale jest też legenda wiążąca ją z poczynaniami jednego z właścicieli Sławatycz, księcia Hieronima Radziwiłła. W roku 1754 przybył tu na polowanie. Podobno na jego cześć miejscowa ludność wznosiła powitalne okrzyki: „Sława! Sława!”. Przypadkowy podróżny spytał, kogo sławią te okrzyki. Odpowiedziano mu: „Sława tyczy Radziwiłła”. Dodam, że w ciągu pięciodniowych łowów ubito osiedmdziesiąt siedem łosi, czterdzieści zajęcy, trzydzieści osiem dzików, dwadzieścia sześć lisów i dziesięć saren. Sława mu i chwała!
Sławatycze nigdy nie miały dogodnych warunków rozwoju i nie przekształciły się w większy ośrodek. W początkach swej historii były osadą targową. Do końca XV wieku stanowiły własność królewską. Wielokrotnie przechodziły z rąk to rąk. Właścicielami Sławatycz były rody Sanguszków, Prońskich, którzy lokowali tu prywatne miasto, Leszczyńskich, Radziwiłłów oraz książąt Wittgenstein i Hohenlohe. W połowie XIX wieku Sławatycze utraciły prawa miejskie.
W historii Sławatycz pojawia się też Tadeusz Kościuszko. To właśnie stąd wyruszył do Ameryki, uciekając przed ojcem pewnej bogatej panienki, w której nieoparzenie się zakochał. Finansowo pomógł mu książę Adam Czartoryski. Przyszły naczelnik insurekcji popłynął Bugiem do Wisły, a stamtąd do Gdańska, Drezna, Paryża i Filadelfii.
W miejscowości zachował się dawny układ miejski
z obszernym rynkiem i zabudową ciągnącą się wzdłuż głównej szosy.
Dziś Sławatycze słyną z konkursu na najciekawszego brodacza. 1 grudnia 2021 roku konkurs został wpisany na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego i ma szansę trafić na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Od 29 do 31 grudnia po ulicach Sławatycz wędrują przebierańcy, zwani brodaczami. Mają długie brody z lnianego włókna i wysokie czapy, przystrojone setkami bibułkowych kwiatów i wstążek. Ubrani są w odwrócone futrem na zewnątrz długie kożuchy i słomiane spodnie. Twarze zasłaniają własnoręcznie wykonanymi maskami. Wędrowcy podpierają się kijami, które symbolizują trudy mijającego roku.
Pochód brodaczy symbolizuje pożegnanie ze starym, kończącym się rokiem. W żadnym innym rejonie Polski nie ma takiego obrzędu (podobny jest na Żywiecczyźnie). Nikt też nie wie, skąd wziął się w Sławatyczach, gdzie obchodzony jest od ponad stu lat.
29 grudnia każdego roku brodacze chodzą po domach z kolędą, połączoną ze składaniem życzeń noworocznych. Z tradycją brodaczy związane są wierzenia. Żeby zapewnić sobie szczęście w nadchodzącym roku, trzeba zabrać do domu kawałek wstążki z kapelusza brodacza. Panna wzięta na tzw. hocki, czyli podrzucana na kiju trzymanym po obu stronach przez brodaczy, szybko wyjdzie za mąż.
Brodacze na rynku w Sławatyczach.
W niewielkich Sławatyczach są aż dwie, stojące naprzeciwko siebie, pokaźnych rozmiarów świątynie: prawosławna cerkiew pw. Opieki Matki Bożej i kościół katolicki pw. Matki Bożej Różańcowej.
Cerkiew została wzniesiona na tzw. Górze Głodowej w latach 1910–1912, w miejscu starszej osiemnastowiecznej cerkwi unickiej. Postawiono ją z czerwonej cegły i białego kamienia, w stylu bizantyńsko-rosyjskim. Według jednych źródeł ufundował ją rząd carski, według drugich – bogaty kupiec. Świątynia jest budowlą trójdzielną z prostokątnym przedsionkiem i pojedynczą kwadratową nawą. Wyróżniają ją złocone ikony umieszczone we wnękach elewacji zewnętrznej. Są pisane na blasze i przedstawiają sceny z życia Chrystusa.
Wnętrze cerkwi zdobi jednorzędowy ikonostas, pochodzący z czasów jej budowy. Większość starych ikon została wywieziona po 1945 roku, kiedy wielu wiernych prawosławnych zostało wysiedlonych w ramach akcji „Wisła”. Sprofanowaną i zdewastowaną cerkwią zaopiekowali się zakonnicy z klasztoru świętego Onufrego z Jabłecznej. Dzięki nim cerkiew została ponownie poświęcona. Otrzymała wezwanie Opieki Matki Bożej.
W cerkwi zachowały się dwie ikony z przełomu XVIII i XIX wieku: Chrystusa Pantokratora oraz świętego Mikołaja Cudotwórcy. Zabytkowe są też dwa osiemnastowieczne pounickie feretrony z dwustronnymi obrazami oraz ludowy krzyż procesyjny. Ściany i sklepienie cerkwi pokryte są malowidłami. Po lewej stronie są wizerunki świętych bizantyjskich i rzymskich z okresu pierwszych chrześcijan, po prawej – wizerunki świętych Rusi Kijowskiej.
W roku 1938 władze polskie zarządziły zburzenie cerkwi. Świątynia ocalała dzięki ówczesnemu proboszczowi parafii rzymskokatolickiej, który powstrzymał „ekipę rozbiórkową” słowami: „Jeśli chcecie rozebrać cerkiew, to zacznijcie od kościoła”.
Wspomniany kościół pw. Matki Bożej Różańcowej stoi dokładnie naprzeciwko cerkwi. Zbudowano go w latach 1913–1919. Jest murowany w stylu neorenesansowym lub – jak podają niektórzy – eklektycznym, łączącym elementy neoromańskie i, w mniejszym stopniu, neogotyckie.
W świątyni zachowało się wyposażenie z poprzedniego kościoła – drewnianego, wzniesionego w 1761 roku z fundacji hetmana wielkiego litewskiego, Michała Kazimierza Radziwiłła.
W ołtarzu głównym znajduje się malowany na desce siedemnastowieczny obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. Jest on zasłaniany barokowym wizerunkiem świętego Michała Archanioła, pierwotnego patrona kościoła. Po obu stronach ołtarza znajdują się srebrne wota, zapewne z XVIII wieku. W prawym ołtarzu bocznym umieszczono obraz Cudu świętego Walentego, którego kult – jako patrona ludzi chorych – jest żywy w sławatyckiej diecezji.
Warto też wspomnieć, że w 1887 roku kościół został zamknięty przez władze carskie. Była to kara za działalność księży katolickich, którzy objęli opieką duchową unitów, odmawiających przejścia na prawosławie. Kościół został ponowie otwarty w 1905 roku, po wydaniu przez cara Mikołaja II ukazu tolerancyjnego, który pozwalał na wolny wybór wyznania w Imperium Rosyjskim.
Hanna to wieś położona nad rzeką Bugiem i rzeczką Hanką, naprzeciwko białoruskiej miejscowości Podłuże. Według tradycji nazwa miejscowości pochodzi od imienia Anny Jagiellonki, która podróżując na Ruś, zatrzymała się tu na nocleg. Zachwycona gościnnością mieszkańców, pozwoliła nadać miejscowości swoje imię, które w lokalnej gwarze brzmiało Hanna.
Osada (albo gródek strażniczy) istniała tu już we wczesnym średniowieczu. Pierwsza wzmianka o Hannie pochodzi z 1546 roku, kiedy to Bohdan Bohowityn nadał jej prawa miejskie. W XVII wieku Hanna weszła w skład ordynacji nieświeskiej rodu Radziwiłłów. Prawa miejskie utraciła w 1821 roku.
Dzisiejsza Hanna.
Miejscowość była ważnym ośrodkiem życia religijnego ludności unickiej. Przy dawnym rynku stoi wyjątkowej urody dawna cerkiew unicka pw. świętego Dymitra, dziś kościół katolicki pw. świętych Piotra i Pawła oraz świętego Dymitra Męczennika. Została wzniesiona w latach 1739–1742 z fundacji Hieronima Floriana Radziwiłła, być może z wykorzystaniem elementów wcześniejszej świątyni. Po likwidacji przez władze carskie parafii unickiej w 1875 roku nadal pozostała cerkwią, tyle że prawosławną. Kościół rzymskokatolicki przejął ją po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Kilka lat później przy świątyni utworzono pierwszą w historii Hanny parafię rzymskokatolicką.
Kościół jest drewniany, konstrukcji zrębowej. Dwuspadowe dachy kryte są gontem. Świątynię zdobią trzy wieżyczki. Wyposażenie pochodzi głównie z XVIII wieku. Składają się na nie między innymi barokowe ołtarze oraz iluzjonistyczna polichromia malowana na płótnie naklejonym na ścianach i stropie świątyni.
W pobliżu świątyni stoi drewniana dzwonnica z podcieniami zbudowana w 1739 roku, wykorzystywana jako galeria sztuki i miejsce prezentacji multimedialnych.
Całości dopełnia murowana kapliczka z 1791 roku, stojąca naprzeciwko kościoła. Wewnątrz jest rokokowy krucyfiks, a pod nim dwa skrzyżowane strażackie toporki. Dach wieńczy figura Matki Bożej.
Obok świątyni stoi drewniana plebania z 1844 roku. Mieliśmy okazję poznać księdza proboszcza. Wygłosił nam wykład na temat historii i wystroju kościoła, nie pomijając najmniejszego detalu. Wszyscy chętni, by go wysłuchać, muszą zarezerwować sobie duuużo czasu.
Dziś kościół jest częścią centrum kultury regionalnej, które powstało dzięki funduszom Unii Europejskiej. Tuż obok świątyni stoi kilka chałup tworzących coś w rodzaju niewielkiego skansenu. W jednej jest centrum informacji turystycznej, w drugiej karczma, w jeszcze innej – niewielka galeria sztuki regionalnej.
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/139-podlasie-z-klubem-globtrotera#sigProIdadadfd3a3b
Hanna słynie z ludowej twórczości. We wsi i okolicy różnymi jej formami zajmuje się kilkadziesiąt osób. Popularne jest przędzenie materiałów o motywach i kolorystyce typowych dla polsko-białoruskiego pogranicza, wikliniarstwo, rzeźba w drewnie i malarstwo – a pięknych plenerów na Polesiu nie brakuje.
W zasadzie wszystko kończy się na cmentarzu. Podobnie zakończyła się nasza wycieczka – na cmentarzu muzułmańskim, czyli mazarze, który jest dziś jedynym śladem tatarskiej przeszłości niewielkiej Studzianki.
Studzianka to wieś nad Zielawą, dawna osada tatarska. Tatarzy osiedli tu pod koniec XVII wieku, po bitwie pod Wiedniem (w jednym z przewodników znalazłam informację, że przybyli w te rejony wcześniej, bo już w XV wieku, za czasów wielkiego księcia litewskiego Witolda). Wieś przez ponad trzy stulecia stanowiła centrum życia muzułmańskiego okolicy. Tatarzy zbudowali tu meczet, spalony w 1915 roku przez wojska rosyjskie. Miejsce, na którym stał, zwane jest dziś meczeciskiem.
Jedyną pozostałością po dawnych Tatarach jest mizar, położony w lesie, na północ od wsi. Założono go pod koniec na XVII wieku i chowano na nim zmarłych aż do drugiej wojny światowej. Do naszych czasów przetrwało ponad sto siedemdziesiąt kamiennych nagrobków. Na wielu zachowały się inskrypcje w języku polskim, arabskim, niekiedy rosyjskim oraz wyżłobione półksiężyce. Pochowano tu członków tatarskich rodów: Azulewiczów, Buczackich, Lisowskich, Bajrulewiczów, Bogdanowiczów. Najstarszym jest zapewne nagrobek Jana Lisowskiego z 1765 roku.
czerwiec 2021
Polska Amazonia i Kraina Otwartych Okiennic
Na drugą wycieczkę z Klubem Globtrotera pojechałam 26 lipca – w imieniny Anny. Taki prezent sobie zrobiłam. Okazał się bardzo udany, bo pogoda dopisała i pięknych miejsc nie zabrakło.
Na początek kilka słów o Narwiańskim Parku Narodowym. Utworzono go 14 lipca 1996 roku na powierzchni wynoszącej ponad 7 300 hektarów. Obejmuje bagienną dolinę górnej Narwi, zwaną „polską Amazonią”. To jedna z ostatnich w Europie naturalnych, regularnie zalewanych dolin. Tworzą ją sieci rozgałęziających się, krętych koryt rzecznych. Są tak poplątane, że czasami nie wiadomo, w którym kierunku płynie woda. Dolinę Narwi wypełniają torfy o grubości od półtora do nawet trzech metrów. Powstają w wyniku obumierania szczątków roślinnych. To proces bardzo powolny – rocznie przybywa około 1 milimetra torfu.
Bagienny teren sprzyja rozwojowi roślinności wodnej, szuwarowej i łąkowej. W dolinie Narwi rosną lilie wodne, storczyki, tatarak i trzciny. Te ostatnie, nieraz wysokie na trzy metry, zasłaniają widoczność i niejednego kajakarza wywiodły na manowce. Miejscowi mają zwyczaj zaznaczania drogi wstążeczkami przywiązywanymi do trzciny. Szuwary porastające brzegi Narwi służyły dawniej rolnikom jako łąki. Na wiosnę koszono je, suszono i układano w stogi. Do gospodarstwa zwożono dopiero zimą, gdy rzeka zamarzła.
W dolinie Narwi niewiele jest lasów. Z rzadka rosną topole, wierzby i olchy. Na suchszych terenach spotkać można trochę lasów mieszanych, a na wzniesieniach mineralnych wśród bagien, zwanych „grądzikami” – dęby.
Największą atrakcją parku są ptaki. Wśród mokradeł żyje około dwustu gatunków ptactwa wodnego, w tym bekasy, rybitwy, kaczki, brzęczki, bąki, derkacze i wodniczki. Najczęściej spotykanym nad Narwią ptakiem jest rokitniczka. Podobno wczesną wiosną można zobaczyć stada liczące kilkaset osobników. Niestety, nie widziałam ani rokitniczki, ani żadnego innego ptaka. Być może niektóre znalazły sobie inne tereny lęgowe, bo w wyniku przeprowadzonej w latach 70. i 80. XX wieku regulacji rzeki oraz melioracji gruntów poziom wody w Narwi znacznie się obniżył. Może pora (dnia i roku) była nie ta, a może pochowały się przed coraz liczniej przybywającymi tu globtroterami.
Narwiański Park Narodowy można zwiedzać na różne sposoby. Jednym z ciekawszych środków lokomocji są drewniane łódki „pychówki”, które popycha się po wodzie za pomocą wiosła lub drąga o długości 4,5 metra. Takie łódki od wieków służyły mieszkańcom nadnarwiańskich wsi do połowu ryb i przewozu siana. My jednak zwiedziliśmy mokradła per pedes i na własnej skórze doświadczyliśmy skutków obniżenia się poziomu wody w Narwi. Ale o tym za chwilę, bo najpierw pokażę siedzibę Narwiańskiego Parku Narodowego.
Siedziba Narwiańskiego Parku Narodowego mieści się w Kurowie. Nazwa miejscowości po raz pierwszy pojawiła się w roku 1425. W XVI stuleciu Kurowo wchodziło w skład dóbr waniewskich, które od 1501 roku były własnością Radziwiłłów. W późniejszych latach majątek zmieniał właścicieli. W drugiej połowie XVII wieku trafił w ręce Orsettich. Pozostawał ich własnością prawdopodobnie do 1832 roku. Wówczas kupił go Stefan Roztworowski, który poślubił wdowę po Adamie Orsettim.
Pod koniec XIX wieku w Kurowie pojawił się parterowy dworek. W latach 20. XX stulecia został rozbudowany: powiększył się o jedno skrzydło, piętro, parterową przybudówkę z tarasem na dachu oraz neogotycką wieżę. Podobno wieża została zbudowana po to, by wieczorami mieszkańcy dworu mogli schronić się przed chmarami komarów.
Właścicielem Kurowa był wówczas Franciszek Kołodziejski, który jednak zbankrutował i majątek przejął za długi Bank Rolny. Kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej Kurowo kupiła rodzina Zakrzewskich. Majątkiem zarządzała Maria Zakrzewska wspierana przez syna i brata męża, Eugeniusza, oficjalnego administratora Kurowa. W ciągu zaledwie trzech lat gospodarowania nowi właściciele doprowadzili zaniedbany majątek do kwitnącego stanu.
W roku 1939, przed wejściem wojsk radzieckich, państwo Zakrzewscy wyjechali do Warszawy, gdzie przeżyli wojnę. Kurowo znalazło się pod okupacją sowiecką. Nowe władze w gospodarstwie zorganizowały kołchoz, a w dworku sierociniec. Po wybuchu wojny między Niemcami a Związkiem Radzieckim w 1941 roku majątek zmienił okupanta, ale szczęśliwie przetrwał. Ocalał dwór, wszystkie budynki gospodarcze i mieszkalne, młyn oraz park. Po wyzwoleniu majątek został upaństwowiony. Utworzono w nim PGR Kurowo, ale szczęśliwie trafił mu się dobry administrator, który przez wiele lat prowadził tu gospodarstwo hodowlano-nasienne. Do dziś w parku rosną posadzone wówczas drzewa. Ponad pięćdziesiąt z nich to pomniki przyrody.
Niestety, ostatnie lata istnienia PGR-u to czas klęski. W 1988 roku zrujnowane budynki wraz z otaczającym je parkiem zostały przekazane zarządowi Narwiańskiego Parku Narodowego. Dziś, pięknie wyremontowane, cieszą oko.
Za parkiem jest niewielka przystań, gdzie można wynająć kajaki i popływać po polskiej Amazonce. Można też przejść się ścieżką ekologiczną – „kładką wśród bagien” – biegnącą wzdłuż rzeki Kurówki.
Z Kurowa ruszyliśmy do Waniewa, dziś niewielkiej wioski, ale za dawnych czasów ważnego punktu przeprawy na szlaku wiodącym z Mazowsza na Litwę. Waniewo zostało założone przez Rusinów na przełomie XIV i XV wieku w pobliżu zamku, który bronił wspomnianej przeprawy. Zamek wzniesiono na kępie narwiańskiej mniej więcej w połowie rozlewiska rzeki. W roku 1501 Waniewo stało się własnością Radziwiłłów, którzy ulokowali tu miasto. Wybudowali kościół parafialny, szpital i most przez Narew. Król Zygmunt Stary nadał Radziwiłłom przywilej pobierania myta za przejazd po nim. Równolegle do mostu powstał kanał, który umożliwiał przeprawę promem, w przypadku gdyby most uszkodziła wysoka woda. Czasy panowania Radziwiłłów to najlepszy okres w dziejach miejscowości.
Odpust na świętą Annę.
Radziwiłłowie toczyli wojny z Gasztołdami, którzy chcieli utworzyć konkurencyjną przeprawę przez Narew, bliżej swego majątku. W wyniku walk zamek i most na Narwi spłonęły. Wówczas znaczenie Waniewa zaczęło maleć. W XVII stuleciu miasto przechodziło z rąk do rąk, a z czasem straciło prawa miejskie.
Drewniane domy w Waniewie. Przedsmak tego, co nas czekało.
W roku 1915 władze rosyjskie rozpoczęły budowę drewnianego mostu przez Narew, jednak szybko zniszczyły go wojska niemieckie. Od bombardowań ucierpiała też zabudowa miejscowości. Kolejne straty przyniosła druga wojna światowa. W jej wyniku ucierpiał kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Odbudowano go w 1950 roku z zachowaniem pierwotnej architektury. Świątynia, podobnie jak stojąca w jej pobliżu dzwonnica, reprezentują styl neoromański. W ołtarzu głównym jest obraz Matki Bożej Waniewskiej.
Grota Matki Bożej z 1988 roku.
W Waniewie do dziś zachował się szesnastowieczny układ urbanistyczny. Jego głównym elementem są dwie ulice prowadzące do przeprawy przez Narew. Przeprawa łączy Waniewo z położonym na drugim brzegu Śliwnem. W połowie drogi jest punkt widokowy. To tam znajdowały się zamek i grodzisko. Podczas badań archeologicznych prowadzonych w latach 2009 i 2014 natrafiono na fragmenty bruku, cegieł, naczynia gliniane i kafle z pieców.
W tym miejscu były zamek i grodzisko.
Żeby dostać się z Waniewa do Śliwna, trzeba przejść przez rozlewiska Narwi po drewnianych kładkach, które kilkakrotnie się urywają. W tych miejscach trzeba przepłynąć samoobsługowym promem, czyli przyciągnąć go łańcuchami, wejść na niego i, również przy pomocy łańcuchów, przyciągnąć do kolejnej kładki. I tak kilka razy. Nie ma z tym większego problemu, gdy woda jest wysoka. Wtedy poziomy kładek i promu są wyrównane. Gorzej, jeśli woda jest niska. Wtedy trzeba zeskoczyć z kładki na prom, a potem wdrapać się z promu na kolejną kładkę. Jeśli różnica poziomów wynosi ponad metr, to już jest kłopot, ale i niezła rozrywka. Poziom wody był bardzo niski, a ptaków na lekarstwo. Ale i tak było cudnie.
Na wszelki wypadek.
Koniki już na drugim brzegu, w Śliwnie.
Wsi spokojna...
Pojechaliśmy do miejscowości Puchły, gdzie stoi cerkiew pw. Opieki Matki Bożej, jedna z najpiękniejszych świątyń doliny Narwi.
Pierwszym znanym właścicielem wsi był Tomasz Puchłowicz, który w połowie XVI stulecia sprawował funkcję starosty trościanickiego. Zapewne od jego nazwiska pochodzi nazwa wsi, ale według miejscowej legendy Puchły zawdzięczają swą nazwę – i cerkiew – cudowi. W drugiej połowie XVI stulecia w szałasie pod rozłożystą lipą mieszkał człowiek cierpiący na obrzęk nóg. Pewnego dnia w czasie modlitwy zauważył na wierzchołku drzewa ikonę Matki Bożej Opiekuńczej. Wkrótce jego dolegliwości minęły. Na pamiątkę tego wydarzenia postawiono świątynię, a wieś nazwano Puchły, od słowa opuchli, które w lokalnej gwarze oznaczało opuchnięte kończyny. Lipa, na której pojawił się cudowny obraz, przetrwała do naszych czasów i wraz z dębami tworzy grupę piętnastu pomników przyrody.
Według innej legendy ikona Matki Bożej objawiła się kilku prawosławnym mieszkańcom wsi. Prosili ją o obronę przed dziedzicem, który chciał zmusić ich do przejścia na grekokatolicyzm. Ich prośby zostały wysłuchane – zły dziedzic rozstał się z życiem. Jego duch po dziś dzień błąka się w okolicy tzw. kryżyków, czyli skrzyżowania leśnych dróg między Puchłami, Ciełuszkami, Pawłami, Dawidowiczami i Socami.
W połowie XVIII stulecia w miejscu cudów wzniesiono cerkiew, w której umieszczono cenną ikonę. Po kilku latach przez Puchły przetoczył się huragan. Zniszczył lasy, domostwa i świątynię. Ówczesny właściciel wsi, pułkownik Józef Wilczewski, ufundował nową, która niestety w 1771 roku spłonęła. Najprawdopodobniej przepadła też cudowna ikona, chociaż księga metryk parafii rybołowskiej, w której opisano pożar, podaje, że ocalały obrazy Bogurodzicy. Być może wśród nich była też ta spełniająca prośby swego ludu.
W Puchłach postawiono kolejną cerkiew. Była to niewielka kapliczka przeniesiona z uroczyska Cerkwisko pod Rybołami. Z czasem okazała się zbyt mała na potrzeby wiernych, dlatego w 1798 roku zbudowano nową. W połowie XIX wieku powiększono ją, a wnętrze wyposażono w ikonostas z czternastoma ikonami zamówionymi w Moskwie. Obecna cerkiew powstała w latach 1913–1918. W czasie drugiej wojny światowej budynek znacznie ucierpiał. Zniszczone zostały trzy kopuły, dach i ściany, a wraz z nimi liczne ikony. Po zniszczeniach dawno nie ma śladu. Świątynia czaruje swoją urodą. Szkoda tylko, że nie udało nam się jej zwiedzić. Żona batiuszki nie była zainteresowana przyjęciem nas, nawet za opłatą.
Drzwi zamknięte...
Kiedy opisuję swoje wycieczki, staram się znaleźć wiadomości o ciekawych ludziach związanych ze danym regionem. Ich życiorysy ubarwiają – mam nadzieję – dość monotonne informacje o zabytkach, o tym, że w jakimś wieku coś zbudowano, a w kolejnym zburzono. Wydawać by się mogło, że w skromnych podlaskich wioskach nie znajdę postaci wartych opisania, a jednak...
W drugiej połowie XIX wieku podlaska wieś była przeludniona, uboga i zacofana. Wśród chłopów powszechny był analfabetyzm. Z pomocą przyszli prawosławni kapłani, Grzegorz Sosnowski i jego syn Flor. Obaj przez ponad sześćdziesiąt lat w Puchłach i Trześciance starali się podnieść poziom życia swych parafian, a przede wszystkim nauczyć ich liter.
Grzegorz Sosnowski objął parafię w Puchłach w maju 1842 roku. Już kilka lat później, w swoim domu w uroczysku Stawok utworzył szkółkę dla chłopskich dzieci. Uczył w niej osobiście i z pomocą domowników. Placówka działała siedemnaście lat. Jej absolwenci znajdowali pracę jako żandarmi, psalmiści i nauczyciele. Ojciec Grzegorz próbował też dotrzeć ze słowem pisanym do dorosłych parafian. Otworzył dla nich szkółkę niedzielną, ale zniechęcony małym zainteresowaniem po roku ją zamknął. Konkurencją nie do pokonania okazały się karczmy. Inną formą walki z ciemnotą były tzw. niedzielne odczyty, czyli „prelekcje” po liturgii. Wierni słuchali, bo nie wypadało im opuścić świątyni, zanim batiuszka nie przestał mówić.
W roku 1875 ojciec Grzegorz założył w Puchłach bibliotekę, której księgozbiór składał się z książek o treści religijnej. Liczyła sześć tysięcy woluminów.
W murze otaczającym teren cerkwi jest grobowiec ojca Grzegorza Sosnowskiego oraz jego matuszki, czyli żony Leoniły.
Działalność ojca Grzegorza na rzecz szerzenia oświaty wspierał jego syn, Flor. Ich praca u podstaw zaczęła przynosić rezultaty w latach 80. XIX wieku. Chłopi dostrzegli korzyści płynące ze znajomości liter. Wtedy problemem stał się brak kadry pedagogicznej. Zrodził się więc pomysł założenia w parafii Puchły szkoły cerkiewno-nauczycielskiej. Tym zajął się ojciec Flor, ale o nim napiszę nieco dalej, bo działał w innej wsi, Trześciance.
Czyżby siedziba obecnego batiuszki?
Tymczasem my ruszyliśmy do Wojszek.
Pierwotnie wieś zlokalizowana była nad Narwią w uroczysku Prystań, zwanym też Cerkwiskiem. Były tam też cerkiew i cmentarz, o czym świadczą znajdowane niegdyś kamienne płyty nagrobne. W obecnym miejscu Wojszki znalazły w XVI stuleciu. Pod koniec XVII wieku były biedną, zniszczoną wojnami wsią. Odrodziły się za czasów starosty bielskiego Jana Klemensa Branickiego. Przez wieś przebiegał wówczas szlak z Warszawy przez Bielsk Podlaski do Grodna. Dla podróżnych zbudowano austerię z pocztą. W roku 1794 szlak ten przemierzył król Stanisław August Poniatowski. W XVIII wieku w Wojszkach działał browar, sto lat później – kuźnia i pięć wiatraków. Wojszki były dużą i zamożną wsią. W latach międzywojennych liczyły przeszło ośmiuset mieszkańców. W tym czasie w Wojszkach zaczęły powstawać pięknie zdobione domy. Dziś Wojszki to cicha wieś, której spokój od czasu do czasu zakłócają turyści, dodam – zachwyceni.
Podlaskie wsie różnią się od tych w innych rejonach Polski. Po pierwsze, domy stoją szczytem do drogi, a po drugie – są pięknie zdobione.
Usytuowanie domów węższym bokiem do drogi jest wynikiem wielkiej reformy agrarnej przeprowadzonej na życzenie królowej Bony. Reforma miała na celu uporządkowanie stosunków własnościowych w królewszczyznach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zwała się pomiarą włóczną. Pomiara wprowadziła nowy układ gruntów wiejskich, całkowicie zmieniając wielkość wsi i ich kształt. Wsie zostały podzielone na wąskie i długie, czasami na kilometr, działki. To przesądziło o sposobie stawiania domów i budynków gospodarczych względem siebie i drogi. By domy mogły zmieścić się na wąskim poletku, musiały być stawiane szczytem do ulicy. Niektóre domy nie miały okien od drogi. W tej części budynku, zwłaszcza gdy była to strona północna, budowano komorę, czyli utrzymujące chód pomieszczenie do przechowywania żywności.
Przed drugą wojną światową na Podlasiu dominowało budownictwo drewniane. Domy i budynki gospodarcze stawiano z drewna iglastego, najczęściej sosnowego. Do budowy spichrzy i stodół używano drewna topoli lub wierzby. Drewno pozyskiwano z borów rosnących nad Narwią lub spławiano rzeką z Puszczy Białowieskiej. Budynki mieszkalne często łączone były z chlewami i oborami. To ułatwiało doglądanie zwierząt.
Podlaskie wsie wyróżniają się kolorami i niespotykanymi nigdzie indziej w Polsce snycerskimi dekoracjami. Zwyczaj zdobienia domów przywędrował na Podlasie z Rosji. Niektórzy twierdzą, że zapoczątkowali go w drugiej połowie XIX wieku rosyjscy rzemieślnicy budujący stacje kolejowe. Od nich wziął się zwyczaj ozdobnego obramowania okien. Jednak na szerszą skalę zwyczaj zdobienia drewnianych domów pojawił się w latach międzywojennych dzięki powracającym z Syberii polskim zesłańcom oraz – przede wszystkim – bieżeńcom. Bieżeństwo to czarna karta w historii Podlasia. W roku 1915, w obawie przed zbliżającym się frontem niemieckim, car Mikołaj II wydał polecenie ewakuacji w głąb Rosji wszystkich wyznawców prawosławia. Aby nakłaniać ich do wyjazdu, straszono niemieckim okrucieństwem. Rodzinne strony opuściło wówczas od dwóch do trzech milionów ludzi, zwłaszcza kobiet i dzieci. Ucieczka pochłonęła wiele ofiar. Jedna trzecia bieżeńców nie przeżyła.
Ci, którym udało się przetrwać, osiedli w guberniach leżących po obu stronach Uralu. Tam zobaczyli bogate zdobnictwo architektoniczne rosyjskich wiosek i miast. Gdy wrócili do swoich wsi, zastali zrujnowane gospodarstwa. Odbudowując domy, ozdobili je podpatrzonymi na Uralu elementami dekoracyjnymi.
Miejscowi cieśle twórczo wykorzystali rosyjskie wzory i w ten sposób podlaskie zdobnictwo uzyskało cechy indywidualne, charakterystyczne tylko dla tego regionu. Rzemieślnicy najpierw przygotowywali szablony z ażurowymi wzorami, potem odrysowywali je na desce i wycinali, a na koniec malowali na kolory kontrastujące z barwą ścian domu i przybijali wokół okien, do drzwi, ganków, naroży i wzdłuż krawędzi dachów. Wszystkie detale tworzyły harmonijną kompozycję, nadającą budynkowi niepowtarzalnego stylu i wdzięku. Dziś najczęściej spotyka się białe ozdoby, które odcinają się od barwnych ścian podlaskich domów.
Wśród ornamentów dominują wzory geometryczne i roślinne, rzadziej zwierzęce. Spotkać można więc prostokąty, kwadraty, trójkąty, otwory okrągłe, liście, wijące się łodygi, ptaki i wiewiórki. Rzadziej pojawiają się inicjały właścicieli domu.
Charakterystycznym elementem podlaskich domów są ganki. Na początku tworzyły je proste słupki oszalowane do połowy wysokości oraz wsparty na nich daszek. Z czasem ganki zaczęto zabudowywać ściankami z szybek, czasami różnokolorowych. Oszklone ganki nazywano werandami. Ganki i werandy zdobiły domy i służyły jako miejsca reprezentacyjne. Stawiano w nich ładniejsze meble, donice z kwiatami, zabawki, rozkładano wiązanki święconego ziela. W oknach wieszano firanki, które nie tylko zdobiły, ale też chroniły przed muchami
Najwięcej kolorowych wsi powstało w latach międzywojennych. Po drugiej wojnie światowej tradycja zdobienia domów utrzymywała się do lat 60., ale stopniowo zanikała. Awans społeczny sprawił, że wsie zaczęły się wyludniać. Ci, którzy w nich pozostali, woleli domy murowane. Kres zdobnictwa przypadł na lata 70. XX wieku. Szczęśliwie do dzisiejszych czasów na Podlasiu przetrwało całkiem sporo pięknie zdobionych domów i wydaje się, że ich mieszkańcy docenili ich urok. Może to zasługa tłumnie odwiedzających ich turystów? Mieszkańcy Wojszek nie wyglądali na zdziwionych naszym widokiem. A my byliśmy zachwyceni spokojem, ciszą, drewnianymi domkami i kwiatami, w których tonęły.
Ze względu na swą malowniczość trzy podlaskie wsie – Trześcianka, Soce i Puchły – zyskały miano Krainy Otwartych Okiennic. Wojszki w niczym im nie ustępują.
We wsi stoi niewielka cerkiew pw. świętego Michała. Część ołtarzowa pochodzi z 1865 roku i początkowo była kaplicą zbudowaną dla uczczenia ofiar powstania styczniowego. Cerkiew rozbudowano w 1981 roku, a dzwonnica stanęła dziesięć lat później.
W Puchłach nie udało się nam zwiedzić cerkwi, więcej szczęścia mieliśmy w Trześciance, staroruskiej wsi z zachowanym zabytkowym układem przestrzennym. Pierwotnie nazwa miejscowości brzmiała Trościanica, ale w roku 1967 zmieniono ją na obecną – sztuczną i niezwiązaną kulturowo z regionem. Na początku naszego stulecia podjęto próbę przywrócenia oryginalnej nazwy, jednak zakończyła się niepowodzeniem.
Pierwsze wzmianki o Trześciance pochodzą z końca XV stulecia. Wówczas wzniesiono tu dwór Trościanica. Leżał przy szlaku wiodącym z Litwy do Korony. Wokół dworu osiedlono chłopów królewskich starostwa bielskiego, którzy dali początek dzisiejszej wsi. Wieś przetrwała wieki, a po dworze pozostało jedynie wzniesienie zwane Zamczyskiem.
W roku 1864 dzięki staraniom ojca Grzegorza Sosnowskiego – o którym wspomniałam, opisując Puchły – w Trześciance wzniesiono obszerny budynek z przeznaczeniem na szkołę. W tym samym roku weszła w życie ustawa o narodnych ucziliszczach, czyli szkołach ludowych. Ojciec Grzegorz przekazał go więc na potrzeby takiej szkoły. Zajęcia prowadził jego syn Flor, który podobnie jak ojciec był przekonany, że edukacja jest jedyną drogą do zmiany oblicza podlaskich wsi.
W listopadzie 1887 roku ojciec Flor założył w Trześciance szkołę męską im. świętych Cyryla i Metodego. Mieli się w niej kształcić przyszli pedagodzy, a także rzemieślnicy znający sztukę zdobienia ikonostasów i restaurowania świątyń. Chciał też, żeby absolwenci jego szkoły stali się inicjatorami postępu rolniczego na wsi, dlatego uczył ich uprawy roślin, łąkarstwa, ogrodnictwa, sadownictwa, pszczelarstwa, a nawet zielarstwa. Praktyki odbywali w założonym przez Sosnowskiego wzorcowym gospodarstwie rolnym w uroczysku Stawok.
Ojciec Flor starał się umożliwić awans społeczny wiejskim chłopakom, ale nie zapominał też o dziewczynach. W Trześciance otworzył więc cerkiewno-parafialną szkołę żeńską z kursem rękodzielnictwa, na którym chłopskie córki uczyły się robótek ręcznych, szycia i haftu. Szkoła mieściła się w budynku dawnej karczmy – obaj Sosnowscy wsławili się zamykaniem karczem w swoich parafiach. Flor chciał też utworzyć szkołę z kursem pedagogicznym kształcącym przyszłe nauczycielki oraz kurs dla dziewcząt, które ubiegałyby się o przyjęcie do szkół dla położnych, jednak jego plany nie spotkały się ze zrozumieniem władz diecezjalnych.
Ukoronowaniem działalności Grzegorza i Flora Sosnowskich była budowa zespołu szkolnego w uroczysku Stawok. W roku 1893 ojciec Flor przeniósł tam działającą w Trześciance męską szkołę im. świętych Cyryla i Metodego, wzniósł nowe budynki i tak powstała słynna w całym Imperium Rosyjskim szkoła z internatem, mieszkaniami dla czterech nauczycieli, jadalnią, kuchnią, szkolnym szpitalem i warsztatami rzemieślniczymi. Sosnowski miał ambicje przekształcenia jej w seminarium nauczycielskie, jednak nieporozumienia z przełożonymi sprawiły, że w roku szkolnym 1895/96 stracił stanowisko dyrektora placówki. Szkoła działała do 1915 roku.
Nie ma Podlasia bez bocianów.
Z Trześcianki pochodzi Piotr Tomaszuk, reżyser teatralny, dramaturg i scenarzysta, a także założyciel teatru Wierszalin w Supraślu. Jako dziecko spędzał tu wakacje u dziadków. Ich sąsiadką była szeptucha.
Dawniej na Podlasiu szeptucha, zwana szeptunką albo zamawiaczką, cieszyła się wielkim poważaniem. Była nią najczęściej starsza kobieta obdarzona przez Boga darem przewidywania przyszłości, rzucania uroków i leczenia – duszy i ciała. Szeptucha leczyła ziołami, o których miała niebywałą wiedzę. Wykorzystywała też kadzidła, karty, polne kamienie, świece i święte obrazy. Szeptuchę możemy zobaczyć w jednym z odcinków serii U Pana Boga… Leczony przez nią ogniomistrz raczej nie miał dobrego mniemania o jej uzdrawiających mocach.
Piotr Tomaszuk swoje wakacyjne wspomnienia związane z działalnością szeptuchy wykorzystał w spektaklu Wziołowstąpienie. Charakterystyczne jest nazwisko reżysera – patronimiczne, czyli pochodzące od imienia ojca, i zakończone przyrostkiem -uk. W Trześciance tego typu nazwiska nosi około dziewięćdziesięciu procent rdzennych mieszkańców.
W centrum wsi, na placu otoczonym białym murem, stoi drewniana cerkiew pw. Świętego Michała Archanioła.
Parafia istniała we wsi już w 1541 roku. Wtedy też, w nieznanym dziś miejscu, zbudowano pierwszą cerkiew. W pierwszej połowie XVIII wieku stanęła drewniana cerkiew unicka pw. Apostołów Piotra i Pawła. Chodzili do niej mieszkańcy Trześcianki i kilku okolicznych wsi: Soc, Białek, Saków, Ogrodników i Iwanek, łącznie prawie dziewięćset osób. Jak w wielu innych unickich cerkwiach na Podlasiu również w świątyni w Trześciance zaznaczyły się wpływy obrządku łacińskiego. Nie było w niej stołu ofiarnego (żertwiennika) ani ikonostasu (były jedynie malowane carskie wrota). W nawie stały ławki dla wiernych, a na ścianie wisiał obraz przedstawiający świętego Franciszka z Asyżu. W pierwszej połowie XIX wieku cerkiew spłonęła. Parafię zlikwidowano, a wierni chodzili do świątyni w Puchłach. Kilkadziesiąt lat później cerkiew odbudowano, ale nie otrzymała ona statusu parafialnej.
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/139-podlasie-z-klubem-globtrotera#sigProIdc2edaeb095
W roku 1915 prawosławni mieszkańcy Trześcianki udali się na bieżeństwo. We wsi zostały jedynie trzy prawosławne rodziny. Opuszczona cerkiew przetrwała pierwszą wojnę światową. W roku 1918 do wsi wrócił duchowny, Cyryl Zajc, a za nim następni kapłani. Jednak władze polskie nie zgadzały się na zarejestrowanie parafii, dopiero w 1928 roku cerkiew w Trześciance została filią parafii w Narwi. Samodzielną parafię restytuowano w latach drugiej wojny światowej.
Cerkiew została niedawno wyremontowana. Jej kolor zmieniono z brązowego na zielony, zamontowano nowe pozłacane kopuły i wymieniono krzyże wieńczące świątynię. Jak już pisałam, kolor cerkwi ma znaczenie – brązowy upamiętnia męczenników, a zielony ma związek z Duchem Świętym. Obok świątyni odsłonięto pomnik upamiętniający stulecie bieżeństwa.
Kolejną wioską na naszym Szlaku Otwartych Okiennic były Soce. Od 2009 roku działa tam gospodarstwo agroturystyczne „Ecosoce” prowadzone przez państwa Lidię i Lecha Długołęckich. Kilka lat temu właściciele wzbogacili je o niewielki regionalny skansen.
Tworzą go dwie chatki, Babuli i Dziaduli, oraz stodółka. W chatkach zebrano sprzęty domowego użytku, a w stodole – dawne maszyny rolnicze. W sumie ponad pięćset eksponatów. Skansen powstał z tęsknoty pani Lidii za mijającym czasem i chęcią ocalenia dawnych przedmiotów – świadków losów przeszłych pokoleń.
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/139-podlasie-z-klubem-globtrotera#sigProIded95a71774
Moi towarzysze podróży delektowali się piękną pogodą, a ja połaziłam po wsi.
Soce leżą w dolinie niewielkiej rzeki Rudni. To ona dała wsi nazwę. Pierwsi osadnicy, którzy przybyli w te rejony, zauważyli sączącą się wodę i od słowa socenie (sączenie) nazwali osadę Soce. Wieś powstała w wyniku wspomnianej już pomiary wółcznej. Składa się z dwóch ulic biegnących po obu stronach rzeki. Każda część wsi ma swoją zwyczajową nazwę. Są więc Suchlany na północy i Mokrawy na południu.
Na mocy postanowień unii brzeskiej parafia w Puchłach, której podlegały Soce, stała się parafią greckokatolicką. Mieszkańcy wsi trwający przy wierze prawosławnej korzystali z posługi duszpasterskiej sprawowanej przez pustelników z Odrynek lub mnichów z monastyru w Zabłudowie. Prawosławie wróciło do Soc w pierwszej połowie XIX wieku. Dzięki opiece parafii w Puchałach – zwłaszcza ojca Flora Sosnowskiego – mieszkańcy Soc umieli pisać i czytać. Pod koniec XIX wieku we wsi zaczęła działać jednoklasowa szkoła cerkiewno-parafialna, której działalność związana była ze szkołą im. świętych Cyryla i Metodego w uroczysku Stawok.
W roku 1915 mieszkańcy Soc udali się na bieżeństwo. Wrócili po zakończeniu pierwszej wojny światowej do zrujnowanej wsi. Na dodatek nowe władze polskie nie wyraziły zgody na działanie samodzielnej parafii w Puchłach i mieszkańcy Soc zmuszeni zostali do korzystania z cerkwi w odległych Rybołach. To wywołało kryzys wiary i w znacznym stopniu przyczyniło do powstania ruchu sekciarskiego pod przywództwem samozwańczego proroka Ilji (Eliasza Klimowicza). W Socach działali też adwentyści, przez miejscowych zwani subotnikami. W jednej z chałup powstał nawet zbór Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.
W latach drugiej wojny światowej Soce nie ucierpiały. Z frontu nie wróciło jedynie czterech mieszkańców wsi. Niewielu uległo też powojennej agitacji, mającej przekonać Białorusinów z Podlasia do przesiedlenia się do Związku Radzieckiego. Z Soc wyjechało tylko kilka rodzin. Znacznie więcej ludzi opuściło je w latach 60. i 70. XX wieku – wyemigrowali do miasta. Dziś zamieszkanych jest około czterdziestu domów.
Nie natknęłam się na malowane domy, z których Soce słyną.
Ale i te, które widziałam, mnie zachwyciły.
Wędrując przez Soce, doszłam na skraj wsi – do krzyża wotywnego. Na Podlasiu, tak jak w innych rejonach Polski, można spotkać wiele kapliczek, krzyży i figurek. W przeszłości wyznaczały one granice wioski lub pól, były wyrazem wdzięczności za okazywane łaski albo upamiętniały tragiczne wydarzenia.
Na Podlasiu rzadko spotyka się krzyże drewniane, częstsze są kamienne, w kształcie zwężającego się do góry słupa, na którym osadzony jest żelazny krzyżyk. Na terenach zamieszkanych przez ludność prawosławną trzon krzyża ma dodatkowe ukośne ramię. Ten w Socach ukośne ramię ma na krzyżu zdobiącym postument. Krzyże wotywne wyznaczają granice Soc. Z ich powstaniem związana jest legenda. Pod koniec XIX wieku we wsi szalała epidemia cholery. By ją powstrzymać, mężczyźni na każdym końcu wsi ustawili krzyż, a kobiety połączyły je nicią. Epidemia wygasła.
Gdy pisałam ten tekst, dotarły do mnie smutne wieści. 24 marca 2021 roku zmarł pan Lech Długołęcki, kilkanaście dni po nim, 30 kwietnia, odeszła pani Lidia. Mam nadzieję, że urokliwe „Ecosoce” przetrwa pod czyjąś opieką.
Ostatnią kolorową wsią, którą odwiedziliśmy, było maleńkie Skaryszewo, zamieszkane przez kilka rodzin. Powitał nas właściciel Regionalnej Izby Białoruskiej, pan Michał Filianowicz, polski Białorusin.
W swoim prywatnym muzeum gromadzi przedmioty związane z kulturą białoruską: sprzęty, pięknie haftowane stroje ludowe, przedmioty kultu religijnego, narzędzia pracy kowali, rybaków i pszczelarzy, i chętnie o nich opowiada.
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/139-podlasie-z-klubem-globtrotera#sigProId559911e91a
Obok muzeum jest sklepik, w którym można kupić pamiątkę z wyprawy do Krainy Otwartych Okiennic.
Już pod wieczór, w drodze powrotnej do Warszawy, zrobiliśmy krótki postój w Rudce, niewielkiej wsi, w której stoi barokowy pałac Ossolińskich, obecnie siedziba Zespołu Szkół Rolniczych.
Na początku XVIII stulecia Franciszek Maksymilian Ossoliński wybudował w Rudce parterowy, murowany dwór. Pół wieku później jego syn, Józef Kanty, odstąpił posiadłość swojemu stryjecznemu bratu, Aleksandrowi Ossolińskiemu. Ten przebudował dwór i postawił budynki gospodarcze.
W roku 1860 właścicielką Rudki została jedyna córka Wiktora Maksymiliana Ossolińskiego, Wanda Jabłonowska. Początkowo majątkiem zarządzał Konstanty Potocki, mąż jej córki Joanny. Wanda mieszkała wówczas w Warszawie i Krakowie. Do Rudki przeniosła się dopiero w 1878 roku, po śmierci drugiego męża. Zajęła się zarządzaniem dobrami, co średnio jej wychodziło. Pod koniec życia wsławiła się pewnym dziwactwem – co wieczór nie mogła się zdecydować, w którym pokoju spędzić noc. Chodziła więc od jednego do drugiego, a za nią podążał orszak służących ze świecami w rękach.
Na wieńczącym fasadę trójkątnym szczycie znajduje się herb Ossolińskich – Topór.
W roku 1902 księżna ponownie przeniosła się do Krakowa, a Rudkę zostawiła córkom. W zamian miały płacić jej dożywotnią pensję wynoszącą 13 500 srebrnych rubli rocznie. Córki porozumiały się w sprawie majątku i jedyną jego właścicielką została Joanna. Z jej inicjatywy w latach 1913–1914 pałac został gruntownie przebudowany według projektu warszawskiego architekta Jana Heuricha. Budynek zyskał neobarokowy wygląd. Ostatnim właścicielem majątku był Franciszek Salezy Potocki. Dobrami zarządzał jego syn, Ignacy. W latach 30. XX wieku pałac znów zmienił swój wygląd. Do dawnego, neobarokowego, wrócił po drugiej wojnie światowej, w latach 60.
Wokół pałacu zachowały się budynki gospodarcze: oficyna, stajnia i wozownia, a całość otacza park krajobrazowy. Szkoda, że było zbyt późno, by wszystko dokładnie zobaczyć.
lipiec 2020
Święto Jordanu obchodzone jest w wielu miejscach związanych z religią prawosławną. My pojechaliśmy do Odrynek, niewielkiej wsi na Podlasiu. Na jej obrzeżach, w uroczysku Kudak, znajduje się skit męski świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich. To jedyna w Polsce prawosławna pustelnia. Wiodą do niej kładki zbudowane na rozlewiskach Narwi.
W drodze do skitu.
Rozlewiska Narwi w okolicy skitu.
Pustelnię założył w 2009 roku archimandryta Gabriel. Ojciec Gabriel był przełożonym monastyru w Supraślu. W 2008 roku odmówił przyjęcia świeceń na biskupa pomocniczego diecezji przemysko-nowosądeckiej – chciał pozostać na Podlasiu. Za sprzeciwienie się woli przełożonych pozbawiono go funkcji w monastyrze. Przystąpił więc do budowy skitu. Wybrał uroczysko nad Narwią. Od pierwszej połowy XVII wieku do 1824 roku stał tu prawosławny klasztor Wniebowstąpienia Pańskiego, który nie przyjął postanowień unii brzeskiej z 1596 roku. Na jej mocy niektórzy duchowni i wyznawcy prawosławia uznali papieża za głowę swojego Kościoła i przejęli dogmaty katolickie, zachowując jednak własną liturgię z językiem cerkiewnosłowiańskim, kalendarz juliański, hierarchię, małżeństwa księży oraz dużą samodzielność w administracji kościelnej. Wynikiem unii było rozbicie prawosławia na unitów, czyli zwolenników unii, oraz dyzunitów – jej przeciwników, a co za tym idzie, długotrwałe walki między obydwoma odłamami. W Odrynkach schronili się mnisi, którzy opuścili zajmowane przez unitów monastyry prawosławne. Z ich pomocy korzystali trwający przy dawnej wierze mieszkańcy okolicznych wsi.
Ojciec Gabriel zamieszkał w barakowozie, bez prądu i bieżącej wody. Zdany na własne siły i pomoc mieszkańców wsi zbudował drewnianą cerkiew, dom dla mnichów i pomieszczenia gospodarcze.
Piętnastego września 2009 roku odbyła się uroczystość poświęcenia skitu. Przewodniczył jej metropolita warszawski i całej Polski Sawa. Powstanie pustelni określił mianem cudu XXI wieku.
Ojciec Gabriel był jedynym mieszkańcem skitu. Liczył na towarzystwo, ale nikt nie chciał na stałe zamieszkać z dala od cywilizacji. Przez wiele lat zajmował się ziołolecznictwem. Jeszcze w Supraślu założył ogród zielny i zielarnię, a w każdą środę przyjmował potrzebujących. Swojej działalności ziołoleczniczej nie zaniechał po przybyciu do Odrynek. Hodował też pszczoły. Chociaż nikomu nie szkodził, jego obecność nie każdemu była na rękę. W grudniu 2011 roku ktoś zdewastował skit i zniszczył ule.
Dziewiętnastego maja 2013 roku konsekrowano drewnianą cerkiew pw. Opieki Matki Bożej. Trzy lata później wybuchł w niej pożar, który zniszczył niemal całe wyposażenie. Cerkiew została odbudowana.
Pięć lat później, listopadzie 2018 roku, ojciec Gabriel zmarł. Pochowano go na terenie skitu. Od jego śmierci pustelnia jest niezamieszkana. Nabożeństwa w niedziele i święta odprawiane są przez duchownych z monastyru w Zwierkach.
Pojechaliśmy do Odrynek, by wziąć udział w Święcie Jordanu, jednym z dwunastu wielkich świąt w kościele prawosławnym. „Wziąć udział” to może za dużo powiedziane, raczej zobaczyć, jak obchodzą je prawosławni. Święto Jordanu obchodzone jest 19 stycznia na pamiątkę chrztu Jezusa. Poprzedza je wigilia, w czasie której wierni zobowiązani są do ścisłego postu, a w cerkwiach odprawiane są tzw. królewskie godziny i liturgie.
W przeddzień uroczystości przygotowywane jest miejsce, w którym będzie odbywać się Wielkie Poświęcenie Wody. W pobliżu musi być więc rzeka, staw albo jezioro symbolizujące Jordan. Jeśli zima jest mroźna i woda zamarza, w lodzie trzeba wyrąbać przerębel w kształcie krzyża, a obok postawić ołtarz.
W dzień święta sprawowane są liturgie, po których następują uroczyste procesje nad brzeg wody. Kapłani trzykrotne zanurzają w niej krzyż, po czym kropią wiernych. Wiele osób, nie bacząc na chłód, obmywa w poświęconej wodzie twarz i ręce, a nawet całkowicie się zanurza. Symbolizuje to oczyszczenie się z grzechów. Wierni, wierząc w uzdrawiającą moc poświęconej wody, zabierają ją do domów. Święto Jordanu rozpoczyna prawosławną wizytę duszpasterską. Kapłani odwiedzają domy swoich parafian i błogosławią je wodą poświęconą w czasie uroczystości.
Zima w styczniu 2020 roku słabo dopisała, bardziej przypominała późną, trochę mglistą jesień. Mimo to skit i odprawiana w nim uroczystość zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Może nawet te jesienne mgły dodały im tajemniczości i uroku. Miałam sporo czasu, by wszystko obejść, posłuchać odprawianej liturgii, przyjrzeć się procesji i prawosławnym „morsom”. Mało brakowało, a jednym z nich – wbrew własnej woli – stałby się kapłan święcący wodę.
Wspólna mogiła żołnierzy drugiej wojny światowej poległych 20 lipca 1944 roku w czasie walk w okolicy Odrynek.
Krzyż ustawiono dzięki staraniom archimandryty Gabriela i prawosławnych chrześcijan 15 września 2011 roku.
Z Odrynek pojechaliśmy do Narwi, dużej wsi na lewym brzegu rzeki o tej samej nazwie. Leży między dwoma parkami narodowymi – Narwiańskim i Białowieskim. Pierwsi osadnicy pojawili się tam już we wczesnym średniowieczu. Pozostały po nich kurhany i grodziska. Na początku XVI stulecia Olbracht Gasztołd u przeprawy przez rzekę utworzył osadę, która w 1529 roku otrzymała od króla Zygmunta Starego prawa miejskie. Kilkanaście lat później były tu już kościół ze szkółką, cerkiew, monastyr, kilka karczem piwnych i miodowych i aż sto czterdzieści cztery domy. Ludzie żyli z handlu i rzemiosła. W połowie XVII wieku zbudowali pierwszy most przez rzekę. Narew była zamożnym miastem, w którym wielokrotnie zatrzymywali się królowie podróżujący między Litwą a Koroną.
Po wojnach szwedzkich Narew podupadła. Rozwojowi nie sprzyjało też wprowadzenie przez króla Stanisława Augusta w 1767 roku zarządzeń o ochronie puszczy. W XIX stuleciu miejscowość miała zaledwie czterystu mieszkańców zajmujących się głównie uprawą chmielu. W roku 1934 utraciła prawa miejskie.
W Narwi, dzięki uprzejmości księdza proboszcza, obejrzeliśmy drewniany kościół rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i świętego Stanisława Biskupa Męczennika.
Na początku XVI wieku stała tu kaplica dworska. Kościół z prawdziwego zdarzenia ufundowali król Zygmunt Stary i królowa Bona w czasie lokacji miasta na prawie magdeburskim w 1528 roku. Królewscy małżonkowie nadali mu wiele przywilejów. Dwa wielki później potwierdził je król August III Sas. W tym czasie proboszczem parafii w Narwi był kanonik gnieźnieński ksiądz Ludwik Ignacy de Riaucour.
Zapewne pod jego kierunkiem świątynia została przebudowana. Pojawiła się obecna, również drewniana, ale znacznie większa. Z pierwotnego kościoła przetrwały dwa szesnastowieczne malowidła na desce przedstawiające sceny Ukrzyżowania oraz obraz Matki Bożej z XVII stulecia.
Przewodniczka wycieczek Klubu Globtrotera stara się organizować spotkania z ludźmi dbającymi o zachowanie rodzimych tradycji. I tak trafiliśmy do prywatnego Muzeum Wsi prowadzonego przez pana Mariana Święckiego. Muzeum znajduje się na terenie gospodarstwa i prezentuje… wszystko co tylko jego właściciel zdołał zebrać. Są więc garnki i talerze, warsztat tkacki i kołowrotek, żelazka, sanki i rowery, zabawki, zdjęcia, obrazy, stroje, serwetki i korale.
Na zewnątrz też stoi wiele eksponatów. Kolekcja jest imponująca. Właściciel bardzo zaangażowany, widać, że w swoje muzeum wkłada całe serce. Można tylko żałować, że słaba pogoda nie pozwoliła nam w pełni docenić jego zbierackiej pasji.
Przed powrotem do Warszawy została jeszcze chwila, by zerknąć na cerkiew prawosławną pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Pierwszą cerkiew w Narwi wzniesiono na początku XVI wieku. Według legendy ufundował ją książę Iwan Wiśniowiecki. Podróżując z Warszawy do Wilna, dostrzegł ikonę świętego Antoniego Pieczerskiego i postanowił zbudować kapliczkę ku jego czci. Być może ikonę przywieźli mnisi z Kijowa, którzy osiedli na tych terenach. A może to oni wznieśli świątynię? Tego nikt nie wie, niemniej kult świętego Antoniego jest tu wciąż żywy.
Pierwsza świątynia prawosławna w Narwi przetrwała do drugiej połowy XVIII stulecia. Potem wzniesiono nową cerkiew, unicką. Nie było w niej ikonostasu, lecz ołtarze boczne i główny z wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej. W roku 1839 na mocy postanowień synodu połockiego cerkiew wraz z całą diecezją przeszła do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, ale dawne elementy wystroju przetrwały w niej jeszcze prawie trzydzieści lat.
W latach 80. XIX wieku pounicka cerkiew została przeniesiona na cmentarz w Narwi, a na jej miejscu wzniesiono nową. W roku 1915, w wyniku bieżeństwa, ludność prawosławna opuściła Narew, zabierając ze sobą najbardziej czczone wizerunki świętych. Trzy lata później cerkiew ponownie otwarto i do dziś służy wiernym. W 1990 roku w świątyni wybuchł pożar, którym zniszczył jej wnętrze. Parafianie szybko postarali się o nowy ikonostas i ikony. Cztery lata po pożarze cerkiew została ponownie konsekrowana.
Cerkiew w Narwi została zbudowana na planie krzyża z dwiema prostokątnymi zakrystiami. Do wnętrza prowadzą dwa ganki. Nie mogliśmy do niej zajrzeć, bo ponownie trwał remont. Gdy kilka miesięcy później, podczas drugiej wycieczki na Podlasie, mijaliśmy Narew, cerkiew była gotowa na przyjęcie wiernych.
Cerkiew w Narwi to jedna z wielu podlaskich niebieskich świątyń. Wyznawcy prawosławia upodobali sobie tę barwę, bo niebieski to kolor nieba. Jest on też symbolem Matki Bożej i Archanioła Gabriela, a także nadziei i tajemnicy bytu. Na niebiesko malowane są nie tylko cerkwie, lecz także kapliczki, krzyże przydrożne i cmentarne, a nawet nagrobki.
Kolejną niebieską świątynię widzieliśmy w Dubiczach Cerkiewnych, podczas krótkiego postoju w drodze do domu.
Dubicze Cerkiewne to wieś leżąca nad rzeką Orlanką. Ma ciekawą i burzliwą historię. Powstała za czasów króla Zygmunta Starego i królowej Bony, którzy w okolicach Puszczy Białowieskiej mieli swoje dobra. W pierwszej połowie XVII wieku jej mieszkańców zdziesiątkowały dżuma oraz najazdy wojsk rosyjskich i szwedzkich. W historii wsi zapisał się też Napoleon Bonaparte, który w 1812 roku, wycofując się spod Moskwy, ukrył tu swój skarb. Poszukiwania trwają.
Największym skarbem Dubicz Cerkiewnych, i to takim, którego nikt nie musi szukać, jest wspomniana niebieska cerkiew. Wedle miejscowej tradycji pierwsza dubicka świątynia stała na pobliskim uroczysku Bachmaty. Podczas wojny szwedzko-rosyjskiej cerkiew spłonęła. Z ognia ocalała tylko ikona Matki Bożej Opiekuńczej, która, niesiona przez wiatr, wskazała miejsce budowy nowej świątyni. By upamiętnić to wydarzenie, wezwanie parafii zmieniono na Opieki Matki Bożej. Cerkiew została zbudowana w latach 1727–1729 i szczęśliwie przetrwała do czerwca 1941 roku, kiedy to w czasie walk niemiecko-radzieckich ponownie spłonęła. Tym razem jej los podzieliła niemal cała wieś.
Tuż po wojnie, w 1946 roku, mieszkańcy przystąpili do odbudowy świątyni. W październiku 1955 roku konsekrował ją metropolita Warszawy i całej Polski Makary.
Wokół cerkwi stoi wiele krzyży. Wysoki, drewniany, ustawiony w 1902 roku upamiętnia miejsce jej poprzedniczki. Inne są drewniane, kamienne, żelazne, duże, małe, skromne i dekorowane, nie brakuje też niebieskich. Jedne źródła podają, że to niewielki cmentarzyk, na którym najstarszy zachowany nagrobek pochodzi z 1873 roku, drugie – że to krzyże wotywne, stawiane w różnych intencjach.
Na poczęstunek przed powrotem do Warszawy zatrzymaliśmy się w okolicy Kleszczeli. Była więc chwila, by zerknąć na białą murowaną cerkiew pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Zmierzchało już, bo dni w styczniu są krótkie. Zdjęcia wyszły niezbyt udane, ale co tam, ważne, że ją widziałam.
Według miejscowej legendy nawę miejscowości dał kleszcz, który wbił się w królową Bonę, wizytującą swoje dobra. W latach 20. XVI wieku Kleszczele lokował na prawie chełmińskim jej małżonek, król Zygmunt Stary. Przez lata miasto było drugim co do wielkości, po Bielsku Podlaskim, ośrodkiem Podlasia. Stały w nim dwie cerkwie, kościół, kilkadziesiąt młynów, kuźnia i ponad pięćdziesiąt karczem.
Wojny szwedzkie i najazd rosyjski z 1659 roku zahamowały rozwój Kleszczeli. W następnym stuleciu miasto spustoszył ogromny pożar, z którego ocalało tylko trzynaście domostw. Po trzecim rozbiorze Polski Kleszczele znalazły się pod panowaniem pruskim. W tamtym czasie słynęły z uprawy chmielu i ogórków. W latach drugiej wojny światowej Niemcy zamordowali wielu mieszkańców Kleszczeli, w tym całą ludność żydowską. Zniszczyli też sporo zabudowań, co sprawiło, że w 1950 roku Kleszczele straciły prawa miejskie. Odzyskały je dopiero czterdzieści trzy lata później.
Do połowy XIX stulecia główną prawosławną świątynią Kleszczeli była cerkiew pw. świętego Mikołaja. Liczba prawosławnych mieszkańców rosła, cerkiew nie mogła więc pomieścić wszystkich wiernych. W latach 70. XIX wieku wzniesiono nową świątynię pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Jej budowa została opłacona z rosyjskiego skarbu państwa. Wyposażenie kupiono z pieniędzy zgromadzonych przez parafian.
Cerkiew spłonęła w 1944 roku. Po wojnie szybko przystąpiono do jej odbudowy. Zniszczone ikony zastąpiono malowidłami przeniesionymi z cerkwi w Szereszowie. W świątyni znajduje się też słynąca z cudów ikona świętego Mikołaja. Pochodzi z kleszczelskiej cerkwi pw. świętego Mikołaja, zburzonej w latach pierwszej wojny światowej.
styczeń 2020
Bibliografia
J. Adamski i in., Narwiański Park Narodowy. Przewodnik do zajęć terenowych na wybranych obiektach, Narwiański Park Narodowy, Kurowo 2000.
M. Bielonko, I.K., Laskowska, Narwiański Park Narodowy. Praktyczny Przewodnik. Multico. Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2007.
T. Darmochwał, Północne Podlaskie, wschodnie Mazowsze, Agencja „TD” - Wydawnictwo Turystyczne, Warszawa 2003.
T. Glinka i in., Podlasie. Przewodnik, Sport i Turystyka. Muza SA, Warszawa 1997.
S. Halicki, Polska Amazonia. Przewodnik po Narwiańskim Parku Narodowym, Miejsko-Gminne Centrum Kultury w Choroszczy, Białystok-Choroszcz 2000.
Polskie parki narodowe na weekend, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2000.
G. Rąkowski, Polska egzotyczna. Cz. 2, Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, Pruszków 2019.
Artykuły na stronie Klubu Globtrotera:
https://klubglobtroterawarszawa.com/2020/07/12/blekitne-podlasie-cerkiew-w-narwi/
https://klubglobtroterawarszawa.com/2020/07/31/kraina-otwartych-okiennic/
https://klubglobtroterawarszawa.com/2021/01/22/uwaga-zabytek-narwianskie-perelki/
https://klubglobtroterawarszawa.com/2020/07/12/wedrujac-po-podlasiu-dubicze-cerkiewne/
Strony internetowe:
https://www.lubelskieklimaty.pl/