Zwierzaki

 

O spotkaniu z łosiami w Puszczy Kampinoskiej

Pięknego grudniowego dnia wybrałam się do Puszczy Kampinoskiej. Wędrowałam niebieskim szlakiem tuż przy Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. W drodze powrotnej zobaczyłam jakieś płachty wiszące na drzewach. Zdziwiłam się trochę, ale poszłam dalej. Nagle dwie płachty rzuciły się do ucieczki, a trzecia spojrzała mi głęboko w oczy. 
 
062
 
Nie płachty to były, lecz łosie – matka z młodymi. Łosza była wielka. Stała spokojnie na chudych (do złudzenia przypominających pnie drzew) nogach. Ani drgnęła. Po kilku minutach dość hałaśliwa grupa pań przepłoszyła ją – w końcu tkwiła na środku szlaku i blokowała przejście. Pokręciłam się trochę po okolicy. Miałam nadzieję, że jeszcze spotkam łosią rodzinkę. Faktycznie, łosie były niedaleko. Najpierw zobaczyłam młode. Skubały coś wśród drzew. 
 
063
 
Matki nie widziałam. Trochę bałam się, że gdzieś się przyczaiła, podkradnie od tyłu i zobaczę puszczę z wysoka, ale nie – spokojnie leżała w krzakach. 
 
066
 
067
 
Bacznie mnie obserwowała, ale nie zdradzała objawów niepokoju. Chyba nie zrobiłam na niej złego wrażenia, bo po pewnym czasie zajęła się toaletą. 
 
069
 
Rozmawiałam z kilkoma osobami, które też przystanęły, by na łosie popatrzeć. Łosza podobno zadomowiła się w okolicach Lasek. Tu rodzi młode, wychowuje je, prawie oswoiła się z ludźmi.  
 

071

070

 

Psy są kochane, niektóre doczekały się pomników

Najbardziej wzruszający psi pomnik stoi w Krakowie u podnóża Wawelu. Przedstawia sporego smutnego mieszańca, otoczonego ludzkimi dłońmi. To pomnik Dżoka, który na początku lat 90. przez cały rok mieszkał przy rondzie Grunwaldzkim. Nie chciał odejść z miejsca, gdzie na zawał serca zmarł jego pan. Dżoka dokarmiali mieszkańcy okolicznych domów. W końcu pozwolił się przygarnąć jednej z opiekunek. Po jej śmierci w 1998 roku Dżok trafił do schroniska. Uciekł, wałęsał się po mieście, aż zginął pod kołami pociągu. Jego pomnik zaprojektował krakowski rzeźbiarz, profesor Bronisław Chromy. Zrezygnował z honorarium za swoją pracę. Pieniądze na brąz użyty do wykonania odlewu uzbierali mieszkańcy Krakowa i artyści z całej Polski. Pomnik Dżoka – symbol psiej wierności – stanął w 2001 roku.

043

W Toruniu, na rogu ulicy Chełmskiej i staromiejskiego rynku, siedzi piesek Filuś, nieodłączny towarzysz profesora Filutka z komiksu na ostatniej stronie „Przekroju”. W pyszczku trzyma melonik swojego pana i pilnuje jego parasola. Zimową porą pojawia się też profesor Filutek – element bożonarodzeniowych dekoracji. Filusia wymyślił wybitny rysownik i karykaturzysta związany z Toruniem, Zbigniew Lengren, a jego pomnik zaprojektował Zbigniew Mikielewicz. Filuś ozdabia Toruń od 2005 roku.

044

Psi pomnik stoi też w Kazimierzu nad Wisłą, na rynku nieopodal kościoła. Poświęcony jest kundelkowi należącemu do malarza Zbigniewa Szczepanka. Jak na psa artysty przystało imię nosił malarskie – Werniks. Nie od zawsze miał właściciela. Początkowo bezpański, przewodził zgrają podobnie jak on niczyich psów wałęsających się po rynku. Werniks jest bohaterem wielu opowieści. Według jednej pochodził z Janowca i do Kazimierza podróżował autostopem, według drugiej – przepływał Wisłę. Tak czy inaczej, przyłączał się do wycieczek zwiedzających miasto i stał się miejscową atrakcją. Autorem pomnika jest rzeźbiarz Bogdan Markowski. Wykonał go z brązu, słusznie przewidując, że nie zabraknie chętnych, by pogłaskać Werniksa. Jeśli ktoś chce powrócić do Kazimierza powinien pogłaskać go po nosie, a jeśli ktoś pragnie szczęścia w miłości – trochę niżej.
 
 045
 
W Warszawie na Polu Mokotowskim znajduje się pomnik Szczęśliwego Psa. Nie ulega wątpliwości, że jest szczęśliwy – wystarczy spojrzeć na tę roześmianą psią mordkę. Autorce pomnika, Bognie Czechowskiej, pozował golden retriever Lokat – psi terapeuta, uczestniczący w rehabilitacji dzieci. Pomysłodawcą postawienia mu pomnika był miesięcznik „Cztery Łapy”. Pomnik został odsłonięty 2 października 2004 roku w Światowy Dzień Zwierząt. Lokat przybył na uroczystość.  
 
052
 
W Warszawie jest jeszcze jeden psi pomnik, w Łazienkach Królewskich na tyłach Starej Pomarańczarni. Kamienna rzeźba przedstawia śpiącego wyżła. Do końca nie wiadomo, skąd się tam wzięła. Jedni twierdzą, że ma upamiętniać psy króla Stasia. Za Starą Pomarańczarnią miał być ich cmentarz. Zdaniem drugich w tym miejscu leżą psy ze straży parkowej i muzealnej. Na stronie internetowej Łazienek jest informacja, że śpiący pies to As, bohater noweli Adolfa Dygasińskiego. Jest odlewem rzeźby psa z 1903 roku autorstwa Czesława Makowskiego, będącej fragmentem nagrobnego pomnika pisarza na Powązkach. Nie wiadomo, czy to prawda, bo podobno na nagrobku Dygasińskiego leży wyżlica Norma, bohaterka opowiadania Psia Dola
 
 053

 

Mops Maksio pozuje do kalendarza na rok 2016

048

 049

050

Wiosenny spacer mandarynek. Natura była hojniejsza dla samczyka. 

054

061

Pies podróżnik z Polańczyka. 

046

Tego psa dostrzegłam, spacerując po Łodzi. Wyglądał z balkonu pięknie ozdobionej kamienicy. 

060

 A to koty mojej Siostry. Pierwszy robi wrażenie wielkością,

026

027
wygląda nieźle...

028
...ciekawe, jak smakuje

a drugi - właściwie druga - pięknymi oczami.

025

Często bywam na warszawskich Bielanach, gdzie urzęduje wesoły osiołek.

 001

Lubię wiewiórki, bo jak można nie lubić takiego słodziaka. 

 014

Na wiewiórkach ćwiczę refleks i  cierpliwość. Kiedyś obserwowałam takie dwie wesolutkie. Ganiały się po drzewie, dawały sobie buzi. Gdy przyłączyła się do nich trzecia, to ją przegoniły. Na ostatnim zdjęciu galerii jest wiewiórka w paski. Początkowo myślałam, że coś stało się z moim aparatem, ale ona naprawdę była pasiasta.

Cierpliwości wymagała też mandarynka, która uparcie sterczała na pniu drzewa i dopiero po dłuższym czasie udowodniła, że jednak jest kaczką i pływać umie.

 019

 020

Ze zwykłymi kaczkami nie mam takiego kłopotu. Są we wszystkich miejskich parkach i pięknie pozują.

Podobnie łabędzie.

Ta rodzinka nie pochodzi z miejskiego parku, lecz wiejskiego stawu. Gdy ją mijałam, rodzice zgarnęli młode do środka i syczeli ostrzegawczo.

 055

Skoro jesteśmy nad wodą, to czas na żaby

015

016

017

018

 i ważki znad Świdra.

034 

 035

 036

Równie małe zwierzaczki: pająk, który zbudował sobie dom na juce rosnącej w naszym wiejskim ogródku.

021  022

Liszka, która tak zgrała się z tłem, że jest prawie niewidoczna.

058

I ślimak, najwyraźniej w trakcie posiłku.

037 

Rudego kota „złotą rączkę” spotkałam w jednej z bram w Górze Kalwarii i jego brata bliźniaka w Muzeum Wsi Radomskiej.

040  041

Żeby psy nie czuły się pokrzywdzone, to jest też ich przedstawiciel – w dodatku groźny. 

042

 

Fragment artykułu: Podlasie – u Pana Boga za piecem.

Wybierając miejsce, w którym spędzę ostatni dzień na Podlasiu, myślałam o Tykocinie – zachowało się tam wiele pamiątek żydowskich. Jednak zmieniłam zdanie i odwiedziłam arboretum w Kopnej Górze, tuż pod Supraślem. Pojechałam rano i przez kilka pierwszych godzin – a siedziałam tam prawie cały dzień – prócz mnie nie było żywego ducha. Łaziłam po dróżkach, aż dotarłam nad staw – piękny, niemal całkowicie pokryty liliami wodnymi. Pochyliłam się, by zrobić im zdjęcie, a gdy podniosłam wzrok, na drugim brzegu ujrzałam sarnę. Potem okazało się, że były dwie. Kręciły się po polanie wokół sporego kamienia. Gdy odeszły, zbliżyłam się do niego. Głaz poświęcony był pamięci jednego z leśników. Może to zbyt górnolotne porównanie, ale przypomniało mi się Pożegnanie z Afryką i lwy na grobie Denysa Fincha Hattona. 

012

013

014

 

Fragment artykułu: Roztocze – z wizytą u Zamoyskich.

„Gdy deszcz trochę ucichł, wyszły konie. Przez chwilę pasły się w oddali, a potem przebiegły tuż pod nami. Na końcu biegła klacz, która nagle odłączyła się od stada. Stanęła i zarżała. Odpowiedziało jej rżenie dochodzące z krzaków za platformą. [...] W chaszczach stał ogier ze źrebakiem. Od ścieżki, którą biegły konie, oddzielał ich rów wypełniony wodą. Klacz cierpliwie czekała, cały czas nawołując lekkomyślnego małżonka. Wyraźnie miała do niego pretensje: No gdzieś ty znowu polazł, w dodatku z dzieckiem. W końcu oba zabłąkane konie ominęły rów i przybiegły. Nastąpiło radosne powitanie, po czym cała trójka dogoniła stado. Niesamowite widowisko".

Koniki polskie – potomkowie tarpana, dzikiego konia leśnego – sprowadzono do Roztoczańskiego Parku Narodowego w 1982 roku.