Zwierzaki
O spotkaniu z łosiami w Puszczy Kampinoskiej
Psy są kochane, niektóre doczekały się pomników
Najbardziej wzruszający psi pomnik stoi w Krakowie u podnóża Wawelu. Przedstawia sporego smutnego mieszańca, otoczonego ludzkimi dłońmi. To pomnik Dżoka, który na początku lat 90. przez cały rok mieszkał przy rondzie Grunwaldzkim. Nie chciał odejść z miejsca, gdzie na zawał serca zmarł jego pan. Dżoka dokarmiali mieszkańcy okolicznych domów. W końcu pozwolił się przygarnąć jednej z opiekunek. Po jej śmierci w 1998 roku Dżok trafił do schroniska. Uciekł, wałęsał się po mieście, aż zginął pod kołami pociągu. Jego pomnik zaprojektował krakowski rzeźbiarz, profesor Bronisław Chromy. Zrezygnował z honorarium za swoją pracę. Pieniądze na brąz użyty do wykonania odlewu uzbierali mieszkańcy Krakowa i artyści z całej Polski. Pomnik Dżoka – symbol psiej wierności – stanął w 2001 roku.
W Toruniu, na rogu ulicy Chełmskiej i staromiejskiego rynku, siedzi piesek Filuś, nieodłączny towarzysz profesora Filutka z komiksu na ostatniej stronie „Przekroju”. W pyszczku trzyma melonik swojego pana i pilnuje jego parasola. Zimową porą pojawia się też profesor Filutek – element bożonarodzeniowych dekoracji. Filusia wymyślił wybitny rysownik i karykaturzysta związany z Toruniem, Zbigniew Lengren, a jego pomnik zaprojektował Zbigniew Mikielewicz. Filuś ozdabia Toruń od 2005 roku.
Mops Maksio pozuje do kalendarza na rok 2016
Wiosenny spacer mandarynek. Natura była hojniejsza dla samczyka.
Pies podróżnik z Polańczyka.
Tego psa dostrzegłam, spacerując po Łodzi. Wyglądał z balkonu pięknie ozdobionej kamienicy.
A to koty mojej Siostry. Pierwszy robi wrażenie wielkością,
wygląda nieźle...
...ciekawe, jak smakuje
a drugi - właściwie druga - pięknymi oczami.
Często bywam na warszawskich Bielanach, gdzie urzęduje wesoły osiołek.
Lubię wiewiórki, bo jak można nie lubić takiego słodziaka.
Na wiewiórkach ćwiczę refleks i cierpliwość. Kiedyś obserwowałam takie dwie wesolutkie. Ganiały się po drzewie, dawały sobie buzi. Gdy przyłączyła się do nich trzecia, to ją przegoniły. Na ostatnim zdjęciu galerii jest wiewiórka w paski. Początkowo myślałam, że coś stało się z moim aparatem, ale ona naprawdę była pasiasta.
http://polskanapiechote.waw.pl/10-boksy/7-roznosci#sigProIde4325a5e2e
Cierpliwości wymagała też mandarynka, która uparcie sterczała na pniu drzewa i dopiero po dłuższym czasie udowodniła, że jednak jest kaczką i pływać umie.
Ze zwykłymi kaczkami nie mam takiego kłopotu. Są we wszystkich miejskich parkach i pięknie pozują.
http://polskanapiechote.waw.pl/10-boksy/7-roznosci#sigProId589d866a95
Podobnie łabędzie.
http://polskanapiechote.waw.pl/10-boksy/7-roznosci#sigProId95eec7df5b
Ta rodzinka nie pochodzi z miejskiego parku, lecz wiejskiego stawu. Gdy ją mijałam, rodzice zgarnęli młode do środka i syczeli ostrzegawczo.
Skoro jesteśmy nad wodą, to czas na żaby
i ważki znad Świdra.
Równie małe zwierzaczki: pająk, który zbudował sobie dom na juce rosnącej w naszym wiejskim ogródku.
Liszka, która tak zgrała się z tłem, że jest prawie niewidoczna.
I ślimak, najwyraźniej w trakcie posiłku.
Rudego kota „złotą rączkę” spotkałam w jednej z bram w Górze Kalwarii i jego brata bliźniaka w Muzeum Wsi Radomskiej.
Żeby psy nie czuły się pokrzywdzone, to jest też ich przedstawiciel – w dodatku groźny.
Fragment artykułu: Podlasie – u Pana Boga za piecem.
Wybierając miejsce, w którym spędzę ostatni dzień na Podlasiu, myślałam o Tykocinie – zachowało się tam wiele pamiątek żydowskich. Jednak zmieniłam zdanie i odwiedziłam arboretum w Kopnej Górze, tuż pod Supraślem. Pojechałam rano i przez kilka pierwszych godzin – a siedziałam tam prawie cały dzień – prócz mnie nie było żywego ducha. Łaziłam po dróżkach, aż dotarłam nad staw – piękny, niemal całkowicie pokryty liliami wodnymi. Pochyliłam się, by zrobić im zdjęcie, a gdy podniosłam wzrok, na drugim brzegu ujrzałam sarnę. Potem okazało się, że były dwie. Kręciły się po polanie wokół sporego kamienia. Gdy odeszły, zbliżyłam się do niego. Głaz poświęcony był pamięci jednego z leśników. Może to zbyt górnolotne porównanie, ale przypomniało mi się Pożegnanie z Afryką i lwy na grobie Denysa Fincha Hattona.
Fragment artykułu: Roztocze – z wizytą u Zamoyskich.
„Gdy deszcz trochę ucichł, wyszły konie. Przez chwilę pasły się w oddali, a potem przebiegły tuż pod nami. Na końcu biegła klacz, która nagle odłączyła się od stada. Stanęła i zarżała. Odpowiedziało jej rżenie dochodzące z krzaków za platformą. [...] W chaszczach stał ogier ze źrebakiem. Od ścieżki, którą biegły konie, oddzielał ich rów wypełniony wodą. Klacz cierpliwie czekała, cały czas nawołując lekkomyślnego małżonka. Wyraźnie miała do niego pretensje: No gdzieś ty znowu polazł, w dodatku z dzieckiem. W końcu oba zabłąkane konie ominęły rów i przybiegły. Nastąpiło radosne powitanie, po czym cała trójka dogoniła stado. Niesamowite widowisko".
http://polskanapiechote.waw.pl/10-boksy/7-roznosci#sigProIdfb17de350f
Koniki polskie – potomkowie tarpana, dzikiego konia leśnego – sprowadzono do Roztoczańskiego Parku Narodowego w 1982 roku.