Nie mój dom
Susie Morgenstern, Nie mój dom, ilustr. Serge Bloch, Wydawnictwo Adamada, Gdynia 2019
Przysłowie mówi, że nie przesadza się starych drzew. Ludzie w podeszłym wieku nie lubią zmian. Przez lata przyzwyczaili się do miejsca, w którym mieszkają, do sklepów, kościoła, ławki w parku. Poznali sąsiadów, z którymi nie chcą się rozstawać. A co z młodymi drzewami, takimi całkiem małymi, które dopiero co zapuściły korzenie? Okazuje się, że pod tym względem między startymi i młodymi – nieważne, drzewami czy ludźmi – nie ma różnicy.
Takim młodym drzewkiem jest bohater książki Nie mój dom. Chłopczyk lubi swoje mieszkanie w starej kamienicy bez windy, swój pokój, stojące w nim meble i zabawki, lubi zaglądające przez okno wielkie drzewo, które czuwa nad nim niczym żołnierz, lubi różowy pokój siostry, w którym oboje piją herbatkę na niby, kuchnię tak małą, że nie da się w niej zjeść śniadania, i salon na noc zamieniany w sypialnię rodziców. W kamienicy ma kolegę, z którym siedzi przy jednym stoliku w przedszkolu. Chłopczyk kocha swój dom, chociaż jego zachwyty nad nim mieszają się z utyskiwaniem rodziców: „Jaka ta kuchnia jest niepraktyczna”, „Koszmar”, „W tym domu brakuje szaf, nie ma wieszaków”. Zapada decyzja o przeprowadzce. Chłopczyk jest w rozpaczy, nie może pogodzić się z utratą wszystkiego, co jest mu bliskie.
Nie mój dom ukazuje uczucia małego dziecka: jego miłość do domu, przywiązanie do przedszkolnego kolegi, ból z powodu konieczności ich opuszczenia. Rodzice zdają się nie widzieć jego smutku, Na antyprzeprowadzkowy plan synka reagują złością. Czy w przypadku dużych zmian w życiu rodziny uczucia małego dziecka powinny być brane pod uwagę? W książce Nie mój dom nie są. Mały bohater stwierdza: „Gdy ma się pięć lat, to o wszystkim decydują rodzice. Nie miałem nic do gadania”.
Trudno wymagać od rodziców zmiany planów, bo pięciolatek się na nie nie zgadza. Z drugiej strony zamiast złościć się na malucha, powinni go do tych zmian przygotować, bo przecież – jak przekonał się mały bohater książki – nowy dom, nowy widok z okna i nowe przedszkole pełne nieznanych dzieci są obce tylko przez chwilę. Wspólna lektura Nie mojego domu może być bardzo przydatna nie tylko w przypadku planowanej przeprowadzki, ale też zmian innej natury. Zmiany bowiem towarzyszą nam przez całe życie i dotyczą różnych jego aspektów. Nie muszą być przykrym doświadczeniem ani nie oznaczają całkowitego zerwania z przeszłością. Trzeba dostrzec płynące z nich korzyści, ale też zachować wspomnienia.
Książka jest starannie wydana. Ma sztywne okładki i trochę większy format. Uwagę zwracają ilustracje Serge’a Blocha, znanego francuskiego grafika i autora książek obrazkowych. Są trochę niedokładne, jakby rysowane ręką dziecka. Zajmują znaczną część stronic, wypychając z nich tekst. Niektóre postacie i domowe sprzęty zaznaczone są kreską, inne wypełnione kolorem, gdzieniegdzie wkradają się fragmenty zdjęć.
Tekst Nie mojego domu, dobrze oddający język dziecka, jest prosty, ale niebanalny. Drobiazgowość, z jaką mały bohater opisuje swoje stare mieszkanie, imponuje i może inspirować do zabawy rozwijającej słownictwo i spostrzegawczość u jego rówieśników.