Honor lontrusa

Maciej Przybylski, Honor lontrusa, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018

Gniezno zajmuje szczególne miejsce w naszych dziejach. Od Gniezna bowiem zaczyna się historia Polski – to tu, na Wzgórzu Lecha, założono gród, który za czasów Mieszka I stał się siedzibą piastowskich władców. Gniezno jest też miejscem poczynań bohaterów książki (a przynajmniej sporej jej części) Honor lontrusa.

Wprawdzie przyszło im żyć kilka stuleci później, ale w równie ważnym dla naszej państwowości momencie dziejowym. Po latach zaborów Polska odzyskuje niepodległość. O Gniezno ścierają się Niemcy i Polacy, którzy domagają się przyłączenia ziem zaboru pruskiego do odradzającej się ojczyzny. Pod koniec grudnia 1918 roku wybucha powstanie wielkopolskie. Jest jedną z nielicznych narodowych insurekcji uwieńczonych sukcesem, ale jednocześnie znacznie mniej znaną niż zakończone klęską romantyczne zrywy. Ucieszyłam się więc, że na rynku pojawiła się książka – wpadła mi w ręce dokładnie w setną rocznicę wybuchu powstania – która przybliży młodemu czytelnikowi (ale również i mnie) to ważne, lecz chyba niedoceniane wydarzenie z naszej historii.

Mój apetyt na wiedzę o nim wzrósł po przeczytaniu wstępu burmistrza Gniezna. Sądziłam, że Honor lontrusa traktować będzie o powstaniu, przygotowaniach do niego i wspólnym  niepodległościowym działaniu mieszkaniowców miasta „walczących i cywili, młodych i starszych, kobiet i mężczyzn, tych możnych i tych uboższych”. Trochę musiałam obejść się smakiem.  

Książka dzieli się na dwie części – Miasto i Dezerter – które łączy postać głównego bohatera Antka. Akcja pierwszej rozgrywa się w Gnieźnie. Wraz z Antkiem, wychowywanym przez babcię trzynastolatkiem, który zamiast siedzieć w szkolnej ławie, szwenda się po mieście, poznajemy Gniezno początków XX wieku. Kończy się I wojna światowa, do miasta docierają radosne wieści z innych ziem Polski: Niemcy lada dzień skapitulują. W Gnieźnie też trwają przygotowania do przejęcia władzy, powstają drużyny skautowskie, Polacy bojkotują niemieckie sklepy i zakłady usługowe, coraz otwarciej rozmawiają w ojczystym języku, w oknach wywieszają biało-czerwone flagi. Mężczyźni rozbrajają niemieckich żołnierzy i szykują się do walki, a kobiety organizują punkty sanitarne. W mieście czuć atmosferę wolności, której poddaje się i Antek. Z zaborcą walczy po swojemu, strzelając z procy do niemieckich żołnierzy i wraz z innymi burząc pomnik kaisera, znienawidzonego cesarza Fryderyka III. Jest jednak tylko trzynastolatkiem, a ten wiek ma swoje prawa, niezależnie od wielkiej polityki. Antek biega więc po mieście, zakochuje w pannie Krysi, a od czasu do czasu wdaje w bójki z takimi jak on łobuzami. Jednak, kiedy jedna z bijatyk kończy się przymusową pracą przy sprzątaniu klasztoru franciszkanów, polityka wciąga go w swój wir, a właściwie w kanał. Lochy pod klasztorem i sąsiednią kamienicą kryją tajemnicę, którą ciekawski chłopak stara się rozwikłać. Odkrywa antypolski spisek.      

W drugiej części książki, Dezerter, czytelnik wraz z Antkiem opuszcza Gniezno i przenosi się do powstańczych okopów i niemieckiej niewoli. Euforia, która ogarnęła Polaków, okazuje się bowiem przedwczesna. Niemcy w Wielkopolsce nie poddają się tak łatwo, a wśród ludności cywilnej nie brakuje im sprzymierzeńców. Antek, ścigając szpiega z podklasztornych lochów, przypadkiem dostaje się do jednego z powstańczych oddziałów. Zostaje przydzielony do pracy w kuchni, jednak posłusznym kuchcikiem nie jest, bo rwie się do walki. Bywa pomocny, ale też przysparza sporo kłopotów dowódcom. Jest ranny, trafia do niewoli, ucieka i po wielu perypetiach udaje mu się dotrzeć do powstańców. Niestety, przy okazji dokonuje tak niewiarygodnych czynów, że – moim zdaniem – bardziej szkodzą one książce, niż jej służą. Podam przykład. Antek, uciekając Niemcom, wyskakuje przez okienko pociągu. Ląduje na kolejowym nasypie, stacza w śnieżną zaspę poniżej torowiska, zrywa na równe nogi i pędzi do pociągu, by uwolnić współwięźniów. Na widok strażnika skacze pod wagon. W tym czasie pociąg rusza. Antek wydostaje się spod niego, przetaczając się pomiędzy pierwszymi a drugimi kołami wagonu („Pociąg rozpędzał się coraz bardziej i tylne koła wagonu minęły jego stopę o włos”). Antek toczy się po nasypie, ale natychmiast podnosi, dogania pociąg i wskakuje na platformę wagonu. Warto dodać, że tych wyczynów dokonuje trzynastolatek, głodny, zmarznięty i ranny. Takich niewiarygodnych wyczynów Antka (i innych bohaterów powieści) – zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części książki – jest wiele.  

Na czwartej stronie okładki w informacji o autorze przeczytałam, że „dzięki [jego] pasji  podróżniczej i historycznej powstają trzymające w napięciu powieści awanturniczo-przygodowe”. Honor lontrusa bez wątpienia miał być jedną z nich. Myślę jednak, że proporcje między wątkami awanturniczymi a historycznymi zostały zaburzone na niekorzyść tych drugich – w książce zdecydowanie więcej jest awantury niż historii. I choć w mojej recenzji starałam się podkreślić elementy powstańcze, to są one przytłoczone nieprawdopodobnymi przygodami Antka. Ich nagromadzenie sprawiło, że podczas lektury Honoru lontrusa (zwłaszcza drugiej części) odnosiłam wrażenie, że czytam Honor Jamesa Bonda tudzież innego superbohatera, takiego co to „zabili go i uciekł”. Być może młodsze pokolenie, wychowane na amerykańskich filmach akcji lub grach komputerowych, doceni pomysłowość autora. Pytanie, czy jakikolwiek przedstawiciel tego pokolenia sięgnie po tak obszerną książkę? A co do trzymania w napięciu, to mnie te ciągłe perypetie Antka po pewnym czasie zaczęły nużyć, a w końcu zirytowały.   

Nie przekonał mnie też wątek romansowy. Oczywiście zauroczenie Antka Krysią wydaje się prawdopodobne, bo każdemu wolno kochać, nawet trzynastolatkowi. Ale czy na początku ubiegłego stulecia możliwe były randki (takiego wyrazu używa Antek) lontrusa, czyli chuligana, z panienką z dobrego domu? Nie wiem, czy wprowadzenie postaci dziewczyny nie służyło jedynie ckliwemu zakończeniu powieści, które niestety przywodzi na myśl południowoamerykańskie telenowele. 

Nie chcę krzywdzić tej książki. Autor niewątpliwie ma talent, pisze sprawnie, barwnym językiem. Wyobraźni też mu nie brakuje. Na pewno przekazał wiedzę o powstaniu wielkopolskim, a głównego bohatera wyposażył w cechy chwalebne i godne naśladowania: pomysłowość, odwagę, niekiedy graniczącą z brawurą, i honor. Antek jest dobrym Polakiem i oddanym kolegą, który nie zostawia nikogo bez pomocy, potrafi się poświęcić, czasami nawet za cenę własnego życia.      

Ciekawym zabiegiem literackim jest wprowadzenie wyrażeń gwarowych, wyjaśnianych w przypisach. Szkoda tylko, że większość z nich pojawia się w pierwszej części książki, a w drugiej właściwie ich nie ma. Podsumowując moją opinię o książce, użyję jednego z nich: nie jest źle, ale „noż w pyrę!”, mogliby być lepiej.