Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel…
C.K. Norwid
„Rodem Warszawianin…„ – Fryderyk Chopin, choć urodzony w Żelazowej Woli, właśnie w Warszawie spędził niemal dwadzieścia lat, czyli połowę swego życia. Tu mieszkał, uczył się, koncertował, zawierał przyjaźnie, bywał w kawiarniach i po raz pierwszy się zakochał. Zgodnie z ostatnią wolą Chopina w Warszawie spoczęło jego serce. Na pewno chętnie by tu wrócił. A więc, „Fryderyku! Wróć do Warszawy!”. Właśnie taki tytuł nosiła 9. edycja konkursu Galerii Plakatu AMS i Miasta Stołecznego Warszawy. Zadaniem jej uczestników było zaprojektowanie plakatu ukazującego związki Chopina ze stolicą. W konkursie wzięło udział prawie czterystu młodych grafików.
Mnie najbardziej spodobał się Fryderyk Agnieszki Bochnak – nowoczesny, trochę nonszalancki chłopak w dżinsach i marynarce, z niedbale przerzuconym przez ramię szalikiem. Gdyby wrócił, nie opędziłby się od fanek. Stałby się idolem szafiarek i zapewne zasiadł w jury konkursu „Jak oni grają Chopina”. Otoczyłby go tłum niedzielnych znawców muzyki, którzy domagaliby się autografów na świstkach papieru i smartfonami pstrykali mu fotki. Oszczędzę Fryderykowi tych doświadczeń i zaproszę go na spacer po Warszawie wieczorową porą. Niech skryje się w mroku i spokojnie odwiedzi miejsca, w których bywał. Cześć z nich zapewne rozpozna, inne zadziwią go swym wyglądem, a niektórych w ogóle nie odnajdzie.
Fragment plakatu Agnieszki Bochnak
Podróż sentymentalną rozpocznie od Belwederu, gdzie dał swe pierwsze koncerty. Nazwa miejsca pochodzi od włoskich wyrazów bel vedere, czyli piękny widok. Piękny widok roztaczał się z okien drewnianego pałacyku zbudowanego w XVII wieku dla żony kanclerza wielkiego litewskiego Krzysztofa Paca.
W 1822 roku murowany już pałac przebudowano w stylu klasycystycznym i przeznaczono na siedzibę wielkiego księcia Konstantego, rządzącego w Królestwie Polskim. Książę Konstanty, podobnie jak jego żona Joanna Grudzińska, był wielbicielem muzyki. Szybko dowiedział się o Fryderyku – cudownym dziecku, obdarzonym niezwykłym talentem muzycznym. Co niedziela wysyłał po niego karetę. Chłopiec przyjeżdżał, zabawiał księcia grą i biegał po Łazienkach z Pawełkiem, nieślubnym synem Konstantego. Oprócz niego towarzyszką zabaw Fryderyka była Aleksandryna de Moriolles, zwana Mariolką, córka guwernera, który opiekował się Pawełkiem. Po latach Fryderyk zadedykował jej Rondo a la Mazur. Dla wielkiego księcia Konstantego skomponował zaś marsza, który tak bardzo przypadł namiestnikowi do gustu, że grywano go podczas wojskowych parad.
Gdy mały Fryderyk biegał po Łazienkach, nawet nie pomyślał, że kiedyś stanie w nich jego pomnik, a w dodatku będzie to najpiękniejszy w Polsce monument secesyjny. Jego droga do warszawskich Łazienek była jednak długa i kręta, a gdy już stanął, nie wszystkim się spodobał.
Z inicjatywą uczczenia Chopina pomnikiem wystąpiło Warszawskie Towarzystwo Muzyczne w latach 70. XIX wieku. Ponieważ dekret carski zabraniał upamiętniania polskich tradycji narodowych i kulturowych, konkurs na pomnik ogłoszono dopiero w 1908 roku. Było to możliwe dzięki śpiewaczce operowej Adeli Bolskiej, która uzyskała zgodę cara Mikołaja II.
Międzynarodowe jury – po przejrzeniu aż sześćdziesięciu sześciu projektów – pierwszą nagrodę przyznało Wacławowi Szymanowskiemu. Projektant postanowił, że odlew postaci kompozytora powstanie we Francji. Przewieziono więc tam jego gipsową formę. Prace nad pomnikiem przerwał wybuch I wojny światowej. Szczęśliwie w 1919 roku odnaleziono fragmenty rzeźby.
W niepodległej Polsce wznowiono więc prace nad pomnikiem, o co osobiście zabiegał Szymanowski. Pojawiły się jednak problemy natury estetycznej. Przed I wojną secesja była w modzie i projekt pomnika, zgodny z jej duchem, nie budził sprzeciwów. W latach 20. XX wieku uznano go za przestarzały. Nazywano go secesyjną popielniczką, Włodzimierz Majakowski określił go dosadniej – zielony karczoch. Postawienie pomnika w Łazienkach kosztowało Szymanowskiego sporo nerwów i – jak twierdzą niektórzy – przyspieszyło zejście z tego świata.
Pomnik Chopina został uroczyście odsłonięty 14 listopada 1926 roku. Ale już czternaście lat później, w maju 1940 roku, Niemcy pocięli go na kawałki i wywieźli do Trzeciej Rzeszy, gdzie przetopiono go w jednej z tamtejszych hut. Po wojnie na pustym cokole wyryto napis:
Posąg Fryderyka Chopina zburzony
i zagrabiony przez Niemców w dniu
31 maja 1940 r. odbuduje Naród
i zagrabiony przez Niemców w dniu
31 maja 1940 r. odbuduje Naród
Odbudowa zajęła Narodowi trzynaście lat. Była możliwa dzięki odnalezieniu małego modelu pomnika, który lokatorzy domu Szymanowskich ukryli w piwnicy. Ocalały też szkice techniczne, fotografie i model głowy kompozytora. Wykonaniem repliki pomnika zajął się zespół rzeźbiarzy pod kierunkiem profesora Władysława Wasiewicza.
Jedenastego maja 1958 roku Fryderyk Chopin ponownie zasiadł pod wierzbą w warszawskich Łazienkach.
Co roku, letnią porą przysłuchuje się własnej muzyce. Od 1959 roku bowiem pod pomnikiem odbywają się niedzielne koncerty fortepianowe, które przyciągają setki słuchaczy. Trzeba przyjść odpowiednio wcześnie, by zająć dobre miejsce na ławce. Ci, dla których brakuje miejsc, siadają na trawie. Często przynoszą koce lub karimaty, jakieś jedzonko, coś do picia i… koncert zamienia się w piknik. Muszę przyznać, że początkowo mnie to raziło, ale obyczaje się zmieniają i trzeba się z tym pogodzić.
Wśród słuchających jest wielu turystów z Japonii, którzy szczególnie upodobali sobie mazurki i polonezy Chopina. W Hamamatsu stoi wierna kopia jego warszawskiego pomnika.
Jeszcze krótki spacer po Łazienkach
i Fryderyk zmierza w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Idąc przez Nowy Świat, skręca na chwilę w Ordynacką i dociera na Okólnik.
Pod numerem 2 stoi Uniwersytet Muzyczny jego imienia – spadkobierca Konserwatorium, w którym się uczył. Różne były losy uczelni: zmieniała nazwy i adresy, ale wykształciła wielu znanych w świecie muzyków, między innymi Ignacego Jana Paderewskiego, Mieczysława Karłowicza i Witolda Lutosławskiego. W holu głównym znajduje się popiersie jej patrona.
Pod numerem 1 stoi zamek Ostrogskich. Na początku XVII wieku zbudował go kasztelan krakowski Janusz Ostrogski. Chciał mieć zamek obronny, dlatego postawił go na skraju wiślanej skarpy, na wysokim ceglanym murze oporowym. W podziemnym jeziorze zamku pływa złota kaczka – zaklęta królewna, która obiecała swą rękę biednemu szewczykowi pod warunkiem, że w ciągu trzech dni wyda on sto dukatów tylko na własne potrzeby. Litościwy szewczyk dał część pieniędzy biedniejszemu od siebie i… złota rybka po dziś dzień pływa w podziemiach, czekając na innego wybawiciela.
Pałac Ostrogskich przez lata zmieniał właścicieli i przeznaczenie. Był szpitalem wojskowym i Domem Zdrowia. Działał tu Instytut Muzyczny, a w latach 1954–2005 siedzibę miało Towarzystwo im. Fryderyka Chopina. Gromadziło pamiątki po kompozytorze, tworząc muzeum z największą na świecie kolekcją chopinianów. W 2010 roku zamek Ostrogskich przeszedł gruntowną renowację. Stał się Muzeum Fryderyka Chopina – jednym z najnowocześniejszych muzeów w Polsce i prezentem dla kompozytora na dwusetną rocznicę urodzin.
Po pięciu latach od szumnego otwarcia powinni zmienić nazwę muzeum na „Chopin w konserwacji” lub „Przepraszamy za usterki”. Owszem, muzeum robi wrażenie. Świetne jest zwłaszcza połączenie starych ceglanych murów w piwnicach z nowoczesnym wystrojem. W poznaniu życia i dzieł Chopina widzowi pomóc miała technika. W salach są ekrany dotykowe i głośniki, tyle że jedna trzecia tych cudów techniki nie działa. Muzeum odwiedzają zagraniczni turyści. Podczas mojej wizyty było ich zdecydowanie więcej niż Polaków. Multimedialne ustrojstwa zepsute, pozasłaniane kartkami lub owinięte w czarne plastikowe torby wyglądają żenująco! I to kilka tygodni po zakończeniu kolejnego Konkursu Chopinowskiego.
Zdegustowany Fryderyk opuszcza muzeum i wspina się Tamką na Krakowskie Przedmieście. Dociera tuż pod pomnik Mikołaja Kopernika. Wielki astronom siedzi przed Pałacem Staszica. W latach młodości Chopina pałac był jedną z najważniejszych budowli publicznych Warszawy. Mieszkał w nim Stanisław Staszic, reformator doby oświecenia i wielki uczony. Jego pogrzeb w kościele Świętego Krzyża w 1826 roku stał się manifestacją patriotyczną. Do kościoła na Bielanach, gdzie Staszic został pochowany, odprowadzał go tłum. W tym tłumie był i Fryderyk. Wspominał, że ludzie wyrywali sobie trumnę z ciałem zmarłego. On sam zdołał wyszarpnąć kawałek kiru, którym trumna była przykryta.
W kościele Świętego Krzyża, w którym Chopin żegnał Staszica, spoczywa urna z jego własnym sercem.
Artykuł rozpoczęłam słowami Cypriana Kamila Norwida. Dokładnie brzmią: „Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel, Fryderyk Chopin, zszedł z tego świata”. Pochodzą z nekrologu zamieszczonego przez poetę w „Dzienniku Polskim” nazajutrz po śmierci kompozytora. Chopin zmarł 17 października 1849 roku w Paryżu. Ciężko chory wyznał siostrze Ludwice, że chciałby, aby jego serce spoczęło w Warszawie. Ludwika spełniła życzenie brata. Przez jakiś czas serce Fryderyka trzymała w słoiku ze spirytusem we własnym domu, potem przechowywano je w zakrystii, następnie w katakumbach i dopiero w 1856 roku wmurowano – już w urnie – w jeden z filarów kościoła Świętego Krzyża. Filar zdobi marmurowy pomnik Chopina zaprojektowany przez Leonarda Marconiego. Na umieszczonej pod nim tablicy widnieje napis:
Gdzie skarb twój, tam serce twoje
Św. Mateusz VI – 21
Fryderykowi Chopinowi
rodacy
Ur. 22 lutego 1810 r. w Żelazowej Woli
Zm. 17 października 1849 r. w Paryżu
Chociaż kościół Świętego Krzyża został zniszczony podczas powstania warszawskiego, urna z sercem Chopina ocalała. Przyczynił się do tego pewien kapelan niemiecki, miłośnik muzyki polskiego kompozytora. Wiedząc o planowanych walkach o kościół, ofiarował pomoc w uratowaniu urny przed zniszczeniem. Polscy księża wyrazili zgodę. Niemcy wyjęli urnę i zawieźli ją do swojego sztabu, który mieścił się na Krakowskim Przedmieściu w Domu bez Kantów. Generał Erich von dem Bach, dowódca wojsk niemieckich tłumiących powstanie, przekazał ją biskupowi Antoniemu Szlagowskiemu. Urna bezpiecznie przetrwała do końca wojny w Milanówku w domach godnych zaufania parafian. Jesienią 1945 roku trafiła do Żelazowej Woli, gdzie 17 października uroczyście przekazano ją władzom Warszawy. Tego samego dnia urnę złożono w kościele Świętego Krzyża.
Naprzeciwko Pałacu Staszica, po drugiej stronie ulicy, stoi pałac Zamoyskich. Mieszkała w nim młodsza siostra Fryderyka, Izabela. W jej domu wiele było pamiątek po sławnym bracie, pieczołowicie gromadzonych przez rodziców i starszą siostrę Ludwikę. We wrześniu 1863 roku z okien pałacu zrzucono bombę na powóz Fiodora Berga, namiestnika Królestwa Polskiego. Zamach się nie powiódł, ale w odwecie oddział armii carskiej zniszczył mienie mieszkańców pałacu. Sprzęty wrzucano przez okna na bruk i palono. Z mieszkania Izabeli wyrzucono fortepian, na którym grywał Chopin. Wydarzenie to upamiętnił Cyprian Kamil Norwid w poemacie Fortepian Szopena:
I znów widzę, acz dymem oślepion,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął Twój fortepian!
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął Twój fortepian!
Sceptycy twierdzą, że fortepian był zbyt duży, by zmieścić się w oknie pałacu.
Dziś w pałacu Zamoyskich siedzibę ma kilka wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego.
Do głównego kampusu uczelni prowadzi brama, przez którą wszedł Fryderyk, by odwiedzić miejsca, w których uczył się i mieszkał.
W 1817 roku Liceum Warszawskie, w którym ojciec kompozytora, Mikołaj Chopin, był nauczycielem, a Fryderyk uczniem, zostało przeniesione do Pałacu Kazimierzowskiego.
Rodzina Chopinów zajęła obszerne mieszkanie w jego prawej oficynie, zwanej pawilonem prorektorskim. Ścianę budynku zdobią tablica pamiątkowa i medalion z płaskorzeźbą głowy kompozytora. Odsłonił go Karol Szymanowski, miłośnik muzyki Chopina.
Mieszkanie Chopinów znajdowało się na drugim piętrze pośrodku gmachu. Było pięciopokojowe, co umożliwiało Chopinom prowadzenie niewielkiej pensji dla chłopców z rodzin ziemiańskich. Prowadzili ją na wysokim poziomie, gdyż „…o pomieszczenie w niej dla synów swoich dobijali się ojcowie najlepszych rodzin w kraju, pomimo olbrzymiej jak na owe czasy opłaty, bo czterech tysięcy złotych za rok od jednego ucznia”.
W czasie nauki w Liceum Warszawskim Fryderyk chodził do pobliskiego kościoła wizytek. W czasie niedzielnych mszy grał tam na organach. W liście do kolegi chwalił się: „Zostałem organistą Licejskim. […] Ha, Mości Panie Dobrodzieju, co to ze mnie za głowa! Pierwsza osoba w całym Liceum po Ks. Proboszczu! Gram co tydzień, w niedziele, u Wizytek na organach, a reszta śpiewa”. Nad drzwiami prowadzącymi na chór znajduje się tablica z napisem:
Ku czci Fryderyka Chopina,
który w tym kościele jako uczeń Liceum Warszawskiego
grał na organach
w latach 1825–1826
Gdy w 1827 roku zmarła najmłodsza siostra Fryderyka, Emilia, Chopinowie opuścili mieszkanie w oficynie Pałacu Kazimierzowskiego i przenieśli się na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia do oficyny pałacu Czapskich, należącego do hrabiego Wincentego Krasińskiego, ojca Zygmunta. Fryderyk otrzymał pokoik na poddaszu, który opisywał w liście do jednego z przyjaciół: „Na górze już jest pokój mający mi służyć ku wygodzie, z garderóbki schody do niego wyprowadzone. Tam mam mieć stary fortepian, stare biurko, tam ma być kąt schronienia dla mnie”.
Pałac Czapskich był w tym czasie jednym z ważniejszych ośrodków życia kulturalnego Warszawy, a mieszkanie Chopinów pełniło funkcję salonu towarzyskiego. Bywali w nim szkolni koledzy Fryderyka, mieszkańcy pensji prowadzonej przez jego rodziców, wykładowcy uniwersyteccy, członkowie Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Jednym z gości był też Franciszek Liszt.
Salon Chopinów nie był jedynym takim miejscem w Warszawie, która choć pozbawiona znaczenia politycznego, wciąż pozostawała duchową i kulturalną stolicą Polaków. Niemal w każdym arystokratycznym salonie stał fortepian, na którym grywali wybitni pianiści. Wśród nich był oczywiście Fryderyk, gdyż wieść o genialnym małym pianiście szybko obiegła Warszawę. Pierwsza prasowa wzmianka o Chopinie ukazała się w „Pamiętniku Warszawskim” w 1819 roku: „…młodzieniec ośm dopiero lat skończonych, prawdziwy geniusz muzyczny, nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają”.
Maurycy Karasowski, Młody Fryderyk w wieku 6–8 lat wśród wychowanków pensjonatu ojca
Zdjęcie wykonane w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie
Pałac Czapskich spłonął w 1939 roku. Po wojnie odbudowano go. Wtedy też, na podstawie akwareli Antoniego Kolberga, zrekonstruowano salonik Chopinów. Do niedawna można go było zwiedzieć. Szkoda, że na stronie internetowej Muzeum Fryderyka Chopina (salonik jest jego oddziałem) widnieją sprzeczne informacje: najpierw, że salonik jest zamknięty, a poniżej, że można go zwiedzać w określone dni i godziny.
Na Krakowskim Przedmieściu, przed pałacem Czapskich, stoi jedna w kilkunastu grających ławeczek. Fryderyk może na niej usiąść, posłuchać Walca Des-dur op. 64 nr 1 i powspominać piękną Delfinę Potocką, której ten utwór dedykował. Po mieście krążyła plotka, że byli kochankami. W rzeczywistości Delfina darzyła uczuciem poetę Zygmunta Krasińskiego. Niemniej z Fryderykiem utrzymywała kontakt, a nawet była przy jego śmierci. Ostatnie godziny umilała mu śpiewem.
Braun and Cie. według obrazu olejnego Feliksa Barriasa Śmierć Chopina
Zdjęcie wykonane w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie
Nieopodal stoi dawny pałac Radziwiłłów, strzeżony przez kamienne lwy. Wzniesiono go w XVII wieku dla Stanisława Koniecpolskiego, hetmana wielkiego koronnego. W czasach Chopina mieszkali w nim carscy namiestnicy Królestwa Polskiego, a w naszych czasach prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
Dwudziestego czwartego lutego 1818 roku ośmioletni Fryderyk właśnie w tym pałacu po raz pierwszy zagrał dla większej publiczności. Uczestniczył w koncercie charytatywnym na rzecz Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, założonego przez Zofię Zamoyską. Wzbudził zachwyt swym talentem i ujmującym sposobem bycia. On jednak przekonany był, że na publiczności największe wrażenie zrobił jego nowy koronkowy kołnierzyk. W koncercie uczestniczył też – jako deklamator wierszyka – sześcioletni Zygmunt Krasiński, późniejszy rywal Fryderyka do serca pięknej Delfiny.
Siedzibą Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności był budynek, którego fronton do dziś zdobi napis Res Sacra Miser – nieszczęśliwy jest rzeczą świętą. Towarzystwo powstało w 1814 roku, po wielkim pożarze, w wyniku którego wielu mieszkańców miasta straciło domy.
W budynku towarzystwa schronienie znaleźli „biedni wiekiem lub kalectwem dotknięci i małe dzieci biednych rodziców…”. By ich wspomóc, towarzystwo często organizowało koncerty. W jednym z nich wziął udział nastoletni Fryderyk. W „Kurierze dla Płci Pięknej” znalazła się recenzja jego występu: „Śmiele rzec możemy, iż w stolicy naszej nie słyszeliśmy dotąd wirtuoza, który by w tak młodym wieku przezwyciężał zadziwiające trudności z łatwością i dokładnością, najpiękniejsze adagia oddawał z czuciem i szczególną precyzją, jednym słowem, który by talent tak piękny do równej w tym wieku doprowadził doskonałości”.
Obok salonów ważną rolę w życiu kulturalnym dziewiętnastowiecznej Warszawy odgrywały kawiarnie – czytelnie prasy krajowej i zagranicznej oraz miejsca rozmów o sztuce i polityce. Najważniejsze znajdowały się przy Krakowskim Przedmieściu, Nowym Świecie, Miodowej i Długiej. Młody Chopin bywał w czterech.
Pierwszą, którą minął, spacerując po Krakowskim Przedmieściu, jest „Café Brzezińska”, dzisiejsza restauracja „Telimena”. Była jego ulubioną. Spotykali się w niej głównie studenci, wykładowcy wyższych uczelni, literaci, dziennikarze i muzycy. Chopin przychodził tu często i grał, ale „zastrzegał sobie, ażeby świec nie wnoszono do sali. W pomroku przeto wieczorami improwizował z różnych tematów”. W „Café Brzezińska” był też w przeddzień swego wyjazdu za granicę w 1830 roku.
Dyliżansowy dworzec, z którego Fryderyk wyruszył w świat, był tuż obok, na placu przed Pocztą Saską, która mieściła się w późnobarokowym pałacu należącym niegdyś do podskarbiego Teodora Wessla, a dziś do Prokuratury Apelacyjnej.
Fryderyk szybko zyskał uznanie w Warszawie. Zachęcony sukcesami, postanowił podbić Europę. W liście do przyjaciela pisał: „Już kuferek do drogi kupiony, już cała wyprawa gotowa, partycje pooprawiane, chustki do nosa obrąbione, spodnie zrobione. Tylko się żegnać, a to najprzykrzej”. Mimo żalu, pożegnał się i udał przed pałac Wesslów.
W roku 1830 opuszczał Warszawę dyliżansem, gdyby w 2015 roku wrócił, przyleciałby zapewne samolotem i wylądował na lotnisku swojego imienia. A przed halą odlotów ujrzałby swoją twarz wyrzeźbioną przez Zofię Wolską.
Tymczasem jest na Krakowskim Przedmieściu i w oddali widzi Stare Miasto.
Za jego czasów na placu Zamkowym stało Konserwatorium, w którym uczono gry na instrumentach. Utworzono je w kościele klasztoru bernardynek. Fryderyk studiował w nim przez trzy lata. Nie brał udziału w zajęciach praktycznych, gdyż, grając od dziecka, był uznanym pianistą. Uczył się jedynie kompozycji. Studentem był pilnym: „Wszystkie herbaty, wieczory, baliki w łeb wzięły”.
Nauczycielem Chopina był Józef Elsner, kompozytor, twórca oper, dyrygent, założyciel i rektor Szkoły Głównej Muzyki. W pełni docenił talent swego ucznia, którego nazwał „geniuszem muzycznym”. Nie krępował więc Fryderyka programem szkolnym, lecz pozwolił na swobodny rozwój jego talentu. W rezultacie Fryderyk nie miał nawet matury. Uznano, że nie powinien trwonić czasu na naukę zbędnych rzeczy.
W Konserwatorium odbywały się też koncerty uczniów i studentów. Podczas jednego z takich koncertów Fryderyk poznał swoją pierwszą miłość, studentkę klasy wokalnej, Konstancję Gładkowską. Zachwycił się piękną dziewczyną: „…ja już może na nieszczęście mam swój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim, już pół roku służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło Adagio do mojego Koncertu”.
Konstancja była mniej zaangażowana uczuciowo. Uważała Fryderyka za „fantastę, nerwowego, słabowitego”. Po jego wyjeździe do Paryża znalazła sobie bogatego męża i urodziła pięcioro dzieci. Pod koniec życia lubiła wspominać kompozytora, chwaliła się nawet pierścionkiem, który od niego dostała, ale przed śmiercią zniszczyła wszystkie pamiątki po nim.
Budynki Konserwatorium nie przetrwały do naszych czasów. Rozebrano je w latach 40. XIX wieku podczas budowy Nowego Zjazdu i mostu Kierbedzia. Dziś w miejscu, gdzie stały, przebiega trasa W-Z.
Fryderyk rzucił na nią okiem i ruszył w kierunku Miodowej 10. Za jego czasów w pałacu Morsztynów mieściła się Resursa Kupiecka – Stowarzyszenie Warszawskich Kupców. Podczas jednego z koncertów w resursie improwizował na temat kupletów z popularnego wówczas melodramatu Chłop milionowy, czyli dziewczyna ze świata czarownego.
Po II wojnie światowej w pałacu Morsztynów przez długie lata siedzibę miało Wydawnictwo Naukowe PWN.
Obok pałacu Morsztynów jest pałac Chodkiewiczów, a w nim restauracja „Honoratka”. Jej nazwa przetrwała prawie 200 lat. W 1826 roku utworzyła ją – jako kawiarnię – pani Honorata Zimermanowa. Było to ulubione miejsce spotkań niepokornej, rozpolitykowanej młodzieży, prowadzącej tu gorące spory. Po II wojnie światowej kawiarnia stała się restauracją, w której raz w roku spotyka się dawna młodzież PWN-owska. Pozdrowienia dla wszystkich.
W pałacu Chodkiewiczów w czasie studiów mieszkał przyjaciel Chopina, Tytus Woyciechowski. Gdy wyjechał z Warszawy, by gospodarzyć w rodzinnym majątku, klucz powierzył koledze Konstantemu Pruszakowi. Niektórzy badacze twierdzą, że być może Konstanty, zaprzyjaźniony z Fryderykiem, udostępniał mu mieszkanko na potajemnie schadzki w Konstancją.
Naprzeciwko „Honoratki”, tu gdzie dziś dołem biegnie trasa W-Z, przed laty stał pałac Teppera. Mieściła się w nim kawiarnia „Pod Kopciuszkiem” – ulubione miejsce ludzi sztuki: pisarzy, aktorów i muzyków, oraz dziennikarzy. „Na stolikach znajdowały się wszystkie wychodzące w stolicy periodyki. Już od piątej rano sprzedawano kawę, szynkę, ozorki, pekelflajsz, ser, masło, bułki siedleckie. Dla zabawy trzymano szachy, warcaby, domino”. Po swoim pierwszym koncercie w Teatrze Narodowym Chopin – niezbyt zadowolony z występu – pisał: „…chciałbym być u «Kopciuszka», żeby słyszeć debata, jakie się musiały toczyć o moją osobę”.
Na półpiętrze pałacu znajdowała się inna znana kawiarenka, zwana „Dziurką” lub „Dziurką Marysi”. Figlarna nazwa pochodziła od drzwi wejściowych, tak małych i skromnych, że nikt obcy nie mógłby nawet się domyślić, że prowadziły do siedliska ówczesnej warszawskiej bohemy.
Fryderyk idzie Miodową. W oddali majaczą postacie uginające się pod ciężarem betonowych kolumn. To powstańcy warszawscy.
Tu, gdzie dziś jest pomnik czczący ich pamięć, za czasów Chopina stał Teatr Narodowy – jedna z najważniejszych scen muzycznych w Królestwie Polskim. Była podobna do stodoły, zalatująca wilgocią, zapluskwiona, ciemna i brudna.
Chopin często w teatrze bywał, zarówno na widowni, jak i na scenie. Wiosną 1830 roku zagrał tu pierwszy koncert. Nie był zadowolony z występu. Narzekał, że słuchacze nie zrozumieli jego utworów, a fortepian, na którym grał, nie był dostosowany do tak dużej sali. Innego zdania byli dziennikarze prasy warszawskiej: „To adagio w koncercie p. Chopina to oryginalne dzieło nadzwyczajnego geniusza muzykalnego. Zaiste! Daleko rozgłosi swe imię, kto w młodych latach tak zaczyna”. Prorocze słowa.
Afisze zapowiadające koncert Chopina w Teatrze Narodowym
Zdjęcie wykonane w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie
Zdjęcie wykonane w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie
Kilka miesięcy później w Teatrze Narodowym odbył się pożegnalny koncert Chopina. Miał być próbą generalną przed zaprezentowaniem się zachodniej publiczności i sposobem zdobycia pieniędzy na podróż. Tym razem Fryderyk był zadowolony. W liście do przyjaciela pisał: „Wczorajszy koncert udał mi się […]. Ostatni mazur wzbudził duże brawo, po którym (zwyczajna facecja) wywołano mnie – ani razu nie syknięto, a ja miałem czas cztery razy się ukłonić…”. W tym samym liście wspomina swą ukochaną Konstancję „biało z różami na głowie, do twarzy prześlicznie ubraną…”. Panna Gładkowska śpiewała pieśń o znamiennym tytule Och, ileż łez przez ciebie wylałam.
Fryderyku, gdybyś zdecydował się pozostać w ojczyźnie, zapewne grałbyś w gmachu Teatru Narodowego, który trzy lata po Twoim wyjeździe stanął – i do tej pory stoi – na placu Teatralnym.
Fryderyk wrócił na Miodową i ulicą Kapucyńską zszedł na dół w nadziei, że ujrzy Hotel Wileński. Kiedyś odwiedził w nim Henriettę Sontag, jedną z najwybitniejszych śpiewaczek połowy XIX wieku. Zachwycał się jej sopranem dramatycznym. Nie pozostał też obojętny na urodę Henrietty, zwłaszcza że miał szczęście ujrzeć ją w negliżu: „W rannym stroju milion razy ładniejsza i przyjemniejsza niż w sukni galowej w wieczór…”. Nie było to jednak spotkanie romansowe, lecz biznesowe. Chopin został poproszony o rozpisanie jednej z jej pieśni, wariacji na dumkę ukraińską.
Hotelu Wileńskiego już nie ma, w jego miejscu jest przystanek tramwajowy przy al. Solidarności. Za to obok stoi pałac Przebendowskich, dziś siedziba Muzeum Niepodległości. W czasach Chopina w pałacu mieszkał generał Michaił Iwanowicz Lewicki – kanalia i rozpustnik, który wzorem polskich arystokratów utworzył salon artystyczny. Koncertował w nim i Fryderyk.
Ulice Bielańska i Wierzbowa prowadzą na plac Piłsudskiego. Po drodze Fryderyk mija pałac Jabłonowskich. Mieścił się w nim ratusz – jedna z najważniejszych budowli dziewiętnastowiecznej Warszawy. Odbywały się tu oficjalne bale miejskie i koncerty. W 1820 roku w ratuszu występowała włoska śpiewaczka Angelica Catalani. Kilka dni później, w jednym z warszawskich salonów, podziwiała talent młodego Fryderyka. Była zachwycona. Po koncercie podarowała mu złoty zegarek z wygrawerowanym napisem:
Od Madame Catalani
dziesięcioletniemu Fryderykowi Chopinowi.
Warszawa 3 stycznia 1820 roku
Po prawej stronie portret śpiewaczki, poniżej zegarek
Zdjęcie wykonane w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie
Pałac Jabłonowskich, zburzony w czasie II wojny światowej, został odbudowany dopiero w latach 90. XX wieku.
Plac Piłsudskiego. Stał tu kiedyś pałac Saski – pierwszy warszawski dom Chopinów. Po przyjeździe z Żelazowej Woli zajęli jedno z mieszkań w jego prawym skrzydle. W pałacu mieściło się bowiem Liceum Warszawskie, w którym Mikołaj Chopin pracował jako nauczyciel języka francuskiego i literatury. Rodzina kompozytora mieszkała w pałacu siedem lat. W tym czasie na świat przyszły dwie siostry Fryderyka: Izabela i Emilia. W 1925 roku w kolumnadzie pałacu utworzono Grób Nieznanego Żołnierza. Po upadku powstania warszawskiego pałac został zburzony, a po wojnie tylko ten jego fragment odnowiono.
Tu Fryderyk kończy swój spacer, jeszcze tylko zerknie na ulicę Kredytową. Stoi tam kościół ewangelicko-augsburski pw. Świętej Trójcy. W kwietniu 1825 roku do Warszawy zawitał car Aleksander. By uczcić to wydarzenie, zorganizowano wiele widowisk artystycznych. Jednym w nich był koncert w świątyni. Piętnastoletni Fryderyk grał na nowo wynalezionym instrumencie eolomelodikonie. Jego konstruktorem był August Fidelis Brunner.
Występ spodobał się carowi, który – zachwycony możliwościami instrumentu i kunsztem pianisty – podarował Brunnerowi i Chopinowi pierścienie z brylantami. Fryderyk bez oporów zagrał dla cara. Nie interesował się polityką, muzykę stawiał ponad politycznymi i narodowościowymi podziałami. Pierścień przyjął, ale szybko go spieniężył.
Nie wiem, czy współczesna Warszawa spodobałaby się Fryderykowi, jakie wspomnienia odżyłyby w nim na widok miejsc, które znał, i czy żałowałby, że niektóre zniknęły w dziejowych zawieruchach. Mnie chodzenie Jego śladami sprawiło ogromną przyjemność.
Pisząc ten artykuł, korzystałam z książek:
J.M. Majewski, Warszawa śladami Chopina, Warszawa, Agora SA, 2010.
B. Niewiarowska, Warszawa Fryderyka Chopina, Miasto Stołeczne Warszawa, 2010.
P. Sitkiewicz, Fryderyku! Wróć do Warszawy!, Miasto Stołeczne Warszawa, 2010.
Próbowałam znaleźć kontakt do Pani Agnieszki Bochnak, której plakat wykorzystuję w tekście, ale bezskutecznie. Jeśli kiedykolwiek Pani Agnieszka trafi na moją stronę, proszę o wiadomość.
październik, listopad 2015