Dzieci z Leszczynowej Górki

Maria Kownacka, Zofia Malicka, Dzieci z Leszczynowej Górki, wydanie stare i nowe. 
 
„Dzieci z Leszczynowej Górki” – treści tej książki zapewne nikomu nie trzeba przedstawiać, chociaż, jeśli ktoś zna dawne wydanie i sięgnie po nowe, może się zdziwić.
 
„Dzieci” zostały oczyszczone z treści uznanych za niesłuszne i, zgodnie z panującym kultem młodości, odmłodzone. Czy dobrze się stało? Niech każdy sam oceni. Nie jest to typowa recenzja, ale porównanie obu wersji: starej i nowej.
 
Nastolatek Antoś i dwoje przedszkolaków, Ewa i Tomek, mieszkańcy gajówki na skraju lasu – przez lata byli moimi przyjaciółmi. Jako dziecko ich przygody znałam na pamięć. Lubiłam tę ciepłą opowieść o szczęśliwej rodzinie. Dzieciaki pracują z rodzicami w lesie i w gospodarstwie, razem spędzają czas wolny, obdarowują się własnoręcznie zrobionymi prezentami świątecznymi, wspierają w chwilach smutku i strachu. Czasami ich niewielkie rodzinne grono powiększa się o kuzynów i przedszkolaki z pobliskiego Majdanu.   
 
187
 
Mieszkańcom Leszczynowej Górki towarzyszymy przez cały rok – od wiosny do wiosny. Poznajemy ich, gdy zakwitają fiołki, żegnamy się z nimi, gdy nad polem unosi się pierwszy skowronek. Nie bez przyczyny podaję przykłady budzącej się z zimowego snu przyrody. Przyroda jest bowiem wszechobecna na Leszczynowej Górce, a autorki nie szczędzą nam jej opisów. Życie dzieci skupia się wokół lasu i jego mieszkańców. Antoś pomaga tacie w leśnych pracach i jest najlepszy w „drużynie wiewiórek” – zbieraczy nasion drzew i szyszek. Ewa i Tomek podczas wycieczek do lasu obserwują zachowanie dzikich zwierząt i ptaków, poznają ich zwyczaje, rozpoznają tropy na śniegu, pomagają przetrwać zimę. Uczą się, których roślin nie wolno zrywać, sadzą drzewa i pomagają w leśnej szkółce. Na każdym kroku towarzyszy im kundelek Azorek, który nieraz ratuje ich z opresji, ale i sam może liczyć na ich pomoc. Wraz ze zmieniającymi się porami roku Ewa i Tomek dostrzegają zmiany zachodzące w ich otoczeniu. „Dzieci z Leszczynowej Górki” to skarbnica wiedzy o naturze, przekazywanej subtelnie, jakby mimochodem, językiem prostym, ale jednocześnie barwnym, czasami rymowaną prozą, a czasami wierszem.    
 
188
 
Jakiś czas temu znów sięgnęłam po „Dzieci z Leszczynowej Górki” i trochę się zdziwiłam, bo tytuł ten sam, ale treść jakby inna. 
 
Czas, w którym powstała książka, narzucił pewne tematy i sposób ich ujęcia. Autorki wspominają o zniszczeniach wojennych, o konieczności odbudowy ojczyzny i pracy dla jej przyszłości. Kilkakrotnie pojawia się motyw Trasy W-Z – najważniejszej ówczesnej warszawskiej budowli. Dzieci sadzą drzewka „na chwałę Polski Ludowej”. Wszyscy radośnie obchodzą pierwszomajowe święto. Nad saneczkami wiozącymi dzieci na Sarnią Polanę powiewają błękitne chorągiewki z białymi gołąbkami – symbolem pokoju. Prezenty pod choinkę przynosi Leśny Dziad „dzieciom rad”, święta to Nowy Rok, a Bożym Narodzeniu nie ma ani słowa. Jednak te „jedynie słuszne” treści przekazywane są dyskretnie, i książka nie traci przez nie uroku.  
 
190
 
W latach dziewięćdziesiątych na Leszczynowej Górce powiał wiatr odnowy. W księgarniach – dzięki Oficynie Wydawniczej G&P – pojawiło się nowe wydanie przygód Antosia, Ewy i Tomka, w opracowaniu Błażeja Kusztelskiego. Mnie wpadło w ręce to z 2011 roku i nim posłużę się, analizując zmiany dokonane pod wpływem dziejowych przemian.       
 
191
 
Ich największą ofiarą stała się Trasa W-Z zastąpiona inną „zdobyczą komunikacyjną” stolicy – warszawskim metrem, ale także Zamkiem Królewskim oraz… Pałacem Kultury i Nauki. Spółdzielnia w Majdanie została zlikwidowana. Na jej miejscu pojawiły się pałacowe zabudowania stadniny koni. Pracuje z niej wujek, choć w jednym z ostatnich rozdziałów jako kowal reperuje dziecięce zabawki – może ma dwa etaty? Antoś jest w drużynie „Leśnych Ekologów”, ale tylko w pierwszym rozdziale, w pozostałych znów jest w „drużynie wiewiórek”. Pod koniec książeczki dowiadujemy się, że obie drużyny to jedno i to samo. Pierwszomajową defiladę traktorów zastąpiła parada na koniach, a właściwie orszak królewski uświetniający obchody święta Trzeciego Maja. Nad saneczkami pędzącymi z dziećmi na Sarnią Polanę nie powiewają już błękitne chorągiewki, ale „polatują baloniki na druciku”. I tylko Leśny Dziad się uchował, może i słusznie, bo bardziej pasuje do tego leśnego świata niż Święty Mikołaj.  
 
192
 
Zmiany objęły też słownictwo. Wyraz przodowniczka źle się kojarzy. Mała Ewa jest teraz mistrzynią w zbieraniu żołędzi i dzielną pszczółką. Przedszkolaki maszerują już nie w pochodzie, ale w korowodzie. Inne wyrazy mógłby wdać się młodemu czytelnikowi zbyt archaiczne. Azorek nie śpi na wyreczku – wyleguje się na posłaniu, a chłopcy zmienili chodaki na adidasy.
 
193
 
W kilku miejscach treść została zmieniona lub usunięta. Trudno dopatrzeć się przyczyn tych zmian. Dlaczego w oryginale pojawia się Ewa, a w nowej wersji Tomek, dlaczego różowa sukienka została zastąpiona zieloną? W oryginalnej wersji rozdziału „Gość z komina” Ewa robi na drutach szaliki, gwiazdkowe prezenty dla braci, w nowej wersji „wycina ze starych rzeczy chyba kołderki dla lalek”. Ewa i Tomek idą do przedszkola w nowych berecikach zrobionych przez mamę. Po drodze berecik Ewy porywa źrebak. Po co więc było zmieniać bereciki na szaliczki? Takie poprawki niczemu nie służą, przeciwnie – wprowadzają zamęt. Skrócono też lub zmieniono niektóre wierszyki, a kilku w ogóle nie ma.   
 
194
 
Niestety, nowa wersja nie jest wolna od błędów, również ortograficznych, i nieścisłości. Kokardki we włosach Ewy podczas obchodów święta Trzeciego Maja raz są czerwone, a raz niebieskie. Zmieniono imię lalki, by wierszyk lepiej się rymował – zgoda, ale o takiej zmianie trzeba pamiętać i lalkę konsekwentnie nazywać Agatką. A jeśli już mowa o imionach, nowe otrzymały też – z niewiadomej przyczyny – wiejskie psy.   
 
195
 
To tylko niektóre różnice między obiema wersjami „Dzieci z Leszczynowej Górki”. Autor zmian zapewne chciał oczyścić tekst z treści uznanych za „niesłuszne” i przybliżyć go współczesnemu czytelnikowi. Jednak odnoszę wrażenie, że powstała dziwna mieszanka starego i nowego. Czy ktoś dziś przędzie wełnę na kołowrotku, pasie gąski, szyje lalki z gałganków, wytrząsa mak, którego uprawa jest zabroniona? Parafrazując słowa piosenki, dziś prawdziwych kowali już nie ma, a jeśli są, to sporadycznie – wieś przełomu wieków różni się od tej z lat pięćdziesiątych. Ja wolę dawną wersję „Dzieci z Leszczynowej Górki”, jest świadectwem czasów, w których powstała.