Księga Arona

Jim Shepard, Księga Arona, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2019

„Dziecko ma prawo do szacunku [...]. Dziecko ma prawo do rozwoju. Dziecko ma prawo do bycia sobą. Dziecko ma prawo do smutku. Dziecko ma prawo do nauki. I wreszcie, dziecko ma prawo do popełniania błędów”.

Te słowa kończą Księgę Arona. Wypowiada je Janusz Korczak, humanista, pedagog, wychowawca i opiekun dzieci. Mówi je nie w sierocińcu, który przez lata prowadził, lecz na Umschlagplatz, czekając na pociąg do Treblinki. Są skierowane do jednego z wychowanków – małego Arona, głównego bohatera książki.

Arona poznajemy jako dość niesfornego, samolubnego chłopczyka, który wraz z rodzicami i braćmi przeprowadza się do Warszawy. Ma kłopoty w domu, w szkole i na podwórku, ale prawdziwe zmartwienia – takie, jakich żadne dziecko nie powinno doświadczyć – zaczynają się 1 września 1939 roku. Narastają wraz z sankcjami nakładanymi na warszawskich Żydów. Gwiazda Dawida na ręce, godzina policyjna, osobne tramwaje, grabieże już nie wystarczają – Żydzi zostają upchnięci w getcie, zbyt małym, by pomieścić napływające tłumy. Codzienność Arona wypełniają głód, wszy, choroby, strach, wreszcie samotność. Nie ma tu miejsca na należne dzieciom prawa do szacunku, rozwoju czy bycia sobą. Pozostaje prawo do smutku.

Aron próbuje odnaleźć się w wojennej rzeczywistości. Swoje prawo do nauki realizuje nie w szkole, lecz na podwórku. Bierze lekcje od młodocianych szmuglerów. Od sprytu, a nierzadko i bezwzględności dziecięcych przemytników zależy przetrwanie ich rodzin. To prowadzi do katastrofy. Aron, manipulowany przez dorosłych, popełnia tragiczne w skutkach błędy. Stopniowo traci rodzinę i przyjaciół. Gdy zostaje sam, trafia do sierocińca Starego Doktora i tam, pod jego opieką, odnajduje w sobie ludzkie uczucia.

Sposób przedstawienia Starego Doktora może zaskakiwać. Postać Korczaka znacznie różni się od potocznych wyobrażeń o nim. Korczak to nie wszechmocny bohater czy dobrotliwy dziadzio, lecz człowiek niewolny od ludzkich ułomności. Jest zmęczony i schorowany, często bezradny, dręczony lękami i wątpliwościami. Codzienne wyrusza na żebry, by zapewnić byt swoim wychowankom, dla których bywa oschły i nieprzyjemny. Gdy potrzeba, potrafi ich skarcić, ale jest im bezgranicznie oddany. Jego Dekalog Praw Dziecka kończy książkę i rozpoczyna moją recenzję. I chociaż Księga Arona traktuje o drugiej wojnie światowej, o czasie holokaustu, który tytułowemu bohaterowi odebrał prawo do szczęśliwego dzieciństwa, wypaczył prawo do nauki, w nadmiarze dał prawo do smutku i popełniania błędów, dekalog ma przesłanie uniwersalne. Każde dziecko ma swoje prawa, niezależnie od czasu i miejsca, w którym żyje.

Księga Arona ma formę wspomnień jej małego bohatera. Patrzymy na wojnę i holokaust oczami dziecka, takiego, jakie widnieje na jej szarej, ascetycznej okładce – chłopca w wytartej marynarce i zniszczonych butach, który stoi na pustej ulicy i ponuro patrzy nam w oczy. To on notuje, co widzi i co go spotyka, nieco chaotycznie, nieskładnie, chłodno, beznamiętnie. Dotyczy to zawłaszcza pierwszej połowy książki, opisującej życie Arona za murami getta. W drugiej, poświęconej sierocińcowi Korczaka, emocji jest więcej, aż do kulminacyjnego momentu na Umschlagplatz, gdy Aron stara się ratować opiekuna. Ostatnie chwile wychowanków ochronki i postawa Korczaka mocno zapadają w pamięć.