My dwie, my trzy, my cztery
Sarah Crossan, My dwie, my trzy, my cztery, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2018
Matka to najważniejsza osoba w życiu każdego człowieka. Matki bywają różne: troskliwe, czułe, surowe. Jedne kochają, starają się, inne popełniają błędy, ale bywają też takie, które nie odnajdują się w swojej roli i znikają.
Taka matka trafiła się nastoletniej Apple, bohaterce książki My dwie, my trzy, my cztery. W wigilię Bożego Narodzenia spakowała walizkę i, nie żegnając się z córką, pojechała do Nowego Jorku szukać szczęścia na Broadwayu. Trzyletnia Apple została pod opieką babci – wymagającej, nadopiekuńczej, staroświeckiej i trochę zrzędliwej.
Apple tęskni za mamą, marzy o jej powrocie. Mama wydaje się jej lekarstwem na wszystkie domowe i szkolne kłopoty: „gdyby mama tu była…”. Gdy na kolejne Święta Bożego Narodzenia nie daje znaku życia, Apple nie kryje żalu: „Mogłaby przynajmniej udawać, że o nas pamięta. Dać nam trochę nadziei”.
Marzenia o powrocie mamy spełniają się, ale wtedy dziewczynka na własnej skórze poznaje sens słów, które często powtarzała jej babcia: „Uważaj, czego sobie życzysz, Apple”. Po dziesięciu latach nieobecności matka nagle zjawia się w jej życiu, w dodatku nie sama, lecz z młodszą córką, rudowłosą Rain. Nie znaczy to jednak, że dojrzała do rodzicielskiej roli. Jest tak samo beztroska i nieodpowiedzialna jak dawniej.
Dużo jest książek o matkach surowych, stosujących kary, uciekających się do przemocy. My dwie, my trzy, my cztery jest chyba jedną z nielicznych, które ukazują matkę będącą ich przeciwieństwem. Mama Apple jest wyluzowana, nowoczesna, prawie nastolatka (z wyglądu i zachowania). Można z nią pójść na zakupy i pogadać o chłopakach. Wydawać by się mogło, że to matka doskonała. Nic bardziej mylnego. Po kilkudniowej euforii życie Apple bardzo się komplikuje.
Dziewczynka, nie dbając o uczucia babci, opuszcza jej dom. Przenosi się do mieszkania mamy, niespełnionej aktorki, w którym trwają imprezy do białego rana. Pod jej wpływem maluje się, zakłada buty na wysokim obcasie, poznaje smak alkoholu. Wkrótce jednak z córki-kumpelki staje się darmową niańką, sprzątaczką, kucharką. By podołać coraz to większym obowiązkom, przestaje chodzić do szkoły. Apple godzi się na wszystko i wiele jest w stanie matce wybaczyć, tak bardzo chce zasłużyć na jej miłość. Przytomnieje, gdy ta stwierdza, że wróciła nie z tęsknoty za Apple, lecz z powodu dziwactw młodszej córki, z którymi nie mogła sobie poradzić: „Potrzebowałam pomocy przy niej, więc wróciłyśmy. Bardziej dla Rain niż dla mnie”. Apple zaczyna zadawać sobie sprawę, że matka zwyczajnie nią manipuluje, że nie jest tak doskonała, jak była w jej wyobrażeniach.
My dwie, my trzy, my cztery to książka o trudnych relacjach rodzinnych, o tęsknocie, miłości, wzajemnych żalach i pretensjach, o zazdrości, poczuciu winy, strachu przed opuszczeniem, rozczarowaniu i wybaczeniu. Te trudne relacje i sprzeczne uczucia nie dotyczą tylko Apple i jej matki. Również dwie pozostałe bohaterki – babcia i Rain – przeżywają swoje dramaty. Babcia boleśnie odczuwa kolejne porzucenie, tym razem przez Apple, którą przez lata wychowywała. Zazdrosna o jej uczucie, walczy z nieodpowiedzialną córką o opiekę nad wnuczką. Mała Rain zmaga się z ogromnymi problemami emocjonalnymi. Zaniedbywana przez matkę, potrzebę miłości realizuje, opiekując się lalką, którą uważa za prawdziwe dziecko. Apple, miotając się między nimi trzema, przechodzi szybki – zbyt szybki jak na nastolatkę – kurs dojrzewania.
Przez moment wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia. Ale, jak to w życiu, sprawy powoli zaczynają się normować. Jednak książka nie kończy się – co cieszy – banalnym happy endem. Wprawdzie jest szansa, że relacje Apple, Rain i babci ułożą się, ale nie wiadomo, czy niedojrzała, pogubiona w życiu matka obu dziewczynek kiedykolwiek dorośnie do rodzicielstwa.
Warto wspomnieć o ciekawej kompozycji książki. Składa się w sześciu części zatytułowanych: Samotność, Strach, Wojna, Miłość, Rozczarowanie i Poezja. Ich nazwy oddają emocje Apple. Są też tytułami wierszy – prac domowych zadawanych przez nauczyciela angielskiego, który wydaje się wychowankiem pana Keatinga ze Stowarzyszenia umarłych poetów. Wierzy w potęgę poezji: „Poezja może nam pomóc poznać siebie samych. Może nas pocieszyć w smutku. Może nas rozbawić. […] Poezja może nas otworzyć. Może sprawić, że świat stanie się dla nas większy, jaśniejszy. Może nas przemienić”.
Tę wiarę stara się przekazać swoim uczniom. Jego przesłanie trafia do uzdolnionej literacko Apple, dla której pisanie wierszy staje się formą terapii (problemy rodzinne nie są jedynymi, z którymi się zmaga. Oprócz nich ma typowe dla nastoletniego wieku kłopoty szkolne: porzucenie przez wieloletnią koleżankę, zauroczenie starszym kolegą). To poezja dodaje sił i „przemienia” Apple. W ostatnim wierszu Kochałam je wszystkie wymienia trzy najbliższe jej osoby: dziewczynkę z głową całą w rudych lokach, babcię i kobietę, która wróciła – zwyczajną i niedoskonałą jak każdy człowiek.
My dwie, my trzy, my cztery to druga po Kasieńce przetłumaczona na język polski książka Sarah Crossan. Przemyślna i dopracowana, w niebanalny sposób pokazuje rodzinny dramat i doskonale kreśli portrety bohaterek. Chociaż powstała z myślą o nastolatkach, może być pożyteczną lekturą dla trzech pokoleń czytelniczek: córek, matek i babć.