Henryk zakochał się po uszy: „Kocham pannę Maryję i szanuje, i szanować potrafię jak nikt w świecie [...] kocham pannę Maryję, kocham i kocham, i kocham nad wszystko w świecie, jak moją najdroższą i przyszłą żonę, i byłbym najszczęśliwszy, gdybym to mógł z Wieży Świętokrzyskiej krzyczeć na cały świat”. Przyszłość pokazała, że nie były to czcze deklaracje. Sienkiewicz był kochającym i oddanym mężem.
Długo musiał zabiegać o jej względy. Dziewczyna, zagrożona gruźlicą, nie chciała się wiązać. A i jej rodzice byli Sienkiewiczowi niechętni. Niepewna profesja, długi, zerwane narzeczeństwo i wianuszek wielbicielek nie czyniły z niego idealnego kandydata na zięcia.
Mediacji podjęli się przyjaciele Sienkiewicza, między innymi Stanisław Witkiewicz, i po długich staraniach w sierpniu 1881 roku w Warszawie Henryk poślubił swój wymarzony ideał – drugą i najważniejszą Marię swego życia. Drobiu wprawdzie nie hodowali, ale byli udanym małżeństwem. Doczekali się dwójki dzieci: Henryka Józefa i Jadwigi.
Żona namówiła go, by objął redakcję konserwatywnego dziennika „Słowo”. Przyjął tę pracę, by zapewnić byt świeżo założonej rodzinie, ale szczerze jej nie cierpiał. Mierziło go warszawskie środowisko dziennikarskie: „Chodzi za mną tuman konkurencji, niechęci, złości, nienawiści, plotek, intryg, polemik […]. Żeby oni wiedzieli, ci, z którymi się kłócę o «Słowo», jak ja głęboko mam w dupie te wszystkie rzeczy, które oni za wielkie uważają, którymi się zajmują, którymi zapełniają życie, a z nimi jak głęboko mam w dupie i «Słowo», i «Wiek», i «Niwę», całą tę prasę, która się kręci wokół jednego nic”. Po pewnym czasie oddał więc prace redakcyjne współpracownikom, a sam pisał felietony i nowele. Nie wszystkim się podobały. Eliza Orzeszkowa po przeczytaniu Latarnika stwierdziła: nowela „trochę słaba. Myślę, że wielki talent ten nie ma długiego życia przed sobą”. Obydwoje serdecznie się nie znosili.
W maju 1883 roku w warszawskim „Słowie” i krakowskim „Czasie” ukazał się pierwszy odcinek Ogniem i mieczem. Było to ryzykowne posunięcie. Powieść historyczna uważana była za gatunek przestarzały. W dodatku kilka lat wcześniej jeden z krytyków po przeczytaniu Niewoli tatarskiej, orzekł: „Dziedzina powieści historycznej jest dla Sienkiewicza zamkniętą”. Wszyscy więc odradzali mu pisanie o przeszłości, wszyscy z wyjątkiem Marii, która dodawała mężowi otuchy. Co więcej, tak bardzo mobilizowała go do pracy, że niektórzy twierdzili, że to ona jest autorką obu pierwszych części Trylogii.
Na nic zdały się ataki krytyków i zawistnych kolegów po fachu atakujących Sienkiewicza za upraszczanie wydarzeń historycznych. Czytelnicy pokochali Ogniem i mieczem. Na wsiach i w miasteczkach chłopi schodzili się na stację kolejową lub pocztę, gdzie urzędnik czytał im kolejne odcinki powieści. Bohaterów traktowano jak żywych ludzi lub postacie historyczne. Grono warszawianek wysłało Sienkiewiczowi uroczystą prośbę, by nie zabijał Skrzetuskiego i ożenił go z Heleną. Czytelnicy modlili się za duszę Podbipięty, chcieli nawet dać na mszę. Mieszkańcy Zbaraża nie pozwolili zbudować szkoły na placu przykościelnym, twierdząc, że leżą tam jego zwłoki, a spokoju zmarłego nie godzi się zakłócać.
Wszyscy główni bohaterowie Trylogii mieli historyczne pierwowzory, ale Sienkiewicz przerobił je, by pasowały do wymogów powieści.
Drugą część Trylogii Sienkiewicz pisał nocami, za dnia opiekował się umierającą na gruźlicę żoną. Małżeństwo Sienkiewiczów trwało bowiem tylko cztery lata, z czego połowę Henryk i Maria spędzili, jeżdżąc po uzdrowiskach, gdzie na próżno starali się oszukać los. Honoraria szły na lekarzy, którzy niewiele mogli pomóc. Niby-zaleczona gruźlica wróciła na miesiąc przed narodzinami córki. Przyjaciel Sienkiewicza, Stanisław Witkiewicz, pisał: „Pani Sienkiewiczowa jest bardzo, ale to bardzo słabą [...]. Biedny Henryk! Jak krótko trwa najlepsze szczęście. Dwa lata nie przeszły, a traci już wszystko, co tylko miał!”.
Maria zmarła, a Sienkiewicz stracił nie tylko dobrą żonę, ale też prawdziwą przyjaciółkę, powiernicę i pierwszą czytelniczkę jego prac. Dzieci właściwie nie poznały matki. Ich wychowaniem zajęli się dziadkowie, Kazimierz i Wanda Szetkiewiczowie. Sienkiewicz był przywiązany do teściów. Odwiedzał ich, spędzał z nimi święta, a listy, które słał im z każdej podróży, kończył słowami: „Ściskam kochanego ojca. Mateczki ręce całuję”.
Aby dzieci pamiętały o matce, Sienkiewicz zamówił u Kazimierza Pochwalskiego jej portret. Kiedyś zdobił warszawskie mieszkanie pisarza, dziś wisi w muzeum w Oblęgorku.
Ród Szetkiewiczów wywodził się z Litwy. Za udział w powstaniu styczniowym Kazimierz Szetkiewicz trafił na Sybir. Po konfiskacie majątku w Hanuszyszkach dołączyły do niego żona i córki. Gdy wrócili do kraju, przez jakiś czas byli właścicielami Lipkowa, majątku położonego na skraju Puszczy Kampinoskiej. To tam Sienkiewicz umieścił scenę pojedynku Wołodyjowskiego i Bohuna z Ogniem i mieczem. A rubaszny Zagłoba ma wiele cech Kazimierza Szetkiewicza, jowialnego polskiego szlachcica, obdarzonego niezwykłym poczuciem humoru.
Juliusz Kossak, Pojedynek Wołodyjowskiego z Bohunem.
Fragment wystawy w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy.
Po II wojnie światowej dworek Szetkiewiczów przeznaczono na plebanię. Proboszcz Wacław Kurowski założył w nim niewielkie muzeum poświęcone Sienkiewiczowi i historii Lipkowa. Byłam tam trzy lata temu. Po muzeum ani śladu. Pojechałam i teraz, podczas pisania tego tekstu, z nadzieją, że w roku Sienkiewicza muzeum zostanie otwarte. Nic z tego. Są jakieś plany, ale nikt nic nie wie.
W grudniu 1888 roku Sienkiewicz otrzymał od anonimowego nadawcy piętnaście tysięcy rubli i kartkę ze słowami: „Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi”. Do dziś nie wiadomo, kim był ten miłośnik Trylogii. Sienkiewicz przekazał pieniądze Polskiej Akademii Umiejętności na stypendium dla artystów zagrożonych gruźlicą. Fundusz nosił imię Marii z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej. Korzystali z niego między innymi Konopnicka, Wyspiański, Przybyszewski, Witkiewicz i Tetmajer.
Po śmierci żony najbliższą przyjaciółką Henryka została jej młodsza siostra, Jadwiga Janczewska, żona krakowskiego profesora. Nazywano ją żabą, z powodu szeroko rozstawionych oczu, owsianką, bo włosy miała jasne, a brwi i rzęsy prawie niewidoczne, lub mgłą.
Jej eteryczna uroda kontrastowała z niełatwym charakterem. W jednym z listów Sienkiewicz nazywał ją „pająkiem zaczajonym w sieci”. On sam na długie lata w tej sieci ugrzązł. Jadwiga korespondencyjnie sterowała jego życiem, zarówno zawodowym, jak i prywatnym. Henryk, choć początkowo próbował przeciwstawiać się szwagierce, z czasem całkowicie się jej podporządkował. Pod jej wpływem z Bez dogmatu usunął wszystkie sceny erotyczne. Zerwał też zaręczyny w kolejną Marią swego życia.
Sienkiewicz od dwóch lat był już wdowcem, gdy odwiedził krewnych mieszkających w Guzowie. Spotkał tam swoją siostrzenicę, Marię Babską, pannę Marytkę. Chociaż była trzecią Marią w życiu Sienkiewicza, określa się ją jako piątą. Historia jej znajomości z pisarzem była bowiem dość skomplikowana.
Gdy spotkali się w Guzowie, Marytka miała dwadzieścia cztery lata. Była ładna, serdeczna i zakochana w znanym wujaszku. On, doceniając zalety dziewczyny, oświadczył się jej. Jak pisze wnuczka pisarza, Maria Korniłowiczówna: „szukał cichego azylu”. Rozgniewał tym Jadwigę Janczewską, która szybko wybiła mu pannę z głowy. I jeszcze musiał się przed nią tłumaczyć: „MB nie kocham. Uczucie, jakie mam dla niej, nie może absolutnie porównać się z uczuciem, jakie miałem dla Maryni [zmarłej żony – przyp. A.B.], ale lubiłem ją bardzo, była dla mnie miłym dzieckiem”. Henryk zaręczyny zerwał. Listownie poinformował „miłe dziecko”, że cierpi na anemię mózgu: „Może być nie umrę ani też stępieję zupełnie w ciągu roku czy dwóch – lecz czy wobec takiego stanu mam prawo wiązać Twoje młode życie moim”.
W rezultacie niedoszła żona trafiła do zgromadzenia panien kanoniczek w Warszawie, gdzie szesnaście lat czekała na Henryka, a w świat poszła plotka, jakoby Marytka – niczym Baśka Michałowi Wołodyjowskiemu – oświadczyła się wujowi, sprawiając mu tym wiele kłopotu. Nietrudno się domyślić, kto puścił ją w świat. Arsenał Jadwigi Janczewskiej zawierał „oprócz sieci pajęczej także i maleńkie zatrute strzały, tak zgrabne, że nawet nie wchodzące w kolizję z dziesięciorgiem przykazań”.
Zgromadzenie panien kanoniczek było „półklasztorkiem”, czyli świeckim stowarzyszeniem religijnym. Przebywały w nim panny, które nie mogły lub nie chciały – chwilowo – wychodzić za mąż. Nie składały ślubów, brały udział w życiu towarzyskim i miały prawo do urlopu, a gdy trafił się odpowiedni kandydat, mogły opuścić zakonne mury i założyć rodzinę.
Kościół zgromadzenia panien kanoniczek znajdował się tu, gdzie dziś stoi kościół rektorski pw. świętego Brata Alberta i świętego Andrzeja Apostoła, czyli na placu teatralnym, tuż obok ratusza. Przełożoną zgromadzenia była ciotka Sienkiewicza, Antonina Halina Cieciszowska. Henryk bywał jej częstym gościem, a w kościele brał ślub z dwiema Mariami swego życia – pierwszą i ostatnią.
Sienkiewicz, by uwolnić się od Marytki, wykorzystał swój „zły stan zdrowia”. W rzeczywistości pisarz miał skłonności do hipochondrii. Choroby, prawdziwe i urojone, leczył między innymi w Zakopanem. Tam też spotykał się z dziećmi, Henrykiem Józefem i Jadwigą, zwaną Dziunią.
Teściowa, Wanda Szetkiewiczowa, wychowywała wnuki starannie, ale surowo, by sława ojca nie miała zgubnego wpływu na ich charaktery. Do Zakopanego woziła je dla poratowania zdrowia. Obawiała się zwłaszcza o Dziunię, która przyszła na świat, gdy jej matka już ciężko chorowała. Sienkiewicz wędrował z dziećmi po górach, ale bywał też w „Chacie” Dembowskich, gdzie spotykali się przeróżni „wariaci pomieszani z geniuszami”: artyści, arystokraci, uczeni i górale, między innymi Sabała. To on „Chatę” nazwał „Afaparkiem”, czyli, z niemiecka, małpim gajem.
Ten monumentalny portret został namalowany w 1890 roku przez Kazimierza Pochwalskiego, portrecistę cesarza Franciszka Józefa. Pisarz zamówił go na otarcie łez po chłodnym przyjęciu Bez dogmatu. Obraz jest w zbiorach Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku.
W 1890 roku Sienkiewicz znów wyruszył w świat jako korespondent. Tym razem celem wyprawy była Afryka. Podróż sfinansowała redakcja „Słowa”, a Sienkiewicz, jak poprzednio z Ameryki, tak i teraz, z Czarnego Lądu, miał słać relacje. Jako zapalony myśliwy liczył też na udział w polowaniach. Plany pokrzyżowała mu febra. W rezultacie Listy z Afryki powstawały w Zakopanem i Kaltenleutgeben, gdzie leczył swe liczne dolegliwości.
Sienkiewicz starannie przygotowywał się do wyjazdu do Afryki.
Jeszcze w kraju, w Krakowie, zrobił sobie kilka zdjęć w stroju do safari.
W połowie 1892 roku do czterdziestosześcioletniego już pisarza zaczęła pisywać nastoletnia panienka, Marynuszka Romanowska. Była przybraną córką Heleny Wołodkowiczowej, żony magnata kresowego, snobki, która rada była widzieć znanego pisarza jako swego zięcia. Henryk nie był w ciemię bity. Do Jadwigi Janczewskiej pisał: „…nie wierzę, by ktoś mógł się naprawdę zająć tak starą i żółtą małpą jak ja. Co do oddania mi ręki, to inna rzecz. To by się mogło zdarzyć z powodu ambicji, miłości własnej etc.”
Pojechał jednak do Wołodkowiczów na święta Bożego Narodzenia, pod choinką oświadczył się Marynuszce i został przyjęty – kolejna narzeczona, kolejna Maria. Ślub miał odbyć się w marcu w Rzymie, ale na przeszkodzie stanęły formalności. Następny termin – maj – matka panny młodej uznała za nieodpowiedni, bo „jako poświęcony Matce – Dziewicy, nie kwalifikuje się do zamążpójścia i miodowych dni”. Mnożyła trudności, aż wreszcie w imieniu córki zaręczyny zerwała. Okazało się, że dziewczyna wcale nie chciała Henryka poślubić, co więcej, nie mogła go znieść.
Sienkiewicz pisał: „…jestem stary, znużony i nieszczęśliwy”. Ale zamiast unieść się honorem, brnął w ten związek – jak się potem okazało – na swoją zgubę. Nastąpiło pojednanie i w listopadzie 1893 roku w Krakowie Henryk poślubił Marynuszkę. Kościół wypełnili zacni goście: hrabiowie, profesorowie i artyści. Kardynał Dunajewski, książę biskup krakowski, złączył ich ręce za zawsze.
To „zawsze” trwało kilka tygodni. W podróż poślubną państwo młodzi pojechali do Włoch. Zatrzymali się w hotelu Eden, który nie okazał się rajem. Henryk słał raporty do Janczewskiej: „Kaszlę bardzo i połamany jestem przez influenzę jak stara laska”. Na domiar złego zwariowana teściowa – „chmura pełna klęsk i prawdziwa plaga” – mieszała się w życie nowożeńców.
Jak pojmuje Sienkiewicza ulica (Z teki humorystycznej Konstantego Gorskiego).
Fragment wystawy w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy.
Po kilkunastu dniach szarpaniny młoda żona uciekła do matki, która czekała w sąsiednim hotelu. Wołodkowiczowie natychmiast rozpoczęli starania o unieważnienie związku. Nie przebierali w środkach, oskarżając nawet pisarza o impotencję. Wybuchła „afera na pół Europy i ćwierć wieku”. Sienkiewicz daremnie domagał się ekspertyzy lekarskiej potwierdzającej jego sprawność. Po ponad dwóch latach Stolica Apostolska małżeństwo rozwiązała. Słodką zemstą Henryka na Wołodkowiczach była Rodzina Połanieckich.
Rodzina Połanieckich nie jest wybitną powieścią. Wielu krytyków wróżyło nawet Sienkiewiczowi koniec kariery literackiej. Bardzo się mylili. Rok później powstało dzieło, które zapewniło mu sławę na całym świecie – Quo vadis.
Ilustracje do Quo vadis.
Fragment wystawy w Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku.
Na pomysł napisania powieści wykraczającej poza tematykę polską wpadł podczas lektury Ben Hura. Pisarz dokładnie zwiedził Rzym. Jego przewodnikiem był malarz Henryk Siemiradzki. W czasie jednej z wypraw zobaczyli kapliczkę Quo vadis. Legenda głosiła, że świątynię wybudowano w miejscu, gdzie Chrystus spotkał świętego Piotra opuszczającego Wieczne Miasto. W świątyni przechowywano kamień z odciśniętym śladem stóp Jezusa. Nazwa kapliczki dała tytuł powieści.
„Winicjusza, który jest gwałtownik, nawrócę – Lygię pokażę na rogach byka, ale oboje nawróconych połączę, bo trzeba, żeby choć w literaturze było więcej miłosierdzia i szczęścia, niż jest w rzeczywistości.”
Fragment wystawy w Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku.
Inspiracją dwóch scen w Quo vadis stały się obrazy przewodnika po Rzymie, Siemiradzkiego. Motyw z płótna Dirce chrześcijańska, przedstawiający Nerona patrzącego na zabitego tura, do którego przywiązana jest naga dziewczyna, Sienkiewicz wykorzystał w scenie ocalenia Ligii. Obraz Pochodnie Nerona zainspirował go do opisania męczeństwa Chrześcijan palonych żywcem w ogrodach cesarza.
Sienkiewicz nazwał Quo vadis eposem chrześcijańskim i był przekonany, że stworzy dzieło. W liście do przyjaciela pisał: „Ułożyłem i mam w głowie tyle scen wspaniałych i strasznych, że byle zdrowia i sił – to «Quo vadis» będzie donioślejsze niż wszystko, com napisał”. Nie pomylił się. Wydanie książkowe rozeszło się w ciągu kilku tygodni. Powieść przetłumaczono na ponad pięćdziesiąt języków, w tym na fiński, japoński, arabski, hebrajski, gruziński, wietnamski i chiński. W samej Francji miała sto dwadzieścia wydań. Powstały dwie ekranizacje, włoska i francuska, oraz liczne teatralne przeróbki, również w Ameryce. Sienkiewicz byłby milionerem, gdyby Rosja przystąpiła do konwencji berneńskiej. Tak się nie stało i każdy miał prawo do tłumaczenia i publikowania jego dzieł, a wypłacanie mu honorariów zależało wyłącznie od dobrej woli wydawcy. Mimo to Sienkiewicz był jedynym wówczas polskim pisarzem, który nieźle prosperował wyłącznie dzięki pracy literackiej.
Powodzenie powieści przekroczyło oczekiwania jej autora. W Paryżu i innych miastach Europy panie lekkich obyczajów zaczepiały mężczyzn cytatem: „Quo vadis, domine?”.
„Miło mi myśleć, iż Lygia była Polką – i jeśli nie Litwinką, to przynajmniej Wielkopolanką. To także jest poczciwy gatunek.”
Fragment wystawy w Muzeum Literackim Henryka Sienkiewicza w Poznaniu.
Wielkopolanka – poczciwy gatunek, a jeśli w dodatku jest piękna... Sienkiewicz poznał taką Wielkopolankę w 1899 roku. Była nią czwarta Maria jego życia, panna Radziejewska, trzydzieści lat od niego młodsza. Uczyniła na nim piorunujące wrażenie. „Jest to moje ostatnie, albo – żeby sobie już tak całkiem nie zamykać drzwi na przyszłość – przedostatnie wielkie uczucie”, pisał do Jadwigi Janczewskiej.
Panna początkowo nie była chętna znajomości z podstarzałym pisarzem. Gdy tylko spostrzegła jego zaloty, uciekła. Sienkiewicz wpadł na jej trop, słał swe dzieła i listy. Panna wciąż uciekała. Zatrzymała się we Francji, w jakimś klasztorze, potem wyjechała do Ameryki. Ostatecznie jednak wróciła i sama zaczęła szukać kontaktu z Henrykiem. Ten jednak nie był już zainteresowany. Wystraszyły go jej młodość i niestabilny charakter. Na stare lata potrzebna mu była „pomocnica, administratorka codzienności, a nie muza rozchwiana”. Znów zasłonił się słabym zdrowiem. Na propozycję spotkania odpowiedział: „Łaskawa Pani! Absolutnie nie mogę dziś przybyć. Mam konsultację lekarską […]. Żałuję niezmiernie i łączę wyrazy poważania.”
Maria Radziejewska wyjechała do Berlina, gdzie zajęła się projektowaniem sukien ślubnych. O Henryku nie mogła zapomnieć: „Gdyby Sienkiewicz żył w średnich wiekach, powiedziano by, że rzuca uroki i spalono go na stosie”. Zmarła w 1911 roku najprawdopodobniej śmiercią samobójczą. Przewieziono ją w szklanej trumnie, w białej sukni, z wiankiem wrzosów na głowie, i pochowano w rodzinnej Środzie Wielkopolskiej.
Fragment wystawy w Muzeum Literackim Henryka Sienkiewicza w Poznaniu.
W czasie burzliwego romansu z czwartą Marią swego życia Sienkiewicz pisał Krzyżaków. Tą powieścią chciał uczcić dwudziestopięciolecie swojej pracy literackiej. Obchody jubileuszu rozpoczęły się w 1900 roku z kilkuletnim opóźnieniem. Pisarz nie chciał bowiem, by jego rocznica przyćmiła obchody stulecia urodzin Adama Mickiewicza. Co więcej, dzięki staraniom Sienkiewicza na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie stanął pomnik poety. Był prezentem imieninowo-urodzinowym dla wieszcza, gdyż odsłonięto go 24 grudnia 1898 roku, w setną rocznicę jego urodzin. Uroczystości przyglądał się milczący tłum warszawiaków – władze carskie nie zezwoliły na przemówienia.
Gdy minął „czas Mickiewiczowski” rozpoczął się jubileusz Sienkiewicza. Trwał cały rok. Jubilat wytrzymał go dzięki temu, że trzy razy wyjeżdżał z kraju. Sława go męczyła. Dawniej w zagranicznych hotelach wkładano mu róże w buty, gdy wystawiał je na korytarz do czyszczenia. Teraz nie mógł opędzić się od wielbicieli. By zachować choć trochę prywatności, ukrywał się pod pseudonimami, ale i to nie na wiele się zdało.
Prezent, jaki Sienkiewicz otrzymał z okazji jubileuszu, był nietypowy. Dostał bowiem Oblęgorek, majątek ziemski na Kielecczyźnie – łącznie trzysta hektarów ziemi, lasów, łąk i sadów, sześćdziesiąt sztuk bydła, sześć koni, narzędzia i maszyny rolnicze, no i dworek z husarzem na szczycie.
„Pięknego anioła ma nasz dziedzic na dachu” – mówili okoliczni chłopi.
Wszystko kosztowało ponad pięćdziesiąt jeden tysięcy rubli. Był to dar od całego narodu, w podzięce za „krzepienie serc”.
I tu mała dygresja – ciekawostka. Sienkiewicz nie tylko krzepił serca Polaków, jego dzieła sprawiły, że Polakiem poczuł się też pewien Niemiec, Alfred von Olszewski, właściciel milionowego majątku pod Legnicą. Co więcej, próbował spolonizować całą rodzinę. W testamencie zastrzegł, że syn może odziedziczyć po nim majątek, tylko wtedy, gdy do trzydziestego roku życia nauczy się polskiego i nie ożeni z Prusaczką, oraz będzie szanował Polaków i swój polski rodowód. W przeciwnym razie majątek miał przejść na własność Sienkiewicza. Syn niestety pozostał Niemcem, matka załatwiła mu zaświadczenie lekarskie, że jego stan umysłowy nie pozwala uczyć się po polsku. Pisarz darowiznę odrzucił, ale przez kilka lat miał z nią sporo kłopotów. Dziś miejscowość należąca do von Olszewskich nosi nazwę Warmątowice Sienkiewiczowskie.
Wracajmy jednak do Oblęgorka. 22 grudnia 1900 roku w samo południe w warszawskim ratuszu wręczono Sienkiewiczowi akt własności majątku. Nowy pan na włościach przyjął go z zakłopotaniem i do końca żywił wobec majątku mieszane uczucia. Pisał: „Oblęgorek oczarował mnie zupełnie. Mało jest w Królestwie wiosek tak pięknie położonych”, ale też: „nie ja zjadam dochody z Oblęgorka, ale on moje”.
Chociaż prasa rozpisywała się o czekającej pisarza wiejskiej idylli, posiadłość okazała się kłopotliwym prezentem. Wprawdzie majątek otaczały malownicze widoki, a powietrze było „prawie górskie”, to dworek wymagał remontu, dojazd do niego był fatalny, a w zimie wiatr hulał po pokojach. Na dokładkę pokoje te umeblowane były „darami z całego kraju, od szeregu osób, które nierzadko pozbywały się najbrzydszych swych i nieużytecznych przedmiotów”.
To jeszcze nie wszystko – ten „dar narodowy” obciążony był długiem hipotecznym. Nic więc dziwnego, że Nagroda Nobla bardzo Sienkiewicza ucieszyła: „Przyznano! […] około siedemdziesięciu tysięcy rubli dziwne Oblęgorkowi pomoże…”. Oblęgorek – studnia bez dna.
Z czasem pisarz przekonał się do tej – jak złośliwie mawiał – „odwiecznej siedziby przodków”, ale nie zamieszkał w niej na stałe. Wiele podróżował, w sprawach zawodowych jeździł do Warszawy. Pałacyk zaczął traktować jak letnisko dla rodziny i przyjaciół. Zapraszał ich z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru: „Oblęgorek jest – jak zobaczycie – pod psem. Dom odrapany, pokoje ciemne, w parku krzaczyny zamiast drzew, na gazonach badyle i zielsko, krzywe płoty, podłogi z nieheblowanych desek, Tarłowie [dawni właściciele – przyp. A.B.] straszą”. Duchy Tarłów nie odstraszały jednak gości, wśród których nie brakowało wielkich nazwisk. W Oblęgorku bywali: Leon Wyczółkowski, Franciszek Ejsmond, Edward Krasiński, Ignacy Chrzanowski, Karol Podkański i oczywiście ulubiona szwagierka Jadwiga z mężem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Edwardem Janczewskim.
Stanisław Batowski, Zabawa w Chreptiowie.
Obraz w zbiorach Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku.
Sienkiewicz więcej czasu zaczął spędzać w Oblęgorku po ślubie z piątą Marią swego życia. Była nią Maria Babska, kuzynka Marytka, którą odrzucił wiele lat wcześniej, zasłaniając się słabym zdrowiem. Teraz, kiedy faktycznie był już schorowany i starzał się w dość szybkim tempie, dostrzegł w Marii doskonały materiał na gospodynię i pielęgniarkę.
Marytka nie czuła się pokrzywdzona. 5 maja 1904 roku wzięli cichy ślub. Byli typowym, szczęśliwym małżeństwem z rozsądku. Maria, zwana Markiem, w odróżnieniu od swoich poprzedniczek nie była ani piękna, ani młoda. Nie miała też intelektualnych ambicji. Była za to dobrą żoną, przyjaciółką i partnerką do gry w winta, chociaż grała fatalnie. Karty, obok polowania, były ulubioną rozrywką Sienkiewicza.
Fragment wystawy w Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej.
„Każdy powieściopisarz powinien, podług mego zdania, choć raz w życiu coś dla dzieci napisać”. To fragment listu Henryka Sienkiewicza do Wandy Ulanowskiej, adoptowanej córki krakowskiego prawnika. Gdy poznała pisarza, miała dziesięć lat. Sienkiewicz tak bardzo ją polubił, że najprawdopodobniej z myślą o niej napisał W pustyni i w puszczy. I zapewne ona była pierwowzorem postaci Nel. Z małą Wandą, którą traktował jak przyszywaną wnuczkę, korespondował przez lata.
W Pustyni i w puszczy – rzeźba w parku w Woli Okrzejskiej.
Nadszedł rok 1905. Rok literackiego triumfu. Sienkiewicz otrzymał Nagrodę Nobla. Jego rywalką była Eliza Orzeszkowa, która nigdy za nim nie przepadała. Przegrana musiała być dla niej bolesną porażką.
Nagrodę Nobla dostał za „wybitne osiągnięcia w twórczości epickiej”, nie tylko za Quo vadis, jak powszechnie się przyjmuje. Komisja Akademii Szwedzkiej nie była przekonana co do walorów artystycznych tej powieści. Co więcej, krążyły opinie, że to plagiat.
Nagroda Nobla. Fragment wystawy w Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku.
Do Sztokholmu pojechał sam. Nie zabrał żony – „Marka, Kotka najmilszego”. Chciał jechać z córką, ale odmówiła. Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się 10 grudnia 1905 roku. Sienkiewicz wspominał: „Wirsen [Sekretarz Akademii Szwedzkiej – przyp. A.B.] kończy po francusku naturalnie niesłychanymi pochwałami dla Trylogii, Bez dogmatu, Rodziny Połanieckich, Quo vadis i Krzyżaków. Patrzę ukosem, jak to przełknie pruski ambasador, który siedzi koło mnie – i wpadam w dobry humor przy opisie Grunwaldu. Prusak [...] ani drgnął”. Pisarz otrzymał sto trzydzieści osiem tysięcy koron szwedzkich.
Wybuch I wojny światowej zastał Sienkiewicza w Oblęgorku. W drugim tygodniu wojny przed pałacyk zajechali polscy ułani, by złożyć hołd „marszałkowi pióra” i prosić go o błogosławieństwo na wojenną drogę.
Sienkiewicz wraz z rodziną opuścił posiadłość i udał się do Krakowa, a następnie do Szwajcarii. Ten wyjazd był pożegnaniem z ojczyzną. Zmarł 15 listopada 1916 roku w hotelu „Du Lac” w Vevey, szepcząc: „Ja już niepodległej Polski nie zobaczę…”. Jego pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną: na trumnie widniał polski orzeł, wokół stali żołnierze trzymający polskie sztandary, a po uroczystości w kościele zabrzmiał polski hymn. I to wszystko w obecności oficjalnych przedstawicieli państw zaborczych, w dodatku pozostających ze sobą w stanie wojny.
Fragment wystawy w Muzeum Literackim Henryka Sienkiewicza w Poznaniu.
Na klepsydrze umieszczono informację, że pogrzeb Sienkiewicza odbędzie się w Polsce, gdy tylko pojawią się sprzyjające okoliczności. Okoliczności te pojawiły się osiem lat później. W 1924 roku trumna z prochami pisarza wyruszyła pociągiem do wolnej już ojczyzny. Na granicy polskiej w Piotrowicach, przemawiający Leopold Staff nazwał Sienkiewicza „ostatnim z niekoronowanych królów Polskich”. Faktycznie, pogrzeb miał królewski. Na trasie przejazdu pociągu zbierali się ludzie, by oddać mu hołd. Na stacjach kolejowych wznoszono bramy triumfalne.
W Warszawie czekali przedstawiciele władz państwowych, generałowie, ludzie kultury i uczeni. Kiedy 26 października rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe, kondukt żałobny ciągnął się przez całe miasto. Następnego dnia, w samo południe trumnę umieszczono w podziemiach katedry Świętego Jana. Chyba żaden inny polski pisarz nie miał takiego pochówku.
Jednym z księży uczestniczących w uroczystościach był ksiądz biskup podlaski Henryk Przezdziecki. Wezwał on młodzież, by postawiła pisarzowi niecodzienny pomnik – kopiec. Poparł go ksiądz z Okrzei, Antoni Kresa. Pierwotnie chciano usypać kopiec w miejscu urodzenia pisarza, Woli Okrzejskiej, ale nie zgodził się na to ówczesny właściciel majątku. Plac kupiono więc od gospodarza z Okrzei.
Pierwszego września 1932 roku za łopaty chwycili uczniowie miejscowych szkół i okoliczna ludność. Z czasem w budowę pomnika – kopca włączył się cały naród. Ziemię nadsyłano z różnych stron Polski, a także z zagranicy, nawet z Ameryki. Zużyto jej ponad osiem tysięcy metrów sześciennych. Po sześciu latach pracy w październiku 1938 roku kopiec stanął. Liczył piętnaście metrów. W jego uroczystym odsłonięciu uczestniczyły władze państwowe, duchowieństwo, rodzina pisarza i kilka tysięcy czytelników. Na szczycie kopca postawiono pamiątkowy kamień z napisałem: „Henrykowi Sienkiewiczowi 1938”. W 1980 roku zastąpiono go popiersiem pisarza. Kamień trafił na podnóże kopca. Kopiec to doskonały punkt widokowy: widać pola, łąki, lasek…
„Podlasie, jest sobie Podlasie: piasek, piasek, woda, błoto, lasek.”
– pisał o swoich rodzinnych stronach w liście do przyjaciela.
Ostatnia Maria przeżyła Henryka o dziewięć lat. Wraz z pasierbami zamieszkała w Oblęgorku. Po jej śmierci w majątku osiadł syn pisarza, Henryk Józef z żoną Zuzanną i dziećmi. W czasie II wojny światowej w pałacyku schronienie znaleźli partyzanci. Za udzielaną im pomoc Henryk Józef został aresztowany przez gestapo. Groziło mu wywiezienie do obozu w Oświęcimiu. Wykupili go okoliczni chłopi, których wsparł Ignacy Moś, o którym jeszcze napiszę.
Syn Henryk Józef.
Po zakończeniu II wojny światowej Henryk Józef otrzymał nakaz opuszczenia powiatu w ciągu trzech dni. Nie zastosował się do niego i wraz z rodziną osiadł w Kielcach, na ulicy Henryka Sienkiewicza.
Pomnik Henryka Sienkiewicza w Kielcach. Pisarz siedzi – adekwatnie do tytułu powieści na cokole – na rozstaju dróg, czy raczej ulic… Jedną z nich jest ulica Henryka Sienkiewicza.
Do Oblęgorka wrócili po kilku tygodniach. Z wielkiego majątku otrzymali czterdzieści dziewięć hektarów ziemi z zabudowaniami. Zdewastowany pałac popadał w ruinę. Jedynym ratunkiem okazało się utworzenie w nim muzeum Henryka Sienkiewicza. Muzeum powstało w październiku 1958 roku. Pierwszym kustoszem została synowa pisarza, Zuzanna.
Na parterze prawie wszystkie wnętrza wyglądają tak, jak za czasów jego sławnego mieszkańca. Na piętrze zaś, gdzie dawniej znajdowały się pokoje dzieci pisarza, dziś jest wspaniała multimedialna wystawa biograficzno-literacka.
I na koniec kilka słów o trzecim muzeum Henryka Sienkiewicza – w Poznaniu. Powstało dzięki fundacji kupca z Wielkopolski, Ignacego Mosia, tego samego, który w 1944 roku pomógł wyciągnąć Henryka Józefa z rąk gestapo. Otrzymał za to unikatowe wydanie Quo vadis z 1902 roku, wraz z dedykacją. To drukowane na papierze japońskim bibliofilskie dzieło – pierwszy egzemplarz z piętnastu numerowanych – zapoczątkowało zbieracką pasję Mosia i stało się początkiem ogromnej kolekcji sienkiewiczianów.
Ignacy Moś przez trzydzieści lat zbierał materiały i informacje o pisarzu. Jego poznańskie mieszkanko „zaczęły wypełniać portrety, rzeźby, wydania Sienkiewicza we wszystkich językach, zdjęcia, listy, rękopisy. Rosła legenda. Napływali ludzie. Odchodzili oczarowani, urzeczeni osobowością Mosia. Jego pasją. Prostotą. Humorem. Gościnnością. Bogactwem zbiorów”. Nie gromadził ich dla siebie. Życzliwy i uczynny, udostępniał je naukowcom, studentom, pisarzom, pokazywał szkolnym wycieczkom. Wiele pomógł Barbarze Wachowicz, piszącej o pięciu Mariach Sienkiewicza. W 1977 roku kolekcję przekazał władzom Poznania, z zastrzeżeniem, że „zbiory zostaną po wsze czasy w Poznaniu, tworząc niepodzielną całość pod patronatem Biblioteki Raczyńskich”.
W tym samym roku w starej kamienicy przy Starym Rynku rozpoczęły się prace adaptacyjne zmierzające do przekształcenia jej pomieszczeń w Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza.
W XV wieku w kamienicy mieszkał architekt Jan Baptysta Quadro z Lugano – budowniczy poznańskiego ratusza. Spójrzcie w prawy dolny róg zdjęcia – to właśnie on.
Uroczyste otwarcie muzeum nastąpiło 10 czerwca 1978 roku. Ignacy Moś został jego honorowym kustoszem. W ostatnich latach – zgodnie z duchem czasu – muzeum wyposażono w elementy multimedialne. Ale pozostało też coś, dzięki czemu duch Sienkiewicza może poczuć się tam jak u siebie – meble w salonie na drugim piętrze dawniej stały w krakowskim mieszkaniu Jadwigi i Edwarda Janczewskich.
W salonie u Janczewskich. Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza w Poznaniu.
Podczas pisania tego tekstu korzystałam z następujących książek:
M. Borucki, Polskie gniazda literackie, Muza SA, Warszawa 2009.
B. Kaniewska, Henryk Sienkiewicz, Podsiedlik-Raniowski i S-ka, Poznań 1999.
S. Koper, Moje Kresy sentymentalne, Bellona, Warszawa 2015.
M. Korniłowiczówna, Onegdaj. Opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978.
A. Kowalska-Lasek, Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, Muzeum Narodowe w Kielcach, Kielce 2012.
Henryk Sienkiewicz. Mistrz powieści historycznej, DeAgostini, Warszawa 2007.
J. Szczublewski, Sienkiewicz. Żywot pisarza, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006.
B. Wachowicz, Marie jego życia, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2008.
B. Wachowicz, Dom Sienkiewicza, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2008.
A także informatora Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza w Poznaniu oraz materiałów informacyjnych dostępnych w zwiedzanych obiektach.
Wykorzystałam też wiadomości uzyskane podczas spaceru Warszawa z Sienkiewiczem zorganizowanego przez Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych „Złota Kaczka” i księgarnię „Czuły Barbarzyńca na Piwnej”.
sierpień 2015, maj, sierpień, wrzesień 2016