Wokół Krakowa - coś dla ducha
Drugą część moich wspomnień z wycieczki w okolice Krakowa zacznę od opisu małego kościółka leżącego na szlaku architektury drewnianej. To kościół pw. świętego Joachima w Skawinkach, wsi leżącej nieopodal Lanckorony. Jest barokowy, kryty gontem, zdobi go wieżyczka z kopułką wznosząca się pośrodku dachu. Zbudowano go w XVIII wieku w pobliskich Przytkowicach. Do Skawinek trafił w latach 60. XX wieku na prośbę wiernych zmuszonych do chodzenia na msze do Lanckorony.
Ze Skawinek do Lanckorony wiedzie „polna droga asfaltowa”. Trasa jest wprawdzie urokliwa – prowadzi łagodnymi wzniesieniami Pogórza Wielickiego – ale dość długa i cotygodniowe wizyty mieszkańców Skawinek w lanckorońskim kościele mogły być kłopotliwe.
Między obydwiema wsiami stoi kapliczka świętej Anny pochodząca z przełomu XIX i XX wieku. Najprawdopodobniej postawiono ją w miejscu pochówku oficerów konfederacji barskiej poległych pod Lanckoroną w czerwcu 1771 roku.
Z Lanckorony niedaleko też do Kalwarii Zebrzydowskiej. Przewodniki podają, że z jednej miejscowości do drugiej można dojść spacerkiem. Użyłabym raczej słowa spacer – nie spacerek – zwłaszcza jeśli ktoś najpierw zwiedzi Kalwarię, a potem zechce wdrapać się na Lanckorońską Górę. Miejscowości zdecydowanie lepiej oglądać w odwrotnej kolejności – najpierw Lanckoronę, potem Kalwarię.
Calvaria to łacińska nazwa Golgoty, wzgórza w Jerozolimie, na którym ukrzyżowano Chrystusa. Europejskie kalwarie pojawiły się pod wpływem pielgrzymów odwiedzających Ziemię Świętą. Pielgrzymki w tak odległe strony były – i są – dla wielu zbyt kosztowne i niebezpieczne. Dlatego już w XV wieku w wielu krajach pojawił się pomysł budowy kopii jerozolimskich kaplic i kościołów, by umożliwić katolikom modlitwę i przeżywanie męki pańskiej w miejscach przypominających drogę krzyżową Chrystusa.
W Polsce pierwsze kalwarie wzniesiono w XVII wieku. Najstarszą i największą jest Kalwaria Zebrzydowska. Jest nawet rozleglejsza niż jerozolimska, gdyż jej twórca, wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski, stwierdził: „Za jeden krok Chrystusa powinniśmy zrobić dziesięć”.
Kalwaria powstała na wzgórzach. Góra Żarek jest Golgotą, Lanckorońska Góra – Górą Oliwną, a drogę krzyżową tworzy ponad czterdzieści kościółków, kaplic, figurek i mostów położonych wśród pól i lasów. Łączą je alejki zwane dróżkami kalwaryjskimi. Kalwaria powstawała przez ponad sto lat.
Zebrzydowski sprowadził na swe ziemie ojców bernardynów, którzy zbudowali kościół i klasztor.
Kościół to barokowa bazylika Matki Bożej Anielskiej, najważniejsza świątynia Kalwarii Zebrzydowskiej. Znajduje się w niej słynący łaskami wizerunek Matki Bożej Kalwaryjskiej. Trafił tam w połowie XVII wieku, gdy jego właściciel zauważył na twarzy Madonny krwawe łzy. Kościelni oficjele nie byli przekonani co do ich prawdziwości, zakazali nawet pokazywania obrazu wiernym, jednak pod naciskiem bernardynów zmienili zdanie i Kalwaria Zebrzydowska szybko stała się jednym z najważniejszych ośrodków kultu maryjnego w Polsce.
Co roku, w dni Wielkiego Tygodnia, w Kalwarii Zebrzydowskiej odbywa się słynne misterium przedstawiające mękę pańską. Biorą w nim udział mieszkańcy przebrani za postacie znane z Ewangelii i oczywiście pielgrzymi z całej Polski. Misterium ukazał Krzysztof Zanussi w filmie Z dalekiego kraju, opartym na biografii Jana Pawła II. Papież, urodzony w pobliskich Wadowicach, nieraz w nim uczestniczył.
Kalwaria Zebrzydowska zachwyca, chyba nie tylko mnie, bo w 1999 roku została wpisana – jako jedyna kalwaria – na Listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO.
Żałuję, że zabrakło mi czasu, by pospacerować dróżkami kalwaryjskimi, ale żeby przejść je wszystkie, potrzeba kilku godzin. Widziałam kilkanaście budowli – jedne są skromne, drugie bogato zdobione. Piękna jest kaplica Ukrzyżowania Pana Jezusa, najstarsza świątynia kalwarii, pochodząca z 1600 roku.
oraz kościół Grobu Matki Bożej w Brodach, mieścinie leżącej między Lanckoroną i Kalwarią Zebrzydowską.
Na pewno kiedyś tu wrócę.
Gdy na trasie moich wycieczek jest jakiś klasztor, staram się go zwiedzić, podpatrzyć, jak wygląda życie za wysokim murem, czasami – niestety – strzegącym klasztornych tajemnic przed świeckim turystą. Podczas moich wędrówek wokół Krakowa odwiedziłam trzy takie miejsca: opactwo cystersów w Mogile, opactwo benedyktynów w Tyńcu i klasztor benedyktynek w Staniątkach.
Mogiła – część Nowej Huty, dzielnicy Krakowa. Jej nazwa pochodzi od mogiły Wandy, legendarnej córki króla Kraka. W 1222 roku do Mogiły przybyli cystersi sprowadzeni przez biskupa krakowskiego Iwona Odrowąża.
Zakonnicy wybudowali klasztor oraz kościół pw. Wniebowzięcia Matki Bożej i świętego Wacława. W jego konsekracji uczestniczył książę Bolesław wraz z żoną, świętą Kingą.
W XVI wieku Stanisław Samostrzelnik – zakonnik mogilski, malarz i iluminator – pięknymi freskami ozdobił świątynię, przylegające do niej krużganki i bibliotekę.
W mogilskim kościele jest słynący cudami czternastowieczny krucyfiks. Figura Cudownego Ukrzyżowanego Pana Jezusa Mogilskiego ma naturalne włosy, które – według ludowych wierzeń – kiedyś odrastały. Biodra Chrystusa okrywa przepaska z tkaniny ozdobionej złotym haftem. Krucyfiks słynie cudami. Nie spłonął podczas wielkiego pożaru kościoła w XV wieku, nie zniszczyli go ani nie ukradli najeźdźcy grabiący polskie ziemie. Od wieków wisi w tym samym miejscu. Modlili się przed nim polscy królowie, między innymi Kazimierz Wielki, skłócony z biskupem krakowskim Bodzantą. Został wysłuchany. Liczba wotów dziękczynnych składanych Chrystusowi Mogilskiemu świadczy o tym, że nie on jeden doznał tej łaski.
Cystersi zakładali swoje opactwa z dala od miast, w zacisznych miejscach, gdzie mogli uprawiać ziemię, hodować ryby i się modlić. Nie inaczej było w Mogile. Braciszkowie zagospodarowali okoliczne tereny. Osuszyli bagna i rozlewiska. Ziemię zamienili w łąki i pola uprawne. Na rzece Dłubni wybudowali młyny. Prowadzili też działalność duszpasterską wśród miejscowej ludności.
Dla wiernych postawili drewniany kościółek pw. świętego Bartłomieja. Świątynia jest jedną z najstarszych w Małopolsce. W latach 1466–1475 wybudował ją królewski cieśla Maciej Mączka. Wejście od strony południowej, zasłonięte dobudowaną w XIX wieku kruchtą, zdobi bezcenny portal. Wyrzeźbiony został w drewnie z dębów niepołomickich. Zdobi go inskrypcja: Anno domini MCCCCLXVI ad honorem (Dei et) Regine coelorum Mathias Manczka f. (Roku pańskiego 1466 na chwałę [Bogu i] Królowej niebios Mateusz Manczka wykonał). Jest to jedyny w Europie tak stary i bogato zdobiony drewniany portal zewnętrzny. Można go oglądać tylko z przewodnikiem i rzecz jasna nie wolno robić mu zdjęć.
Tuż obok świątyni stoi nieco starsza – bo pochodząca z XVIII wieku – drewniana dzwonnica, przez którą wchodzi się na teren kościoła.
Dziś cystersi nie mogą już cieszyć się spokojem i pięknym krajobrazem. Wprawdzie na placu przed kościołem pw. Wniebowzięcia Matki Bożej i świętego Wacława kwitną róże, a braciszkowie wciąż uprawiają swój ogród, to od kościoła świętego Bartłomieja oddziela ich ruchliwa ulica, która niestety psuje urok tego miejsca.
A skoro wspomniałam o przewodniku, to chciałabym raz jeszcze podziękować panu Andrzejowi, który poświęcił mi mnóstwo czasu, opowiedział wiele ciekawostek o cystersach i Nowej Hucie, a także umożliwił zwiedzanie opactwa.
Niedaleko opactwa cystersów, w Krzesławicach, stoi drewniany kościół pw. świętego Jana Chrzciciela i Matki Boskiej Szkaplerznej. Zbudowano go w połowie XVII wieku w Jaworniku koło Myślenic. W latach 80. XX wieku świątynia została rozebrana, przeniesiona do Krakowa i ponownie złożona. Przy okazji dobudowano do niej nową wieżę. Kościół miał być zaczątkiem skansenu, ale na planach się skończyło.
Tyniec – druga dawna podkrakowska wieś, w której osiedli zakonnicy, tym razem benedyktyni. Swą siedzibę wznieśli na prawym brzegu Wisły, na wysokiej, wapiennej skale. To typowe dla benedyktynów – nie lubili nizin.
Opactwo powstało blisko tysiąc lat temu. Nikt dokładnie nie wie, kto i kiedy je założył. Nie ma aktu fundacyjnego, bo w tamtych czasach, by powstał klasztor, wystarczyła wola panującego. Pewne jest, że opactwo istniało w drugiej połowie XI wieku. Świadczą o tym fundamenty budowli i najstarsze pochówki. Jan Długosz podał datę roczną jego powstania – rok 1044 – i jako fundatora wskazał Kazimierza Odnowiciela. Inni sprowadzenie mnichów do Tyńca przypisują Bolesławowi Śmiałemu i wiążą z jego koronacją w 1076 roku. Ci chyba zyskują przewagę. W latach 60. XX wieku podczas prowadzonych pod kościołem prac wykopaliskowych odkryto grób zawierający resztki trumny i kilka ludzkich kości. Przyjmuje się, że jest to grób Bolesława Śmiałego. Okucia trumienne świadczą o transporcie ciała z Węgier. A właśnie tam, po konflikcie z biskupem Stanisławem, schronił się Bolesław. I również tam, najprawdopodobniej otruty, zmarł.
W XVIII wieku zabudowania klasztorne zostały zamienione w twierdzę obronną. Miały chronić przed nadciągającymi z Rosji wojskami Aleksandra Suworowa. Pozostałością systemu umocnień są ogrody – otoczone wysokim murem i niestety niedostępne dla zwiedzających. W 1916 roku władze austriackie skasowały opactwo. Budynki klasztorne zaczęły popadać w ruinę. Benedyktyni powrócili do Tyńca tuż przed wybuchem II wojny światowej, w lipcu 1939 roku. W 1947 roku przystąpili do odbudowy klasztoru. Zakończyli ją dopiero na początku XXI wieku.
Żyją tu sobie spokojnie: sprzedają produkty benedyktyńskie, prowadzą wydawnictwo, wynajmują pokoje gościnne i śpiewają chorały gregoriańskie, od których – przynajmniej mnie – mrówki biegają po plecach. Śpiewają je, siedząc w stallach kościoła pw. świętych Piotra i Pawła, których postacie strzegą wejścia do świątyni. Wewnątrz kościoła zachwyca osiemnastowieczny ołtarz z czarnego marmuru, zaprojektowany prawdopodobnie przez Franciszka Placidiego.
Na dziedzińcu opactwa jest głęboka studnia z siedemnastowiecznym zadaszeniem i kołowrotem. Wiąże się z nią legenda o Jaśku Toporczyku, który w złości zabił swego przyjaciela Staśka Nałęcza. Za swój czyn został skazany na śmierć. Ocalił go tyniecki opat, który nie w śmierci lecz w pracy widział pokutę na grzechy. Opat potrzebował ludzi do wykopania w skale studni i przekonał sędziów, by dali mu Jaśka. Jaśko kopał studnię długie lata, bo skała była twarda. Z biegiem czasu studnia stawała się coraz głębsza i głębsza, tak że Jaśko ledwo niebo widział. Pewnej nocy przyśnił mu się Stasiek Nałęcz. Przestrzegł go, by następnego dnia wydostał się ze studni, jak tylko napełni skałami pierwsze wiadro. Jaśko posłuchał rady. Gdy tylko stanął na klasztornym dziedzińcu, w studni zabulgotała woda. Jaśko odkupił swe winy, otrzymał przebaczenie Staśka, a zakonnicy przez lata cieszyli się świeżą wodą.
Jak pisałam, tynieckie opactwo położone jest na wapiennej skale na brzegu Wisły. Warto przejść się wałami i z oddali popatrzeć, jak przegląda się w rzece. Niestety, lokalne meneliki, biesiadujące nad wodą, nie pozwoliły mi w pełni docenić uroku tego miejsca.
Termin „benedyktyni” nie był powszechnie znany w średniowieczu. Do polszczyzny literackiej wprowadził go ksiądz Piotr Skarga, który w 1579 roku przetłumaczył Żywot św. Wojciecha od jego rówieśnika mnicha-benedyktyna bardzo uczenie napisany. Benedyktynów ze względu na kolor ich habitów nazywano mnichami czarnymi, cystersów – szarymi, a kamedułów – białymi. Wszystkie trzy zakony żyją zgodnie z regułą świętego Benedykta.
A skoro o kamedułach… jeśli staniecie na brzegu Wisły, tuż pod tynieckim opactwem, to w oddali, na drugim brzegu rzeki, ujrzycie białe mury ich klasztoru. Żadna kobieta nie ma do niego wstępu, chyba że wybierze się tam w jeden z dwunastu dni w roku, gdy braciszkowie są łaskawsi dla płci pięknej. Ale i tak wejść może tylko do kościoła.
Kamedułów sprowadził do Polski w początkach XVII wieku marszałek wielki koronny Mikołaj Wolski. Przez lata zajmował się czarną magią i alchemią, a gdy siwizna przyprószyła mu skronie, uznał, że czas na pokutę. Ufundował więc klasztor. Postawił go nieopodal Krakowa, na górze zwanej Srebrną. Góra należała do Sebastiana Lubomirskiego, który – według legendy – odstąpił ją Wolskiemu i zakonnikom za srebrne naczynia. Wolski został pochowany przy wejściu do kościoła. Leży w białym habicie kamedułów. Na jego płycie nagrobnej zamiast nazwiska widnieją łacińskie sentencje o strachu przed potępieniem i sądem ostatecznym.
Kameduli mieszkają w otoczonym murem eremie, który tworzą domki – pustelnie. Żyją według starej, surowej reguły, odcięci od spraw współczesnego świata. Milcząc, modlą się, pracują i pokutują w intencji zbawienia własnego i nas wszystkich.
I na koniec o klasztorze żeńskim.
Nieopodal Wieliczki, na skraju Puszczy Niepołomickiej, jest wieś Staniątki, a w niej klasztor sióstr benedyktynek. Ponure miejsce szczelnie otoczone wysokim murem. Wygląda jak więzienie o zaostrzonym rygorze. Gdy ujrzałam obdrapane budynki i zakratowane małe okienka, to przypomniałam sobie piękne opactwa w Tyńcu, Mogile czy klasztor w Wieliczce, i przykro mi się zrobiło. Ale może i tu będzie lepiej, bo trwały jakieś prace remontowe.
Według legendy klasztor miał być zbudowany na wzniesieniu zwanym Winnicą, oddalonym o dwa kilometry od Staniątek. Benedyktyni bowiem – jak pisałam – budowali klasztory na wzgórzach. Jednak zgromadzone do budowy klasztoru materiały zostały „anielską ręką” przeniesione do nizinnych, bagiennych Staniątek. Taka lokalizacja miała dobre strony. Klasztor, chroniony przez okoliczne lasy, przetrwał obce najazdy.
Klasztor został ufundowany na początku XIII wieku przez kasztelana krakowskiego Klemensa Gryfitę i jego żonę Racławę dla ich jedynej córki Wizenny, która zapragnęła zostać mniszką. Pieczę nad klasztorem bratanicy przejął brat Klemensa, ojciec Wierzbięta, mnich z opactwa w Tyńcu. To on nadzorował budowę kościoła pw. Najświętszej Marii Panny i świętego Wojciecha oraz klasztoru, w którym potem zaszczepił reguły benedyktyńskie. Wizenna została pierwszą ksienią konwentu, a jej ogromne wiano – ponad pięćdziesiąt miejscowości – stało się uposażeniem benedyktynek.
Po przekazaniu Wizennie całego majątku Klemensowi i Racławie niespodziewanie urodził się syn, a wraz z nim pojawił się kłopot – było nie do pomyślenia, by męski potomek nie otrzymał żadnego posagu. Wizenna poradziła więc rodzicom, by na chrzcie dali synowi imię Dojutrek. Imię było prorocze – chłopczyk zmarł następnego dnia. Nie wiadomo, czy to prawda, czy legenda. Szczątki dziecka, domniemanego Dojutrka, faktycznie odkryto w grobie Klemensa i Racławy. Dziś cała rodzina, z Wizenną włącznie, spoczywa w krypcie pod zakrystią kościoła.
Kościół pw. Najświętszej Marii Panny i świętego Wojciecha jest jedną z najstarszych świątyń halowych w południowej Polsce. Powstał w XIII wieku i od tamtej pory niewiele się zmienił. Jego wnętrze zdobi polichromia wykonana w połowie XVIII wieku przez malarza krakowskiego Andrzeja Radwańskiego jako wiano dla córki Martyny, która wstąpiła do staniątkowskiego klasztoru.
Zachowane do dziś budynki klasztorne zostały wzniesione za czasów ksieni Anny Cecylii Trzcińskiej. Nie można ich zwiedzać, bo benedyktynki są zakonem klauzurowym.
Nazwa wsi też ma konotacje religijne. Według legendy biskup Wojciech, jadąc z Gniezna do Prus, zatrzymał się tu, by głosić kazania. Rzekł: „Udielame tudy staniatki”, co znaczyło „odpocznijmy tu sobie”.
Zakony ciekawią, jak wszystko co nieznane, tajemnicze. Coraz więcej klasztorów oferuje pokoje gościnne. Kiedyś na pewno w jakimś się zatrzymam i skorzystam z możliwości podpatrzenia z bliska, jak toczy się życie za murami.
Aneks. Kraków – coś dla oka
Zakrzówek – jezioro o szmaragdowej wodzie w samym środku Krakowa. Powstało w wyrobisku kamieniołomu czynnego jeszcze w latach 80. XX wieku. Podczas prac wydobywczych natrafiono na wodę, która stopniowo zaczęła wypełniać kamieniołom. Powstało jezioro otoczone białymi wapiennymi skałami. Przed nieproszonymi gośćmi chroni go siatka… pełna dziur, przez które można przedostać się do środka i połazić po skałach, ale ostrzegam – spacer nie dla osób z lękiem wysokości. Ścieżki są wąskie i niekiedy wiją się tuż nad urwiskiem. Upadek może skończyć się tragicznie, bo woda w jeziorze głęboka na 30 metrów.
Dzięki uprzejmości pewnej sympatycznej krakowianki miałam przyjemność spędzić w tym cudnym miejscu upalne popołudnie. Bardzo dziękuję.
View the embedded image gallery online at:
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/31-wokol-krakowa-cos-dla-ducha#sigProId8c54b3c5c8
http://polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/31-wokol-krakowa-cos-dla-ducha#sigProId8c54b3c5c8
A skoro ten artykuł poświęcony jest sprawom religii, to i w aneksie nie powinno ich zabraknąć. W czasie II wojny światowej w kamieniołomach na Zakrzówku pracował Karol Wojtyła.
Pisząc ten artykuł, korzystałam z następujących książek:
I. Baturo, Małopolska. Szlak architektury drewnianej, Departament Turystyki, Sportu i Promocji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, Kraków 2010.
I. Baturo, Małopolska. Trasa UNESCO, Departament Turystyki, Sportu i Promocji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, Kraków 2011.
A. Broda, Kraków – Mogiła, (informator), Mogiła 20110.
K. Firlej-Adamczyk, Sławomir Adamczyk, Sanktuaria, cz. 2, De Agostini, Warszawa 2012.
D. Jędrzejewski, Kraków, Wiedza i Życie, Warszawa 2006.
J. Marecki, Zakony, De Agostini, Warszawa 2013.
T. Roth, Polskie kalwarie, „Poradnik Domowy” 2004, nr 4.
E. Stadtmüller, A. Chachulska, Kraków i okolice, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2004.
Oraz z materiałów dostępnych w zwiedzanych obiektach.
czerwiec 2015