Wokół Krakowa - coś dla ciała

 
W maju 2015 roku byłam w Ojcowskim Parku Narodowym, obejrzałam więc tereny na północ od Krakowa. Miesiąc później zwiedziłam ziemie położone od niego na wschód i południe. Widziałam tak dużo miejsc, że poświęcę im dwa teksty: Wokół Krakowa – coś dla ciała i Wokół Krakowa – coś dla ducha. W pierwszym opiszę miejscowości, w których więcej jest zabytków świeckich, w drugim – te z przewagą obiektów religijnych. Oczywiście, nie będę kurczowo trzymać się tego podziału. Względy kompozycyjne nieraz wymuszą na mnie przemieszanie sfer ciała i ducha. 
 
Zacznę od „czegoś dla ciała”. Ciało domaga się jedzenia, a czymże byłoby jedzenie bez soli? Sól wzbogaca smak potrawy i konserwuje żywność, co nie było bez znaczenia w czasach sprzed wynalezienia lodówki. Przez wieki sól równała się bogactwu. 
 
Na soli wyrosły dwa podkrakowskie miasta – Wieliczka i Bochnia. W Wieliczce wynajęłam kwaterę, ma więc pierwszeństwo. 
Zdarza mi się narzekać, że gdy odwiedzam jakąś miejscowość, to jej zabytki są akurat w renowacji. Szczęśliwie Wieliczka z remontami uporała się przed moim przybyciem. Pamiętam ją sprzed kilku lat – szare, nieciekawe miasteczko. Teraz mile mnie zaskoczyła. 
 
Zacznę nietypowo, bo nie od kopalni soli, z której słynie Wieliczka, lecz od malowidła 3D Solny świat autorstwa Ryszarda Paprockiego. Jest to największe w Polsce tego typu chodnikowe dzieło. Podziwiać je można na Rynku Głównym. Żeby dostrzec jego trójwymiarowość, należy stanąć w ściśle określonym miejscu. Efekt na zdjęciu:  
 
059
 
Widać wnętrze kopalni i wyłaniających się z niej górników – w Wieliczce wszystko kręci się wokół kopalni. Jej rozmiary są tak duże, że mówi się nawet o dwóch Wieliczkach – naziemnej i podziemnej. Korytarze, o długości blisko 300 kilometrów, ciągną się na dziewięciu poziomach wydobywczych, sięgających 327 metrów głębokości.  
 
Sól solankową wydobywano tu już w czasach prehistorycznych, sól kamienną – na początku polskiej państwowości. Pokłady soli, największe i najstarsze w Europie, wzbogacały królewski skarbiec. Kopalnie oddawane były w dzierżawę żupnikom, najbogatszym ludziom w państwie, którzy część dochodów przekazywali władcy. Z pieniędzy ze sprzedaży soli opłacano profesorów Akademii Krakowskiej, budowano i odnawiano krakowskie kościoły i kamienice, a nawet Wawel. 
 
Od schyłku XIII wieku do wybuchu II wojny światowej siedzibą zarządców kopalni był Zamek Żupny. Zbudowano go na przełomie XIII i XIV i był jedyną w Europie rezydencją o charakterze obronnym, zajmowaną nie przez władcę, lecz przez władze administracyjno-gospodarcze. Dziś w zamku mieści się muzeum prezentujące między innymi ciekawy zbiór solniczek z różnych krajów i epok. W 2013 roku Zamek Żupny został wpisany na Listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO. 
 
 069 
 
 068  067
 
W pobliżu zamku wznosi się jedyna ocalała kamienna baszta obrona. Za czasów Kazimierza Wielkiego Wieliczkę otaczał mur z dwiema bramami i aż dziewiętnastoma basztami. Ta, która stoi do dziś, przez lata pełniła wiele funkcji: była więzieniem, strzelnicą, a nawet mieszkaniem kapelana żupnego. 
 
087
 
Obok zamku stoi też kościół parafialny pw. świętego Klemensa – papieża i patrona górników. Jest trzecią świątynią wzniesioną w tym miejscu. Pierwsza powstała z fundacji zamożnych wielickich mieszczan w XIV wieku. Codziennie rano odprawiano w niej mszę zwaną „kopacką” w intencji górników schodzących pod ziemię. W XVIII wieku silne tąpnięcie w kopalni naruszyło bryłę kościoła. Podjęto więc decyzję o jego rozbiórce. Kościół w obecnym kształcie został zbudowany w XIX wieku. Z dawnych czasów ocalały jedynie barokowa kaplica Morsztynów i dzwonnica ufundowana przez Jana III Sobieskiego po zwycięstwie pod Wiedniem. 
 
 061
 
Na tyłach kościoła znajduje się najstarszy wielicki szyb – Regis, jedyny pochodzący jeszcze ze średniowiecza. Powstał w XIV wieku na polecenie króla Kazimierza Wielkiego. Dziś szyb służy turystom ciekawym górniczego fachu. Każdy chętny dostaje strój, kask i stosowny ekwipunek. Staje się początkującym górnikiem, czyli śleprem, który pod okiem przodowego wykonuje powierzone mu zadania. Może też, jak prawdziwy górnik, wykuć trochę soli i zabrać ją do domu. Nie próbowałam, ale brzmi ciekawie.  
 
064
 
Biegnąca obok szybu Regis ulica Zamkowa prowadzi do Rynku Głównego. Oprócz wspomnianego wielowymiarowego malowidła zdobią go dziewiętnastowieczne kamieniczki i pałac Przychockich, choć w przypadku pałacu wyraz „zdobią” jest trochę na wyrost. Nie wiedzieć czemu w czasie ostatniej rewitalizacji rynku przystrojono go schodami wyglądającymi jak zbyt duża sztuczna szczęka. W dodatku między nimi umieszczono fontannę. Kiedyś miał zwykłe schody i moim zdaniem wyglądał lepiej. Pałac zbudowali pod koniec XVIII wieku Jan Przychocki i jego syn Kazimierz, wzbogaceni na handlu solą. Dziś mieści się w nim szkoła. 
 
 078
 
W Wieliczce jest też pałac Konopków, zwany pałacem salinarnym. Wybudowali go bracia Jan i Piotr Konopkowie w latach osiemdziesiątych XVIII wieku. Podobnie jak Przychoccy, majątku dorobili się na handlu solą. Konopkowie sprzedali pałac władzom austriackim, które przeznaczyły go na potrzeby kopalni. Po II wojnie światowej mieściły się w nim biblioteka i ośrodek kultury, a dziś – oddział Instytutu Pamięci Narodowej. 
 
077
 
Ci, którzy wzbogacili się na soli, mieszkali w pałacach, ci którzy ją wydobywali – w kolonii górniczej Niwa. Kolonia powstała na początku XIX wieku i charakteryzowała się starannym wykonaniem i dekoracyjnością budynków – każdy ozdobiony był secesyjnym medalionem z motywem roślinnym. 
 
065
 
066
Ten ornament nie pochodzi z domu zbudowanego w kolonii Niwa,
ale jest tak ładny, że nie mogłam się oprzeć, by go tu nie umieścić
 
Oprócz stałych mieszkańców w Wieliczce przebywali też goście. Jednym z nich był Honoriusz Balzak. Zatrzymał się w hotelu pod „Pod złotym aniołem”. Jechał z Paryża do Eweliny Hańskiej i tak bardzo się spieszył, że nie zdążył zwiedzić kopalni. 
 
075
 
Najczęściej jednak to właśnie kopalnia, a nie kobieta, była i jest celem wyprawy do Wieliczki. Czas więc na największą atrakcję miasta – podziemną trasę turystyczną.   
 
Zjeżdża się do niej szybem Daniłowicza, wybitym w XVII wieku. Od rana do wieczora kłębią się przed nim tłumy przybyszów z całego świata. Pierwsi turyści zjechali na dół pod koniec XVIII wieku. Towarzyszyli im górnicy z pochodniami. Wśród znamienitszych gości byli car Aleksander I, cesarz Franciszek I, Goethe, Chopin i Matejko.  
 
 076
 
081
 
Kopalnię zwiedziłam kilka lat temu. Miałam mieszane uczucia – labirynt ponurych, szarych, okablowanych korytarzy prowadzi do sal, kaplic i innych pomieszczeń ozdobionych solnymi rzeźbami. Niby wszystko robi wrażenie, ale jakieś to takie sztuczne. Bardziej podobała mi się podziemna ekspozycja Muzeum Żup Krakowskich, trasa „nieturystyczna”, pokazująca, jak kiedyś sól wydobywano. Może elementy ludzkie i zwierzęce (w kopalni pracowały konie) bardziej do mnie przemówiły niż wydłubane z soli figurki. Niemniej, jest to jedyna taka kopalnia na świecie i tym zasłużyła sobie na jedno w pierwszych miejsc na Liście światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO. Trafiła tam w 1978 roku. 
 
Do Wieliczki przybywają nie tylko turyści, lecz także ludzie pragnący poratować zdrowie. Na początku XX wieku tuż za szybem Daniłowicza wzniesiono budynek łazienek salinarnych. Planowano bowiem zbudować kilka obiektów leczniczych i przekształcić Wieliczkę w nowoczesne uzdrowisko. Z planów nic nie wyszło. Łazienki zostały jedynym budynkiem, w którym można było zażywać kąpieli solankowych. Bezpłatnie korzystali z nich pracownicy kopalni i ich rodziny. Dziś w budynku mieści się hotel. Położony jest pięknie tuż obok parku świętej Kingi.  
 
082
 
W połowie XX wieku powrócono do planów wykorzystania podziemnego mikroklimatu w leczeniu chorób układu oddechowego. Najniżej położone podziemne sanatorium znajduje się na głębokości ponad 200 metrów. Panujące w kopalni podwyższone ciśnienie powietrza powoduje lepsze przyswajanie tlenu przez organizm. Leczeniu astmy, bronchitu i innych tego typu dolegliwości sprzyja też zjonizowane powietrze. Obecność jonów ujemnych w jego składzie jest niemal dziesięciokrotnie wyższa niż na powierzchni ziemi. 
 
Ci mniej chorzy lub po prostu zmęczeni zwiedzaniem miasta – czyli tacy jak ja – mogą odpocząć w tężni zasilanej solanką z kopalni. To nowa inwestycja. Tężnia powstała w 2014 roku. Zbudowano ją z drewna modrzewiowego, które jako jedyne nie gnije w morskiej wodzie, i z wiązek tarniny. Jest piętrowa, a na samej górze znajduje się taras. 
 
062
 
063
 
Widać z niego kościół pw. świętego Franciszka i klasztor franciszkanów-reformatów. Został wybudowany w XVII wieku z fundacji Zygmunta III Wazy. Kościół jest Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej Księżnej Wieliczki i ośrodkiem kultu sługi bożego Alojzego Kosiby, który w wielickim klasztorze spędził sześćdziesiąt lat.  
 
070
 
071
 
W klasztornych murach mieszkali nie tylko zakonnicy. W czasie II wojny światowej kwaterowała tu żandarmeria niemiecka, a potem, po wyzwoleniu, żołnierze sowieccy. Przez kilka lat klasztor był siedzibą NKWD i MO. W 1992 roku zabudowania klasztorne omal nie przestały istnieć. W wyniku ruchu ziemi w kopalni zawalił się mur klasztorny, a na ścianach budynków pojawiły się rysy. Klasztor szczęśliwie ocalał. Odnowiony, prezentuje się pięknie.
 
072
 
Podobnie jak ogród, w którym znajduje się wybudowana w 2000 roku wielicka Porcjunkula – jedyna w świecie wierna kopia trzynastowiecznej kaplicy Matki Bożej Anielskiej, położonej nieopodal Asyżu i związanej z działalnością świętego Franciszka.   
 
073
 
074
 
W Wieliczce jest jeszcze jedno miejsce kultu, trochę niepasujące do tego gwarnego, górniczego miasta. To szesnastowieczny drewniany kościół położony na wzgórzu Babiny. Zbudowano go pod koniec XVI wieku, by zatrzymać szalejącą w mieście epidemię cholery. Patronem kościoła został święty Sebastian, orędownik w czasie epidemii i patron cierpiących na choroby zakaźne. Twórcą polichromii w kościele jest Kazimierz Tetmajer.
 
060
 
Park świętej Kingi, tężnia, okolice kościoła pw. świętego Sebastiana czy kolonia Niwa to nieliczne w Wieliczce ciche, spokojne miejsca. Przez miasto przejeżdżają setki samochodów, co sprawia, że jest głośne i smrodliwe. Niestety, doświadczyłam tych uroków na kwaterze – w willi Graża. Miejsce ma wady. Trafił mi się pokój mały, bardzo skromny i od ulicy. Drugim minusem jest brak aneksu kuchennego. W korytarzu stoi wprawdzie czajnik, ale z lodówki można korzystać w kuchni właścicielki, co nie jest wygodne. Goście nie dostają też kluczy do domu, co jest jeszcze mniej wygodne, bo jeśli właścicielka wyjdzie, to nie można dostać się do mieszkania. Poza tym było całkiem przyjemnie. Właścicielka sympatyczna, do domu przylega piękny ogród, a bliskość ulicy miała plusy – przystanek autobusowy.  
 
Wieliczka słynie z kopalni soli, ale to nie w niej, lecz w pobliskiej Bochni znajduje się najstarszy szyb solny w Polsce. Jest nim Sutoris, czyli Szewczy. Złoża soli odkryto tu w połowie XIII wieku. Przez lata Bochnia była jednym z najważniejszych miast w Polsce. W XVIII wieku wydobywano tu do 3200 beczek soli dziennie. Kopalnia pracowała jeszcze w latach 80. XX wieku i niemal do końca stosowano w niej niezmienione techniki wydobywcze – ostatni koń opuścił kopalnię dopiero w latach 60. XX wieku. Dziś w kopalni jest hotel, uzdrowisko oferujące inhalacje i trasa turystyczna. Prowadzi między innymi do ogromniej, mierzącej 260 metrów, komory Ważyn, w której można przenocować, urządzić wesele lub pograć w kosza, siatkówkę albo w piłkę nożną. Można też zjechać ze zjeżdżalni wysokiej na 140 metrów. Podobnie jak kopalnia soli w Wieliczce, również i ta – bocheńska – została wpisana na Listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO. 
 
001
 
Ogromny rozwój Bochni nastąpił w XIV wieku dzięki królowi Kazimierzowi Wielkiemu. W 1870 roku wdzięczni mieszkańcy uchwalili, że swemu „ojcu i wielkiemu dobrodziejowi” wystawią pomnik na rynku. Tak i uczynili. Kazimierz Wielki stoi na kolumnie do dziś. Patrzy na otaczające rynek mieszczańskie kamieniczki z przełomu XVII i XVIII wieku oraz zabudowania dawnego klasztoru dominikanów, w których dziś mieści się Muzeum Regionalne im. profesora Stanisława Fiszera.
  
007
 
008
 
Budynkiem, który w Bochni najbardziej – dosłownie – rzuca się w oczy jest bazylika pw. świętego Mikołaja. Nic dziwnego, jest jedną z największych świątyń w Małopolsce. Powstała w połowie XV wieku. Dwa wieki później niemal doszczętnie zniszczyli ją Szwedzi. Bazylikę odbudowano w stylu barokowym dzięki funduszom króla Jana Kazimierza. Robi wrażenie nie tylko swym ogromem, lecz także bogatym wyposażeniem. Tuż obok świątyni stoi modrzewiowa dzwonnica. Oryginalna, siedemnastowieczna, spłonęła w 1989 roku. Ta, którą można teraz oglądać, jest jej kopią.
 
002
 
003
 
Podobała mi się Bochnia, i to dużo bardziej niż hałaśliwa i szczelnie wypełniona turystami Wieliczka. Z przyjemnością chodziłam po cichych, spokojnych uliczkach, przyglądałam się starym kamienicom.
 
006
 
Na niektórych znalazłam ślady sławnych osób. W Bochni, u szwagra Leonarda Serafińskiego, gościł Jan Matejko, a w tym domu pierwsze kroki na scenie stawiała Helena Modrzejewska.   
 
004
 
005
 
Z Bochni niedaleko do Nowego Wiśnicza, miasteczka położonego na wzgórzach Wiśnicko-Lipnickiego Parku Krajobrazowego. Dawno temu przez miejscowość przebiegał szlak handlowy na Węgry. Strzegły go dwie budowle: warowny klasztor karmelitów i zamek. 
 
Zamek w XIV wieku wznieśli Kmitowie. Po bezpotomnej śmierci ostatniego z rodu przeszedł w ręce Sebastiana Lubomirskiego – starosty spiskiego oraz żupnika bocheńskiego i wielickiego. Stanisław, syn Sebastiana, przy pomocy włoskich mistrzów, przekształcił go w palazzo in fortezza. Na wzgórzach założył park i zwierzyniec, a w zamku zgromadził liczne dzieła sztuki, w tym obrazy Rafaela i Tycjana. Wiśnicki zamek stał się rodową siedzibą Lubomirskich, jedną z najświetniejszych polskich rezydencji.
  
 054
 
W podzięce za zwycięstwo pod Chocimiem Stanisław Lubomirski ufundował w Wiśniczu kościół i klasztor karmelitów. Wraz z zamkiem tworzyły ogromny kompleks obronny, który zresztą na nic się nie zdał, bo w czasie potopu Szwedzi zamek zdewastowali i ograbili. Siedziba Lubomirskich nie odzyskała już dawnego znaczenia. Zniszczyły ją pożary, nieudane przebudowy i niedbalstwo późniejszych właścicieli. W 1901 roku Zjednoczenie Rodowe Lubomirskich odkupiło zamek. Prace nad przywróceniem mu dawnej świetności przerwała II wojna światowa. 
 
085
 
W zamku gościli królowa Bona, Zygmunt August i Barbara Radziwiłłówna. Ta ostatnia bywa w nim do dziś. Przyodziana w białe szaty, nocą błąka się po komnatach i dziedzińcu. Szepce coś i zawodzi. Pojawia się, by przekląć swego truciciela – Piotra Kmitę, który na zamku w Wiśniczu na polecenie Bony podał Barbarze powoli działającą truciznę.
 
083
 
Wiśnicki zamek można zwiedzać, choć muszę przyznać, że niewiele w nim do oglądania. Trochę mebli z różnych epok i w różnych stylach. Z ciekawostek – w zamku Agnieszka Holland kręciła swoją wersję Janosika. Po filmowcach zostały dekoracje. 
 
084
 
W ufundowanym przez Lubomirskiego klasztorze karmelitów od XVIII wieku jest więzienie. Przez tę bramę od wieków wchodzą różnej maści dżentelmeni, najpierw z własnej woli, by służyć Bogu, a dziś wbrew swej woli, by pokutować za grzechy.  
 
056
 
Na przełęczy między zamkiem i budynkami klasztornymi leży Koryznówka – niewielki drewniany dworek z gankiem. Wzniesiono go w latach 50. XIX wieku dla rodziny Leonarda Serafińskiego, szwagra Jana Matejki. Od 1981 roku mieści się w nim muzeum pamiątek po wielkim malarzu. Opiszę je w oddzielnym artykule poświęconym Matejce, teraz wspomnę tylko, że Nowy Wiśnicz wiele mu zawdzięcza. Matejko często gościł w miasteczku. Był tu też w przeddzień wielkiego pożaru, który niemal doszczętnie je strawił. Spóźnił się na pociąg i, czekając na następny, zajął się rysowaniem drewnianych domów i mieszczańskich dworków. Następnego dnia wszystkie te budynki zamieniły się w popiół. Rysunki Matejki są jednym z nielicznych świadectw dawnego wyglądu Wiśnicza. 
 
080
 
W ogrodzie otaczającym Koryznówkę jest tablica poświęcona rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. To właśnie tu ukrywał się od maja do sierpnia 1943 roku po ucieczce z KL Auschwitz. Co więcej, w obozie przebywał pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego, wnuka Leonarda. Przyjmując to nazwisko, był przekonany, że prawdziwy Serafiński zginął w kampanii wrześniowej. 
 
079
 
Pilecki dobrowolnie znalazł się za drutami obozu, by zdobyć informacje o jego funkcjonowaniu i utworzyć tajną organizację wśród więźniów. Trafił tam w 1940 roku i na miejscu dowiedział się, że nosi nazwisko żyjącego – i to całkiem niedaleko – człowieka, który w dodatku jest zastępcą dowódcy wiśnickiej placówki AK. W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku, zagrożony dekonspiracją Pilecki zbiegł z obozu. Pierwsze kroki skierował do Koryznówki, by ostrzec prawdziwego Tomasza Serafińskiego o grożącym mu niebezpieczeństwie. Serafiński udzielił Pileckiemu schronienia. Sam przez trzy tygodnie był przetrzymywany przez Gestapo, zanim mu uwierzyli, że to nie on jest uciekinierem z obozu.
 
W Nowym Wiśniczu jest śliczny, niewielki rynek, obok którego stoi barokowy kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Zbudował go Stanisław Lubomirski. Z placu kościelnego widać jego zamek. 
 
053
 
050
 
W pobliżu niemal każdego kościoła w Polsce stoi rzeźba Jana Pawła II. W Nowym Wiśniczu poszli o krok dalej – ustawili ich całą galerię. Rzeźby zdobią plac między kościołem a szkołą podstawową. Tworzą „ścieżkę dydaktyczną” ukazującą różne etapy życia papieża.
 
051  052
 
Ich autorem jest profesor Czesław Dźwigaj specjalizujący się w papieskich rzeźbach – stworzył ich ponad siedemdziesiąt. Niektóre można zobaczyć na zamku Lubomirskich.  
 
Gdy planowałam wycieczkę w okolice Krakowa, nie brałam pod uwagę Nowego Wiśnicza. Znalazłam się tam przypadkiem, bo akurat nadjechał busik. Zobaczyłam maleńkie miasteczko z wielką historią. W dodatku pięknie położone. Lubię takie niespodzianki. 
 
Następne miejsce na mojej trasie – Lanckorona. Zawsze chciałam tu przyjechać, bo przyciągała mnie ta mieścinka z koroną w nazwie. 
 
044
Herb Lanckorony 
 
Pierwszą osadę, zwaną Villa Hermani, założyli tu niemieccy osadnicy na przełomie XII i XIII wieku. Niemiecki rodowód ma też współczesna nazwa miejscowości – Land (kraj) i Krone (korona). 
 
Centrum wsi tworzy rozległy, pochyły rynek. Otaczają go parterowe, drewniane domki. Ich strome dachy tworzą charakterystyczne podcienia.
 
043
 
Większość domów powstała w drugiej połowie XIX wieku, po wielkim pożarze, który niemal doszczętnie zniszczył Lanckoronę. Szczęśliwe odbudowano ją według pierwotnych planów i dzięki temu przetrwał jej niezwykły klimat. Najefektowniej wygląda wschodnia ściana rynku – niemalże wizytówka wsi. Prawie każdy, kto pisze o Lanckoronie, zdjęciem pobielonego domu ozdabia swój tekst. Nie mogę być gorsza.
 
032
 
033
 
W jednym z domów przy rynku, szczęśliwie ocalałym z pożogi, mieści się Izba Muzealna im. profesora Antoniego Krajewskiego, gromadząca pamiątki po dawnych mieszkańcach regionu. Gdy tam byłam, akurat odnawiali jej dach, ale udało mi się zajrzeć do środka. 
 
086
 
Lanckorona leży na zboczu Lanckorońskiej Góry. Odchodzące od rynku wąskie uliczki pną się więc wyżej i wyżej, oferując piękne widoki na Pogórze Wielickie. Przy uliczkach zaś stoją kolejne maleńkie domki jak z bajki. W niektórych można się zatrzymać na nocleg, do innych zajrzeć, by kupić pamiątki. 
 
 036
 
039
 
041
 
040
 
042
 
Takimi domami, ukrytymi wśród drzew porastających Lanckorońską Górę, są przedwojenna willa Tadeusz, chętnie odwiedzana przez aktorów, pisarzy i poetów, oraz stojąca obok willa Zamek. 
 
037
 
Nad lanckorońskim rynkiem góruje kościół pw. świętego Jana Chrzciciela, z zachowanymi szesnastowiecznymi partiami murów.
 
035
 
Jeszcze wyżej są ruiny zamku wybudowanego na polecenie Kazimierza Wielkiego – ledwie widoczne wśród porastających je krzaczorów. Mimo tych krzaczorów Lanckorona jest jednym z najbardziej urokliwych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałam.
 
Z Lanckorony niedaleko do Kalwarii Zebrzydowskiej, o której napiszę w tekście Wokół Krakowa – coś dla ducha. Teraz przeniesiemy się do Niepołomic. Pewnego wieczoru przemknęłam przez nie jak burza, na którą się zanosiło, ale nawet kropla deszczu nie spadła. Miasteczko jak pięć złotych – zamek, kościół, rynek i kilka ulic. 
 
049
 
Główną atrakcją Niepołomic jest zamek, a ścisłej – imponujący dziedziniec turniejowy, którego nie mogłam niestety podziwiać, bo akurat trwały przygotowania to jakichś lokalnych uroczystości i produkował się zespół Brathanki. Byłam tu kilka lat temu, gdy podczas remontu krakowskich sukiennic do niepołomickiego zamku przewieziono zbiory malarskie, więc żal, że Brathanki zasłoniły mi krużganki, nie był wielki. Sama bryła zamku nie zachwyca, podobnie jak niewielki trawniczek poprzedzielany żwirowymi alejkami, szumnie zwany Ogrodami Bony.  
 046
 
Budowniczym zamku był król Kazimierz Wielki – miłośnik polowań, który potrzebował myśliwskiej rezydencji, by mieć gdzie wypocząć po gonitwie za zwierzem. A że szczególnie upodobał sobie Puszczę Niepołomicką, rezydencję wybudował w jej pobliżu. Od tego czasu w puszczy polowali, a w zamku wypoczywali wszyscy polscy królowie. Władysław Jagiełło zaopatrzył się tu w jadło przed bitwą pod Grunwaldem. Polował tu też Stefan Batory i byłby zginął rozdeptany przez rannego tura, gdyby nie dziewczyna, Justynka, która strzałem z kuszy powaliła zwierzę. Pomnik dzielnej Justynki stoi na niepołomickim rynku.  
 
048
 
Ale wróćmy do Kazimierza Wielkiego. W 2004 roku tuż obok zamkowych murów niepołomiczanie postawili mu pomnik. Władca siedzi na tronie, a za rękę trzyma małego chłopca, chłopskiego syna i… swojego chrześniaka.
 
045
 
Jak chłopaczek dostąpił tak wielkiego zaszczytu? Pewnego razu król Kazimierz zapragnął poznać dolę swego ludu. Zawiesił koronę na kołku, przebrał się w zgrzebne szatki i wmieszał w tłum. Chodził od domu do domu, aż trafił do wieśniaka, któremu urodził się syn. Radość z narodzin dziecka nie była pełna, bo zabrakło chętnych na chrzestnych malucha – nikt nie chciał bratać się z biedakami. Król zgłosił się więc na ochotnika. W dniu chrztu zjawił się przed chłopską chałupą w pełnej gali. Poniósł chłopaczka do kościoła, a w prezencie podarował mu trzos pełen złota i ziemię, by w przyszłości miał na czym gospodarzyć. Do dziś w Niepołomicach żyją potomkowie chłopca, zwą się Trzosy-Kaźmirczaki. 
 
I jeszcze ciekawostka związana z niepołomickim zamkiem. Naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego wykryli tu promieniowanie elektromagnetyczne, podobne do tego na Wawelu. Wiadomo, że Wawel stanął na czakranie – gruczole Ziemi wysyłającym zbawienną dla człowieka energię. O czakranie wiedział oczywiście król Kazimierz Wielki. Codziennie rano stał przyklejony do ściany w kaplicy świętego Gerona na wawelskim zamku, by nabrać sił witalnych na cały dzień… i noc. Gdy przystąpił do budowy niepołomickiej rezydencji, nakazał wykopać skałę spod kaplicy i użyć jej jako kamienia węgielnego, by siły witalne i tu go nie opuszczały. 
 
Drugim niepołomickim zabytkiem jest kościół pw. Dziesięciu Tysięcy Męczenników, obecnie w renowacji – wycieczka bez rusztowań nie byłaby pełna. Ponieważ nie mogę umieścić jego zdjęcia, pokażę jeden z elementów zdobiących mury zewnętrzne – ossarium, czyli szczątki zmarłych.  
 
047
 
Kościół zbudowano w XIV wieku, a przebudowano w XVII po zniszczeniach potopu szwedzkiego. Wewnątrz podziwiać można jedyne w Polsce czternastowieczne włoskie malowidła ścienne. Do kościoła przylegają kaplice: gotycka kaplica królewska, manierystyczna kaplica grobowa Branickich i barokowa kaplica świętego Karola Boromeusza ufundowana przez Lubomirskich. 
 
Za czasów Mieszka I rycerz Dobiesław, zwany Dobkiem, stanął na wysokiej skale i spojrzał na dolinę Raby. Skaliste, trudno dostępne wzgórze, żyzne gleby, rzeka i lasy pełne zwierzyny sprawiły, że postanowił założyć tu osadę. Tak według legendy wyglądały początki Dobczyc, jednej z najstarszych miejscowości w Małopolsce. 
 
Naprawdę nie są one znane. Archeolodzy twierdzą, że tereny te były zamieszkałe na długo przed pojawieniem się legendarnego Dobka. Nie wiadomo też, kiedy zbudowano zamek, który za panowania Kazimierza Wielkiego był warownią broniącą Krakowa. Najprawdopodobniej stało się to na przełomie XIII i XIV wieku. Za czasów Kazimierza Jagiellończyka na zamku z Dobczycach, pod okiem Jana Długosza, nauki pobierali królewscy synowie, między innymi Aleksander Jagiellończyk i Zygmunt Stary oraz święty Kazimierz. Jego sanktuarium znajduje się pod zamkową kaplicą. 
 
 016
 
Z zamku niewiele przetrwało do naszych czasów. Zniszczył go potop szwedzki, a potem miejscowa ludność szukająca ukrytego wśród ruin skarbu. Skarb być może był, bo zamek należał do bogato wyposażonych, o czym świadczą znaleziska archeologiczne. Niektóre można oglądać w dawnych zamkowych komnatach.  
 
Z czasem wokół zamku powstała osada. Przez wieki jej mieszkańców broniły solidne mury, których niewielkie fragmenty zachowały się do dziś. Z dawnych miejskich fortyfikacji, częściowo odbudowanych, można spojrzeć na miasto lub ogromny zbiornik wodny – Jezioro Dobczyckie. 
 
019
 
Jezioro Dobczyckie, mimo że bardzo malownicze, nie ma wielkiego znaczenia turystycznego. Jest zbiornikiem wody pitnej dla Krakowa, od terenów zamkowych odgrodzonym solidną siatką. Jezioro powstało w latach 70. i 80. XX wieku, gdy na Rabie zbudowano betonową zaporę.  
 
017
 
018
 
Poniżej zamku jest niewielki skansen. Choć tworzy go tylko kilka drewnianych budynków, warto do niego zajrzeć, choćby ze względu na dom kultu pochówkowego. 
 
 009
 
015
 
013
 
Na parterze domu pogrzebowego stoi karawan, obok niego trumny, a na ścianach wiszą czarne szaty liturgiczne. Na poddaszu umieszczono katafalk z trumną. Śmierć i pożegnanie zmarłego to tematy przykre, zazwyczaj omijane z daleka. W żadnym ze skansenów, które zwiedzałam, nie widziałam takiej ekspozycji, dlatego poświęcę trochę miejsca zwyczajom i wierzeniom związanym z pochówkiem. 
 
010
 
Umierającemu w przeniesieniu się na tamten świat pomagała gromnica, której przypisywano siłę magiczną i działanie dobroczynne. Wsunięta w ręce konającego, zapewniała mu lekką śmierć i odganiała złe moce. 
 
Oczy zmarłego zamykano, a na powieki kładziono monety, by nieboszczyk nie upatrzył sobie jakiegoś członka rodziny i nie zabrał go ze sobą w zaświaty. By powiadomić sąsiadów o śmierci domownika, wystawiano przed chatę wieko od trumny lub rozsypywano trociny. 
 
011
 
Trumnę ustawiano tak, by zmarły skierowany był nogami do wyjścia. Tak też go wynoszono. Gwarantowało to, że jego dusza na dobre opuści domostwo i nie powróci jako upiór. Zmarłego chowano na trzeci dzień po śmierci. Wierzono bowiem, że przez trzy dni jego dusza krąży w pobliżu miejsca zgonu, a on sam widzi i słyszy wszystko, co dzieje się wokół jego ciała. Przez ten czas powstrzymywano się od sprzątania i gotowania. Zasłaniano też lustra i zatrzymywano wskazówki zegarów. 
 
012
 
Przed wyniesieniem trumny, trzykrotnie stukano nią o próg chałupy, a nawet obnoszono dokoła podwórza, by zmarły mógł pożegnać się z domem i gospodarstwem. Ławy, na których stała trumna, przewracano, by zniszczyć „porządek zaprowadzony przez śmierć”. Po powrocie z cmentarza sprzątano, odsłaniano lustra i nakręcano zegary, by w domu zagościł „porządek żywych”. 
 
020
 
Pogrzeb panny lub kawalera miał wiele elementów obrzędu weselnego. Przedwczesna śmierć zaburzyła nie tylko porządek życia zmarłych, ale też całej społeczności. Aby go przywrócić, młodych chowano w weselnych strojach, trumnę zmarłej panny nieśli kawalerowie, a kawalera – panny. Na stypę wypiekano kołacze zwane korowajami – pieczywo typowo weselne. 
 
Śmierć – pogranicze sfery ciała i sfery ducha. W następnym artykule o ziemiach wokół Krakowa przejdę więc do miejsc mających większy związek z tą drugą sferą. 
 
 
Pisząc ten artykuł, korzystałam z książek: 
 
D. Jędrzejewski, Kraków, Wiedza i Życie, Warszawa 2006. 
M. Międzybrodzka, P. Krokosz, Górnicza Wieliczka, Muzeum Żup Krakowskich, Wieliczka 2009. 
M. Serafińska-Domańska, Koryznówka w Wiśniczu. Muzeum pamiątek po Janie Matejce, Muzeum Okręgowe w Tarnowie, Tarnów 2013. 
 
Oraz z materiałów dostępnych w zwiedzanych obiektach. 
 
czerwiec 2015